Skoro pod lupę wzięliśmy mistrzów ze Skandynawii i Europy Wschodniej, czas na Bałkany. Na gorącym południu Starego Kontynentu gra o tytuły zazwyczaj kończy się walką na noże i do ostatniej minuty finałowej kolejki. Kto w tym sezonie cieszył się z mistrzostwa i może stanąć na drodze Legii w eliminacjach Ligi Mistrzów? Jak to w kociole bałkańskim bywa, nie obyło się bez niespodzianek.
Grecja – Olympiakos (30 meczów, 85 punktów; bilans bramkowy 81-16)
Kwestia mistrzostwa została rozstrzygnięta pod koniec… stycznia! To tylko pokazuje, jaka przepaść dzieli Olympiakos od reszty stawki. Śmiemy twierdzić, że czegoś takiego w Europie jeszcze nie było. Oczywiście wieloletnie hegemonie się zdarzały, ale nie aż takie. Piłkarze z Pireusu zdobyli 85 na 90 możliwych punktów!
Ale nie ma co się dziwić, bo mistrzowie Grecji są właściwie jedynym nieborykającym się z problemami klubem w kraju. Działacze Panathinaikosu i AEK-u Ateny modlą się, by związać koniec z końcem, a Olympiakos wydaje 20 milionów na transfery. Przed rozpoczęciem sezonu kupili między innymi Browna Ideye i Lukę Milivojevicia.
Przewaga Olympiakosu nad czołówką ligi (źr. Transfermarkt.pl)
W tym sezonie prym w zespole nie wiodła jednak żadna ze ściągniętych gwiazd, a wychowanek klubu z Pireusu – Kostas Fortounis, jeden z najbardziej utalentowanych greckich zawodników w XXI wieku. Ofensywny pomocnik ma 23 lata, a tegoroczne rozgrywki zakończył z dorobkiem 18 bramek i 13 asyst. Robi wrażenie, prawda? Na skautach europejskich potęg zrobiło, bo już mówi się o przenosinach Greka do Borussii Dortmund.
Polscy kibice powinni przyglądać się temu, co dzieje się w Pireusie, bo mistrz Grecji pierwszy raz od lat zagra w eliminacjach Ligi Mistrzów. Wydaje się, że spotkanie Legii z takim rywalem nie zakończyłoby się dla warszawian zbyt dobrze.
Chorwacja – Dinamo Zagrzeb (36 meczów, 85 punktów; bilans bramkowy 67-19)
Dominacja stołecznego klubu wciąż trwa. To już 11. tytuł z rzędu zdobyty przez Dinamo. Taką passą nie mogli się nawet poszczycić najwięksi krajowi dominatorzy w Europie. Wydaje się jednak, że z każdym rokiem twardy mur mistrzów z Zagrzebia powoli kruszeje. Głównie za sprawą miarowo rozwijającej się HNK Rijeki. W tym sezonie ich strata do mistrzów wynosiła zaledwie osiem punktów, a zwiększyła się do takich rozmiarów w momencie, kiedy jasne się stało, że tytuł obroni Dinamo.
W zespole prowadzonym przez Zorana Mamicia prym wiodło kilku interesujących zawodników, ale co ciekawe, żaden z nich nie jest wychowankiem klubu z północy Chorwacji, ba, nie jest nawet obywatelem tego kraju! Kluczową postacią był 21-letni Bośniak Armin Hodzić, który zdobył 13 bramek w 24 meczach. Już teraz zagięło na niego parol kilka klubów z Bundesligi.
W kontekście Dinama należy również wspomnieć, że obecny sezon był o tyle ciężki i przełomowy, że z rolą dyrektora klubu pożegnał się charyzmatyczny Zdravko Mamić, który trząsł futbolem w całym kraju. Obecnie pełni enigmatycznie brzmiącą rolę „doradcy”. W kontekście ewentualnego pojedynku w el. LM Legia – Dinamo wydaje się, że w uprzywilejowanej pozycji jest nasza drużyna.
