Kibice Realu Madryt mogą mówić o prawdziwym deja vu. Ich drużyna ponownie stoi u progu najważniejszego tygodnia w sezonie, mierząc się z podobnymi problemami co rok temu. Chociaż od momentu powrotu Zinedine'a Zidane'a sytuacja w klubie drastycznie się poprawiła, na Santiago Bernabeu ciągle dużym problemem pozostaje atak Realu Madryt.
Półtora roku od momentu odejścia Cristiano Ronaldo, cień Portugalczyka nadal unosi się nad murami Santiago Bernabeu. Chociaż fani i piłkarze Realu Madryt chcą jak najszybciej zamknąć rozdział swojej historii związany z Ronaldo, to ten uporczywie zdaje się nie mieć końca.
– Ronaldo naznaczył znakomity okres dla Realu Madryt i pobił tutaj praktycznie wszystkie rekordy. To jednak przeszłość. Nie możemy ciągle żyć tym wspomnieniem tego, co Cristiano dla nas zrobił – swego czasu przekonywał Sergio Ramos.
Fakty jednak pozostają bezlitosne. Jak wyliczył jeden z hiszpańskich dziennikarzy, w momencie odejścia Cristiano Ronaldo z Madrytu Real prowadził z Barceloną w klasyfikacji wszech czasów La Liga o dokładnie 42 gole. W ubiegły weekend, dzięki zwycięstwu Barcelony 5:0 nad Eibarem, ekipa „Dumy Katalonii” wyprzedziła swoich rywali w tym zestawieniu. Ile bramek w tym samym czasie Ronaldo zdobył w rozgrywkach Serie A? Dokładnie 42. Ułożenie tak idealne, że dalszy komentarz pozostaje zbędny.
W tym sezonie podopieczni Zidane’a aż siedmiokrotnie nie potrafili chociaż raz trafić do siatki. Niemoc strzelecka przełożyła się m.in. na straty punktowe z Levante, Athletikiem Bilbao czy Betisem. „Królewscy” z dorobkiem 46 goli w La Liga znajdują się, co prawda, na drugim miejscu w tej klasyfikacji, ale do pierwszej Barcelony tracą aż 16 goli. Nic więc dziwnego, że w Hiszpanii często mówi się o kryzysie, jaki przeżywa atak Realu Madryt.
Zinedine Zidane znajduje się więc w podobnej sytuacji co rok temu Julen Lopetegui i Santiago Solari – drużyna wkracza w kluczowy moment sezonu, mając ogromny problem ze zdobywaniem goli. Ostatnie wpadki w lidze pozwoliły Barcelonie wysunąć się na prowadzenie w ligowej tabeli, a w Lidze Mistrzów czeka ją starcie z podrażnionym Manchesterem City.
Problem Karima Benzemy
Dyskusji o słabej formie ataku „Królewskich” nie można rozpocząć inaczej niż od poruszenia wątku Karima Benzemy. Francuz jest bowiem napastnikiem, którego piekielnie trudno sklasyfikować i sensownie ocenić. Jeszcze na początku obecnego sezonu eksperci zachwycali się rewelacyjną formą 32-latka, który strzelał jak na zawołanie. Pojawiały się głosy, że instynkt strzelecki Benzemy skorzystał z odejścia Cristiano Ronaldo, bowiem Francuz z pomagiera wreszcie przekształcił się w snajpera. Jednak to tylko część prawdy.
Ofensywa Realu przed meczami z City i Barceloną nie wygląda najlepiej. Dziewięć goli graczy ofensywnych w ciągu dwóch miesięcy. Nawet Benzema zawodzi.
2 – Benzema , Lucas Vazquez
1- Luka Jović, Vinicius Junior, Rodrygo, Gareth Bale, Brahim Diaz
0- Eden Hazard, Mariano Diaz— Darek Kosiński (@DarekKosinski) February 24, 2020
Prawda jest natomiast taka, że Benzema nigdy nie będzie już killerem w polu karnym. Jego atuty to znakomite rozegranie piłki, często tyłem do bramki, czucie gry i umiejętność dostrzegania partnerów. A nie wykończenie akcji. Mimo całkiem niezłych statystyk Francuza (18 goli i dziewięć asyst we wszystkich rozgrywkach) nie jest to zawodnik, któremu można całkowicie powierzyć zadanie zdobywania bramek. Benzema do grudnia 2019 roku notował znakomite występy poparte liczbami, ale od tego czasu coś się zacięło. W ostatnich dziewięciu ligowych kolejkach do siatki trafił zaledwie… raz. Francuz szczególnie irytował w ostatnim meczu przeciwko Levante, gdy zmarnował doskonałą szansę na zdobycie bramki. Real ten mecz przegrał. Chociaż Leo Messi opuścił znaczną część sezonu La Liga i tak zdążył już wypracować pięciobramkową przewagę nad swoim rywalem w klasyfikacji strzelców.
