Sytuacja GKS-u Bełchatów przed rozpoczynającą się wkrótce rundą wiosenną nie wygląda różowo. O przyczynach takiego stanu rzeczy rozmawialiśmy z kapitanem bełchatowian, Grzegorzem Baranem.
Zacznijmy od tematu niekoniecznie przyjemnego: jak podsumowałby Pan rundę jesienną w wykonaniu GKS-u Bełchatów i co złożyło się na taki, a nie inny końcowy rezultat?
Trudno podsumować to w jednym zdaniu, jednak na pewno runda wypadła katastrofalnie i mam nadzieję, że taka druga nam się nie przydarzy. Z pewnością wpłynęło na to wiele czynników, począwszy od tego, że przed startem rundy nie wiedzieliśmy nawet, czy wystartujemy w rozgrywkach, kto będzie w kadrze, kto przyjdzie, kto odejdzie. Wszystko krystalizowało się dopiero w momencie, kiedy powinniśmy już zaczynać przygotowania do sezonu. Od początku rundy trener nie miał łatwego zadania, sam nie wiedział bowiem, jakimi zawodnikami będzie dysponował. Mieliśmy też kłopoty ze sponsorem i wszystkie te problemy nawarstwiły się na siebie i skutkowały złym startem. Terminarz nas nie rozpieszczał i zaczęliśmy porażkami, chociaż w początkowych meczach graliśmy całkiem niezłą piłkę. Niestety brakowało nam szczęścia i często traciliśmy bramki w końcówkach, co jeszcze długo siedziało w naszych głowach, powodując, że każdy kolejny mecz był coraz trudniejszy. Później doszły jeszcze zawirowania na stanowisku trenera, co również przełożyło się na nasze występy.
A jak na to zamieszanie z trenerami reagowali zawodnicy?
Na pewno ta sytuacja odbiła się na naszej grze. Aż trzech różnych trenerów w jednej rundzie nie miała chyba żadna inna drużyna. Wiadomo, że każdy miał swoją wizję gry, chciał pracować w konkretnym kierunku, wypracowywać różne zagrania. Jesienią było ich trzech, co na pewno nie wpłynęło pozytywnie na zespół. Teraz do klubu wrócił stary-nowy trener i zobaczymy, czym to poskutkuje. Aktualnie sytuacja organizacyjno-finansowa też nie stoi na najwyższym poziomie i mamy tego świadomość. Nie ma pieniędzy na wyjazd na zagraniczny obóz, ale takie są realia. Musimy się z tym pogodzić i grać tym, co mamy, po przygotowaniach takich, jakie były.
A gdyby spośród tych trzech szkoleniowców miał Pan wybrać tego, z którym pracowało się najlepiej?
Od każdego trenera staram się wynieść coś pozytywnego, wziąć coś najlepszego, co ma. Nie mogę jednoznacznie określić, z którym z nich współpraca układała mi się najlepiej. Życie pisze różne scenariusze i nie można w nim palić za sobą mostów [śmiech].
Kiedy Michał Probierz przychodził do klubu, nadzieje były bardzo duże, jednak wszystko prysło dosyć szybko.
Zgadza się, nie ma tu co ukrywać. Jako zawodnicy wiązaliśmy z przyjściem trenera Probierza duże nadzieje, ponieważ jest on znany ze swojego charakteru i charyzmy. Wlał on w nasze serca promyk nadziei, dostał informację, że zespół będzie budowany tak, jak on tego będzie oczekiwał. Niestety minął miesiąc, półtora i znowu coś zaszwankowało, postanowienia władz były inne od tych ustalonych. W klubie ciągle się coś zmienia i myślę, że właśnie na tym polega nasz największy problem.
Jak zespół zapatruje się na ponowną współpracę z Kamilem Kieresiem?
Musimy nastawiać się pozytywnie. Jako zawodowcy musimy nastawić się na ciężką pracę i zaakceptować to, co dany trener przedstawia. Trener Kiereś to bardzo pracowity człowiek, w klubie spędza chyba więcej czasu niż z własną rodziną [śmiech]. Każdy szkoleniowiec ma swoją wizję i nakreślony plan, a trener Kiereś na pewno nie ma łatwego zadania. Z pewnością chciałby grać sparingi z jak najlepszymi zespołami i przygotowywać się do rundy w jak najlepszych warunkach, a tego niestety nie ma. Trener jednak akceptuje taką sytuację, a na pytania odpowiadać będą wyniki. Część piłkarzy odeszła, część przyszła, a wszystko zweryfikuje boisko.
Do początku rundy zostało Wam 12 dni. Jakie nastroje panują w zespole?
Przed nami bardzo trudna runda, zaczynamy z Wisłą, potem gramy na Legii, więc początek nie będzie łatwy. Mimo wszystko musimy podejść z wiarą i optymizmem, aczkolwiek na chwilę obecną ciągle nie wiemy, kto dokładnie będzie w kadrze. Do startu ligi zostało 12 dni, a kadra ciągle nie jest zamknięta, znów mamy problemy pozasportowe. Powtarza się niestety sytuacja sprzed pół roku, jednak my musimy skupić się na swojej pracy i wykonać ją jak najlepiej. Nie mam zamiaru mówić, że jest fajnie, kolorowo i pięknie, lecz wszystko wyjaśni się na boisku.
Dla Pana indywidualnie ubiegły rok zakończył się źle, czerwona kartka z meczu z Piastem Gliwice wykluczyła bowiem Pana z udziału w meczach z Wisłą i Legią.
Niestety w dwóch pierwszych meczach nie zagram, jednak jeszcze raz pragnę podkreślić, że nie miałem zamiaru zrobić krzywdy Podgórskiemu. Poniosły mnie nerwy, przegrywaliśmy 1:3 u siebie w bardzo ważnym spotkaniu. Chciałem po prostu agresywnie zaatakować piłkę, Podgórski zrobił jednak dobry zwód w drugą stronę, a ja nie zdążyłem wyhamować. Jeszcze raz podkreślam, że moim celem nie było zrobienie krzywdy zawodnikowi Piasta.
Czy oprócz walki o utrzymanie wiąże Pan jakieś inne, indywidualne nadzieje z nadchodzącą rundą?
Wiadomo, że będziemy walczyć do końca i starali się robić to jak najlepiej, jednak w naszej sytuacji nie możemy planować niczego na dłuższą metę. Musimy się skupić na tym, aby każdy kolejny mecz zagrać jak najlepiej i regularnie punktować. Nie możemy myśleć teraz, co będzie w marcu czy kwietniu, lecz musimy skupiać się na każdym pojedynczym meczu i liczyć, że będzie nam szło coraz lepiej.