Serbia – Crvena zvezda Belgrad (35 meczów, 48 punktów; bilans bramkowy 90-26)
Crvena zvezda rozniosła w pył ligę serbską w tym sezonie. Mimo podziału punktów kwestia mistrzostwa była w zasadzie rozstrzygnięta już w lutym, bo drużyna z Belgradu przegrała zaledwie dwa razy w 35 meczach! Przed rozpoczęciem nowego sezonu kluczowe będzie to, czy w poszukiwaniu „talentów” europejskie kluby nie rozbroją mistrzowskiego zespołu. W lipcu na pewno odejdzie do Liverpoolu 21-letni Marko Grujić, ale będzie to strata, z którą da się żyć.
Marko Grujić w akcji
Mistrzostwo dla Crveny zvezdy załatwił duet doświadczonych napastników: Hugo Viana i Aleksandar Katai, którzy łącznie strzelili 38 bramek w sezonie. Ten pierwszy po nieudanym pobycie w Torpedo Moskwa dopiero w Belgradzie wreszcie zaczął grać na miarę potencjału.
Słowenia – Olimpija Ljubljana (35 meczów, 71 punktów; bilans bramkowy 72-25)
Takiego rozstrzygnięcia w Słowenii nie spodziewali się chyba nawet sami piłkarze Olimpiji. Jeszcze dwa lata temu detronizacja Mariboru wydawała się nierealna. Jednak stołeczny zespół, którego właścicielem jest Milan Mandarić (były właściciel Portsmouth w czasach świetności klubu), sukcesywnie rozwijał się od kilku lat, niwelując przy tym stratę do Mariboru.
Olimpija praktycznie przez cały sezon przewodziła w lidze (źr. Transfermarkt.pl)
Dlatego też patrząc na kadrę zespołu, widzimy bardzo dobrą jak na bałkańskie warunki ekipę, która może zaznaczyć swoją obecność w europejskich pucharach. Mimo że w oknie zimowym sprzedano dwóch kluczowych zawodników zakończonych rozgrywek (Andraż Sporar za 3,3 mln euro do FC Basel i Ezekiel Henty do Lokomotiwu Moskwa za 5 mln euro), zespół obronił trzypunktową przewagę nad Mariborem.
Obecnie o sile drużyny decyduje dwójka młodziutkich skrzydłowych Rok Kronaveter i Blessing Eleke, a w ekipie z Ljubjlany kilka groszy do mistrzowskiego tytułu dorzucił znany nam Miroslav Radović. Olimpiji warto się przyglądać, bo rośnie nam kolejna ciekawa bałkańska drużyna.
Bośnia i Her. – Zrinjski Mostar (30 meczów, 69 punktów; bilans bramkowy 52-17)
W ostatnich latach Zrinjskiemu wiodło się różnie, bo regularnie przegrywał walkę o mistrzowski tytuł z sarajewską dwójką FK i Zeljeznicar. Klub ze 100-tysięcznego Mostaru wykorzystał niespodziewany kryzys formy wielkich rywali i bez większych problemów sięgnął po mistrzowski tytuł. Właściwie od początku sezonu podopieczni niedoświadczonego szkoleniowca Vinko Marinovicia rozsiedli się na fotelu lidera, oddając go tylko raz na kilka kolejek w środku rozgrywek.
Na wyróżnienie zasługuje strzelec 11 bramek w rozgrywkach, Jasmin Mesanović. Bośniak po nieudanym pobycie w NK Osijek wrócil do ojczyzny i udowodnił, że strzelać gole potrafi. Ma dopiero 23 lata i pewne wydaje się, że wyląduje w przyszłości dużo wyżej. Wysoko w europejskich pucharach nie skończy za to sam Zrinjski, dla którego sukcesem będzie wygranie dwumeczu w el. LM
Czarnogóra – Mladost Podgorica (31 meczów, 67 puntków; bilans bramkowy 51-24)
Mistrzostwo po czterech latach przerwy wreszcie wraca do stolicy kraju. Jednak nie do etatowego faworyta ligi Buducnostu, ale dużo mniejszego Mladostu Podgorica. Najważniejszą postacią drużyny był jej trener Nikola Rakojević, który zbudował drużynę młodych, głodnych sukcesu zawodników grających bardzo ofensywnie (nie oglądaliśmy gry Mladostu, ale wierzymy, że nasi koledzy z Czarnogóry nie przesadzają z zachwytami nad doświadczonym szkoleniowcem).
