Mecz nad mecze, hit nad hitami, wielka piłka, emocje, bramki – tego zwykle można było spodziewać się po potyczkach Barcelony i Valencii. Ale niedzielny mecz będzie trochę inny. A właściwie to nawet zupełnie inny, bo jeszcze nigdy jego stawka nie była tak niska.
Do niedawna oba zespoły nadawały ton rozgrywkom nie tylko w lidze hiszpańskiej. Jeszcze dwa tygodnie temu obie drużyny miały holenderskich szkoleniowców. W obu ekipach roi się od utalentowanych, utytułowanych graczy, których kontrakty opiewają na grube miliony. Ale ostatnie porównanie nie jest już tak górnolotne, bo zarówno Barca jak i Valencia przegrały ten sezon z kretesem. Co prawda Barca ma jeszcze szansę na 2 miejsce w lidze, a Valencia zdobyła Copa del Rey, ale apetyty były dużo, dużo większe.
Dlatego też era holenderskich trenerów w obu klubach dobiegła końca: Koemana w Valencii już nie ma, a Rijkaard jest na wylocie. W obu zespołach szykuje się także rewolucja w kadrze zawodniczej, ale o ile Barca ma pieniądze na pozyskanie nowych graczy (na ich liście życzeń znalazło się 40 piłkarzy!) to borykająca się z problemami finansowymi Valencia będzie musiała pozbyć się kilku graczy, którzy do tej pory stanowili o obliczu drużyny. Oczywiście na czele z Davidem Villą, po którego już dziś ustawia się kolejka. Najlepszy strzelec Los Che raczej nie przejdzie do Chelsea, która oferowała za niego 20mln funtów, ale wyjazd na wyspy wcale nie jest wykluczony (Arsenal? Tottenham?). A może za 30 mln zostanie w Hiszpanii i zagra dla Realu?
Barca nie wygrała w lidze od 5 kolejek. Valencia, po 4 porażkach z rzędu, tydzień temu wreszcie zgarnęła 3 punkty. Mecze pomiędzy tymi drużynami były zawsze zacięte – za wyjątkiem pogromu w pierwszej rundzie (3:0 dla Barcy) – ale ostatnio lepiej wiodło się Valencii, która nie przegrała na Camp Nou od czerwca 2001r (4 remisy i 2 zwycięstwa). Być może Barca w końcu wygra, ale czy kogoś to będzie obchodzić?