W małym finale Klubowych Mistrzostw Świata ekipa Atletico Mineiro w dramatycznych okolicznościach pokonała chiński zespół Guangzhou, 3:2. Zwycięzcy azjatyckiej „Ligi Mistrzów" pomimo wyraźnej przewagi w drugiej połowie, nie zdołali pokonać faworyzowanych Brazylijczyków. Bramkę na wagę trzeciego miejsca, tuż po czerwonej kartce dla Ronaldinho, strzelił w doliczonym czasie gry Luan.
Triumfatorzy Copa Libertadores szybko uzyskali wyraźną przewagę, której efektem była bramka w drugiej minucie meczu. Szarżujący na prawym skrzydle Josue posłał precyzyjną centrę w pole karne, które wślizgiem przeciął Tardelli. Brazylijczycy nie byli jednak dziś zbyt skoncentrowani i piłkarze Gaungzhou odpowiedzieli w ekspresowym tempie. Po składnej akcji na czystą pozycję wyszedł Zhi Zheng. Snajper trafił w poprzeczkę, jednak czujny Lin Gao zebrał piłkę i z powietrza zagrał ją do Marqui’ego. Brazylijczyk był bezlitosny dla swoich rodaków i ze spokojem umieścił piłkę w bramce.
Zawodnicy Atletico popełniali mnóstwo błędów w defensywie i po kwadransie gry już przegrywali. Po prostopadłym zagraniu z drugiej linii Lin Gao miał już przed sobą tylko golkipera. Jego pierwszy strzał został sparowany, jednak gdy składał się do dobitki, bezsensownie sfaulował go Lucas. Rzut karny wykorzystał Argentyńczyk Conca. W następnych minutach obie ekipy uporządkowały nieco grę, jednak nie można było narzekać na brak okazji podbramkowych. Groźne strzały oddawali Fernandinho (niecelny) oraz Jo (świetna interwencja Shuai Li). Po drugiej stronie marazm brazylijskich stoperów wykorzystał wyjątkowo aktywny Lin Gao, który główkował w poprzeczkę. Chwilę później pięknym rogalem ze stojącej piłki popisał się Conca.
Podopieczni Marcelo Lippiego byli w pierwszej połowie szybsi i agresywniejsi, co pozwalało im budować groźne kontrataki. Ich rywale mieli natomiast problemy z budową składnych akcji. Dopiero w 35. minucie po raz pierwszy uwagę kibiców zwrócił na siebie niewidoczny Ronaldinho. Były gwiazdor Barcelony groźnie uderzył z rzutu wolnego, lecz Shuai Li po raz kolejny wykazał się niesamowitym refleksem. W końcówce pierwszej połowy pojedynek ze stoperem wygrał Mariqui. Przed utartą trzeciej bramki uratował swój zespół Victor, zatrzymując strzał klatką piersiową. W doliczonym czasie gry znów z rzutu wolnego uderzał Ronaldinho. Tym razem zrobił to jednak na tyle precyzyjnie, że Shuai Li ledwo się poruszył i bezradny spoglądał na piłkę zmierzającą do bramki.
Na początku drugiej połowy, podobnie jak w pierwszej, inicjatywę przejęli zawodnicy z Brazylii. Ronaldinho na potęgę wykonywał stałe fragmenty gry, lecz nie wynikało z nich zbyt wiele pozytywnego. Szala dość szybko przechyliła się na stronę Chińczyków, którzy mieli jednak wyjątkowego pecha pod bramką rywali. Najpierw z około piątego metra w światło bramki nie zdołał trafić Conca. Następnie pojedynek oko w oko z Victorem przegrał Mariqui. Jakby tego jeszcze było mało, chwilę później po kornerze z trudnej pozycji w poprzeczkę uderzył głową Elkeson. Warto wspomnieć, że przed tym bombardowaniem Conca został sfaulowany w polu karnym, a więc Guangzhou należała się jeszcze „jedenastka”.
W 71. minucie bilans zmarnowanych sytuacji nieco się wyrównał. Po błędzie Fenga w pole karne pomknął rezerwowy Luan i wycofał piłkę na dziesiąty metr. Znajdował się tam Ronaldinho, który uderzył w światło bramki opuszczonej chwilę wcześniej przez golkipera. Nieobecnego Shuia Li uratował obrońca Kim, który wybił piłkę sprzed linii bramkowej. Pomimo upływającego czasu obie drużyny nie zwalniały tempa, co sugerowało że nie chcą czekać na dogrywkę. Atletico większość swoich ataków przeprowadzało skrzydłami, natomiast podopieczni Lippiego próbowali się przebić przez środek boiska. Po jednym z dośrodkowań i rykoszecie Victor musiał ratować się desperacką interwencją nogą.
W końcówce regulaminowego czasy gry sędzia wyrzucił z boiska Ronaldinho! Brazylijczyk leżąc na ziemi, niewybrednym kopniakiem wymierzył sprawiedliwość na swoim rywalu. Można by rzec, że trochę się doigrał, bo kilkanaście minut wcześniej uderzył także jednego z zawodników w twarz, wtedy jednak sędzia zajścia nie zauważył. Strata największej gwiazdy podziała paradoksalnie bojowo na Brazylijczyków, którzy w doliczonym, czasie gry strzelili zwycięską bramkę. Po świetnym zagraniu Tardelliego na czystą pozycję wyszedł Luan. Skrzydłowy bez trudu wykończył akcję, pieczętując miejsce na podium w turnieju dla Atletico.
kiepsko z tym Atletico ,wymeczona wygrana