Architektem wybitnej jesieni zespołu był znany z polskich boisk Damir Kojasević, który grał w latach 2009-2010 w Jagiellonii Białystok i Górniku Łęczna. Po odejściu napastnika do Vardaru Skopje zimą tego roku Mladost lekko przygasł, ale bez problemu zdobył mistrzostwo. Należy jednak dodać, że tytuł to jedno, a gra w europejskich pucharach to zupełnie inna sprawa. Gracze Rakojevicia zostaną boleśnie rozjechani przez pierwszego lepszego rywala.
Macedonia – Vardar Skopje (31 meczów, 77 punktów; bilans bramkowy 66-17)
Dominacja najbardziej znanego macedońskiego klubu trwa. W ostatnich pięciu latach jedynie raz oddali mistrzostwo rywalowi zza miedzy – Rabotnickiemu. Jedyną siłą Vardaru jest to, że na tle biednej ligi finansowo prezentuje się w miarę przyzwoicie i może wyrywać rywalom najlepszych zawodników, np. Darko Velkovski kupiony za 150 tys. euro z Rabotnickiego.
W kadrze zespołu jest kilku piłkarzy z przeszłością w dobrych europejskich klubach jak chociażby Goran Popov, Boban Grncarov czy Dejan Blażevski. Jest w niej kilka znajomych twarzy z polskich boisk. W końcu Filip Ivanovski został w poprzednim sezonie królem strzelców ligi macedońskiej, grając w barwach Vardaru, a głębokim rezerwowym jest stary i poczciwy Zlatko Tanevski.
W przypadku mistrza Macedonii eliminacje Ligi Mistrzów zakończą się na pierwszej poważnej przeszkodzie. Kibice Legii nie obraziliby się, gdyby właśnie Vardar ich klub wylosował w 2. rundzie. W sezonie 2002/2003 pewnie ograli słabszych rywali 4:2 w dwumeczu.
Albania – Skenderbeu Korcza (36 meczów, 79 punktów; bilans bramkowy 73-27)
Szósty z rzędu tytuł dla Skenderbeu stał się faktem dokładnie 15 minut temu. Zespół z Korczy musiał do ostatniego meczu drżeć o mistrzostwo, ale w ostatniej kolejce wygrał z Flamurtari i przypieczętował triumf. Jednak klub zdobył tytuł głównie dzięki beznadziejności rywali. W tym sezonie dominatorzy wielokrotnie się potykali, ale podobnie jak ma to miejsce w Bułgarii czy Chorwacji inne drużyny są niezdolne, by im w jakikolwiek sposób zagrozić.
W zespole opartym w większości na Albańczykach główną rolę odgrywa doświadczony Hamdi Salihi, który zdobył 21 bramek w 22 meczach. 32-latek jest nie tylko głównym strzelcem drużyny, ale też jej alfą i omegą. Piłkarz, który grał w Rapidzie Wiedeń, DC United, Hapoelu Hajfa, po prostu przerasta o głowę ligową szarzyznę. Zimą odeszło dwóch innych zdolnych zawodników, Kosowianin Berisha do Anży i Nigeryjczyk Peter Olayinka do Gentu.
Dobra kampania 2015/2016, kiedy to albański klub grał w fazie grupowej Ligi Europy, zwiększyła oczekiwania wobec Skenderbeu, ale wydaje się, że następny sezon może nie być już tak udany.