To, że Benzema nie jest rasowym snajperem, potwierdzają także statystyki. Weźmy na przykład naszego rodaka, Roberta Lewandowskiego. Polak oddaje średnio więcej strzałów na mecz (4,96) w porównaniu z Benzemą (3,72). Napastnik Bayernu potrzebuje niecałych czterech strzałów, by pokonać bramkarza rywali (3,96), podczas gdy Francuz aż 6,75. Taka różnica w skuteczności musiała przełożyć się także na statystykę minut na bramkę – 72 u Lewandowskiego i aż 150 w przypadku gracza Realu Madryt. Wykres poruszania się Benzemy na boisku pokazuje także, że najczęściej po prostu brakuje go w polu karnym rywala.
Grosz do grosza
Nic więc dziwnego, że Real Madryt strzela zbyt mało bramek, skoro ich najskuteczniejszym zawodnikiem jest piłkarz nie pełniący tak naprawdę roli klasycznego napastnika. To, co było niegdyś największą siłą Benzemy – gra kombinacyjna – dzisiaj staje się powoli przekleństwem Realu. Często bowiem możemy zaobserwować sytuację, że w polu karnym rywala nie ma ani jednego zawodnika.
Nie byłoby jednak rzeczą sprawiedliwą obarczanie Francuza winą za wszystkie problemy Realu w ataku. 32-latek może i nie jest idealny, ale jego trafienia i tak pozwoliły ekipie Zidane’a dalej uczestniczyć w wyścigu mistrzowskim. To, co gryzie obecny Real Madryt, to brak planu B w przypadku spadku formy Benzemy. Kto jest drugim najskuteczniejszym piłkarzem „Królewskich” w lidze? Sergio Ramos z pięcioma golami na koncie. Chociaż wszyscy znamy ofensywne upodobania Hiszpana, to tak wysoka pozycja stopera w tej klasyfikacji musi być zawstydzająca.
Dużą siłą „Królewskich” w tym sezonie było to, że niemalże każdy zawodnik w składzie dołożył do bilansu bramkowego swoją cegiełkę. W samej tylko La Liga, aż 17 różnych piłkarzy Realu Madryt zdobywało przynajmniej jednego gola. Na dłuższą metę jednak brak drugiego bramkostrzelnego piłkarza w zespole musiał odbić się czkawką.
Mnie dziwi jedna rzecz – ten kto obserwował Jovicia w Niemczech (a z pewnością Real dokładnie analizował jego profil), Jovic czuł sie najlepiej w grze z drugim napastnikiem. Haller przypomina stylem Benzeme, więc czemu uparcie Jovic był rzucany jako samotna 9?
— Maciek Szumilas (@veS_111) February 25, 2020
Kimś takim przed sezonem miał zostać Luka Jović. Serbski napastnik prezentował się rewelacyjnie w poprzednim sezonie Eintrachtu Frankfurt, stąd też Florentino Perez wyłożył na niego aż 60 mln euro. Jak dotąd jednak Zinedine Zidane nie potrafił wkomponować tego gracza do zespołu. Obserwując jego grę w trakcie niewielu otrzymanych szans, można było odnieść wrażenie, że nowy napastnik jest w drużynie ciałem obcym. Niemalże telepatyczne porozumienie reszty zespołu z Karimem Benzemą okazało się nie do powtórzenia.
Atak Realu Madryt nie szybuje już na skrzydłach
Pozycja numer dziewięć to jedno, ale Real cierpi także z powodu kiepskich liczb swoich skrzydłowych. Na Santiago Bernabeu nie ma już Cristiano Ronaldo, a Gareth Bale od dawna prezentuje formę mocno wakacyjną. Z tego powodu „Królewscy” często mają problem z rozmontowaniem głęboko ustawionej defensywy rywala. Eden Hazard przez cały sezon albo dochodzi do formy, albo leczy się w gabinetach lekarskich. Vinicius Junior, mimo znacznej poprawy w ostatnich miesiącach, nadal potrafi irytować decyzjami w końcowej fazie akcji. Rodrygo, po znakomitym wejściu w sezon, ostatnio nie łapie się nawet do kadry meczowej, a Lucas Vazquez to Lucas Vazquez.
To właśnie na tym polu Manchester City będzie miał nad Realem największą przewagę. Drużyna Pepa Guardioli słynie z tego, że potrafi stworzyć równie spore zagrożenie dla rywala w środku pola, co na skrzydłach. Wystarczy porównać statystyki Viniciusa Juniora ze znajdującym się w rewelacyjnej formie Riyadem Mahrezem. Już na pierwszy rzut oka widać różnicę. Marokańczyk w tym sezonie ma na koncie dziewięć bramek i czternaście asyst, a Brazylijczyk zaledwie trzy bramki i dwie asysty. Jednak to dopiero wgląd w bardziej szczegółowe statystyki pokazuje nam różnice.
