Austria przeszła przez eliminację jak czołgi Guderiana przez Las Ardeński. Błyskawicznie, bez strat, budząc respekt. Pobudziło to nadzieję kibiców w Wiedniu i innych austriackich miastach. Francja została zdobyta i wydawało się, że jest szansa na podbój Europy, szczególnie że losowanie było bardzo szczęśliwe i rodacy Mozarta trafili do grupy śmiechu. Niestety dobry nastrój skończył się wraz z pierwszym, wydawałoby się najłatwiejszym, meczem. Porażka z Węgrami okazała się początkiem końca snów o potędze.
Było kiedyś imperium Habsburgów. Niedługo będziemy obchodzić stulecie upadku Cesarstwa Austro-Węgier. Jeden z największych krajów w Europie przewrócił się jak domek z kart. Początkiem końca dla Austrii Habsburgów było ulegnięcie Węgrom w kwestiach podziału władzy w cesarstwie. Historia lubi się powtarzać.
Duch wojska z czasów Habsburgów został wielokrotnie wyśmiany: w czeskiej książce, polskim filmie i stwierdzeniu z czasów epoki „drewniane wojsko”. Podobnie jest z obecną reprezentacją Austrii w piłce nożnej. Żyją wspomnieniami czasów potęgi, sukcesów w Europie i udziału w wielkich imprezach. Nawiązaniem do tych pięknych okoliczności miały być te mistrzostwa. Skład udało się zebrać porządny, gra w eliminacjach robiąca wrażenie i wyniki jeszcze lepsze niż sama gra.
Wyjście z grupy wydawało się formalnością. Pierwszy mecz mistrzostw miał być przetarciem przed starciami z silniejszymi drużynami. Okazało się, że był początkiem końca. Można byłoby napisać – jaka piękna tragedia, ale nie była ona niestety imponująca. Mecz był słaby i wygrał ten, kto był odrobinę mocniejszy.
W drugiej kolejce Austria udowodniła, że to nie są mistrzostwa dla niej. Albo ze względu na frycowe, które musi zapłacić, albo, co bardziej prawdopodobne, z powodu złego przygotowania do turnieju, bo tylko tym można wytłumaczyć gwałtowny spadek formy. Patrząc na grę Austrii, przypominamy sobie Euro 2012 i reprezentację Polski pod wodzą Franciszka Smudy. Ten sam brak koncepcji, ślamazarność i jednostajne tempo. Świetnie było to widać w meczu z Portugalią. Piłkarze prowadzeni przez Marcela Kollera częściej walczyli z własną słabością i niemocą niż z rywalami.
Idealnym przykładem tej niemożności jest David Alaba. Chwalony ze wszystkich stron za grę w Bayernie Monachium zawodnik na mistrzostwach nie tylko jest cieniem samego siebie, ale nie potrafi nawet wykonać najprostszych zadań piłkarskich. Jego przerzuty, z których słynie, i dośrodkowania, które sieją popłoch w Bundeslidze, nie zaistniały podczas Euro 2016.
Oczywiście Austriacy nadal mogą wyjść z grupy. Tak jak wojska cesarza Franciszka Józefa odnosiły sukcesy w Galicji w trakcie I wojny światowej. Tylko nie miało to żadnego wpływu na ostateczne rozstrzygnięcia. Jeśli Austria wyjdzie z grupy, każda drużyna będzie marzyła o tym, żeby na nią trafić.