Bułgaria – Ludogorec Razgrad (30 meczów, 70 punktów; bilans bramkowy 54-17)
Na ogromnym zamieszaniu, jakie panowało przed sezonem w bułgarskim futbolu (degradacja CSKA i Lokomotiwu Sofia), najbardziej zyskał potentat ostatnich lat, czyli Ludogorec. Drużyna, która pojawiła się znikąd i zdominowała tamtejsze rozgrywki, jeszcze bardziej powiększyła swoją przewagę nad resztą stawki. W tym momencie, na dwie kolejki przed końcem, ich przewaga wynosi 14 punktów nad drugim Lewskim.
Przed rozpoczęciem sezonu zespół został wzmocniony dobrymi zawodnikami z Brazylii. Transfery do klubu wyniosły ponad 6,5 mln euro. W Polsce o takich sumach możemy na razie pomarzyć. Jednak działacze nowego mistrza Bułgarii musieli tak postąpić, bo z drużyny odeszło kilku kluczowych piłkarzy (Junior Caicara do Schalke, Roman Bezjak do Rijeki, Alexandre Barthe do Grasshoppersu).
W zespole Ludogorca warto zwrócić uwagę na strzelca 15 bramek w sezonie Claudiu Keseru i ofensywny tercet Brazylijczyków Wanderson – Jonathan Cafu – Marcelinho. Patrząc na kadrę mistrzów Bułgarii, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w spotkaniu z nimi Legia miałaby spore problemy.
Rumunia – Astra Giurgiu (36 meczów, 48 punktów; bilans bramkowy 62-38)
Cóż, spory przewrót w Rumunii, który był jednak przewidywany przez wielu ekspertów. Po trzyletniej dominacji Steauy Bukareszt tytuł trafił w ręce kogoś innego. Pochodząca z 50-tysięcznego miasteczka na południu kraju Astra, a wcześniej FC Ploiesti, nigdy nie należała do ligowych potentatów. Jednak wystarczyło tylko kilka lat, by wraz z pomocą pieniędzy Ioana Niculae klub stał się istotną siłą ligi.
W poprzednim sezonie drużyna skupiła się na europejskich pucharach, natomiast w tym cel był jeden – zdobycie mistrzostwa kraju. Przed rozpoczęciem rozgrywek ściągnięto na zasadzie wolnego transferu kilku doświadczonych zawodników i w obliczu kryzysu formy Steauy zespół nie bez problemów zdobył mistrzowski tytuł.
Na kogo warto zwrócić uwagę w drużynie z Giurgiu? Na pewno na Denisa Alibeca, o którym mówi się, że może trafić do warszawskiej Legii. 25-latek przez wiele lat tułał się po rezerwach włoskich klubów, ale dopiero w Astrze pokazał, że potrafi strzelać bramki (26 meczów – 16 goli i 13 asyst). Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że nowy mistrz Rumunii wygrał ligę nie dzięki własnej sile, a bardziej słabości reszty. W Europie nic wielkiego im nie wróżymy.
https://www.youtube.com/watch?v=PCjJeB3J1qA
Denis Alibec to największa gwiazda Astry, a w przyszłości być może zawodnik Legii Warszawa
Węgry – Ferencvaros (33 mecze, 76 punktów; bilans bramkowy 69-23)
12 lat trwało oczekiwanie kibiców Ferencvarosu, największego węgierskiego klubu, na odzyskanie mistrzowskiej patery. W tym sezonie właściwie już od początku rundy wiosennej wiadomo było, kto zdobędzie tytuł. W pierwszych 15 meczach rozgrywek zespół prowadzony przez Thomasa Dolla zdobył 43 na 45 możliwych punktów (!), zapewniając sobie tym samym bezpieczną przewagę nad resztą stawki.
Na papierze drużyna wygląda względnie silnie, bo gra w niej kilku reprezentantów kraju mających za sobą europejską przeszłość jak chociażby Tamas Hajnal i Zoltan Gera. Kluczowym zawodnikiem jest jednak strzelec 17 bramek w sezonie Daniel Bode. Z obrazem silnego Ferencvarosu gryzie się fakt, że podstawowym obrońcą zespołu jest odpalony z Wisły Kraków Michał Nalepa.