Mahrez w ciągu 90 minut częściej strzela na bramkę, wykonuje więcej kluczowych podań, a jego współczynnik expected assists jest niemalże dwukrotnie wyższy. Tę kiepską postawę własnych skrzydłowych zauważył wreszcie Zinedine Zidane, który na najważniejsze mecze tego sezonu wychodził najczęściej formacją z pięcioma pomocnikami na boisku. Chociaż takie ustawienie nie przekłada się zbytnio na dodatkową kreację w ataku, to przynajmniej doskonale zabezpiecza tyły.
Mało kreatywne boki obrony
Chociaż na pewnym etapie sezonu Real Madryt mógł się pochwalić najlepszą defensywą w historii swoich występów w La Liga, to jednak wszystko ma swoją cenę. Szczelność w defensywie i duża liczba czystych kont musiała się wziąć z bardziej defensywnego nastawienia zespołu. Twarzą nowego projektu Zidane’a jest Ferland Mendy. Francuz, choć kapitalnie wkomponował się do zespołu, jest jednak skrajnym przeciwieństwem Marcelo.
Mendy daje drużynie stabilność w obronie, co pokazują statystyki – z byłym obrońcą Lyonu na boisku, Real stracił zaledwie osiem bramek w tym sezonie. Gdy na lewej flance występował Brazylijczyk – aż 18. Głównym zarzutem wobec Mendy’ego jest jednak to, że nie jest tak kreatywny w ataku jak Marcelo za najlepszych lat. Chociaż widzieliśmy już w tym sezonie przebłyski Francuza w tym aspekcie – m.in. znakomitą asystę w derbach przeciwko Atletico – to jednak atak Realu Madryt nadal cierpi na kiepską kreację gry po lewej stronie boiska.
Gdy prześledzimy najnowszą historię Realu Madryt w Lidze Mistrzów, to szybko zauważymy, jak wielki wpływ na tamtą ekipę miał Brazylijczyk. Marcelo często bywał najlepszym graczem „Królewskich” w kluczowych starciach, m.in. przeciwko Bayernowi Monachium czy Juventusowi. Niestety dzisiaj próżno szukać już tak rewelacyjnej formy u 31-latka. Brazylijczyk nie tylko nie jest już tak kreatywny w ofensywie, ale jego ubytki w defensywie nigdy nie były bardziej widocznie. Dzisiaj atak Realu Madryt bardzo cierpi na słabej formie tego zawodnika. Chociaż Zinedine’a Zidane’a zapewne do ostatniej chwili będzie kusić wizja wystawienia Marcelo od pierwszej minuty na City, to rozum powinien przechylić szalę na korzyść Mendy’ego.
Podobny problem znajdziemy po prawej stronie. Dani Carvajal od dłuższego czasu nie prezentuje formy, którą w przeszłości zachwycał kibiców na Santiago Bernabeu. Hiszpan nie tylko często myli się w defensywie. Jego wrzutki w pole karne częściej irytują, niż przynoszą wymierne korzyści dla drużyny. Najbliższy tydzień będzie niezwykle ważny w ocenie dalszej przydatności tego zawodnika dla Realu. Gdyby Carvajal po raz kolejny zawiódł swoich kibiców, to na pozycję Hiszpana już czai się pewien młody Marokańczyk z Borussii Dortmund.
Manchester City szansą na odblokowanie
Jeśli jesteśmy w stanie coś powiedzieć o formie Manchesteru City to, że defensywa nie jest jego najmocniejszą stroną. Podopieczni Pepa Guardioli stracili w tym sezonie ligowym już 29 bramek – o sześć więcej niż w całym poprzednim sezonie. Tyle samo co Manchester United i więcej od Sheffield United. Rok temu Tottenham w ćwierćfinale LM potrafił im strzelić aż cztery bramki. Te liczby oraz fakt, że Guardiola nie lubi murować dostępu do własnej bramki, mogą być nadzieją dla Realu.
„Królewscy” największe problemy mieli z rywalami, którzy bronią własnej bramki bardzo głęboką linią. Manchester City zaś do takich drużyn nie należy. Jeśli gdzieś szukać szans na bramkową zdobycz dla Realu, to właśnie w szybkich kontrach.
– Koniec końców, w futbolu chodzi o zdobywanie goli. Nasz zespół się nie zmienił, a my przegraliśmy ostatni mecz, w którym graliśmy dobrze. Wiele rzeczy wykonaliśmy poprawnie, ale nie byliśmy skuteczni pod bramką rywala. A to w futbolu wiele kosztuje. Mamy teraz okazję, by coś udowodnić – zarówno w Lidze Mistrzów, jak i w klasyku. Nie ma czasu na rozpaczanie; pracujemy z radością i ekscytacją – podsumował kapitan Realu na przedmeczowej konferencji.