Arsenal w pogoni za Ligą Europy


"Kanonierzy" meldują się w półfinale

19 kwietnia 2019 Arsenal w pogoni za Ligą Europy
gistjunction.com

Podopieczni hiszpańskiego trenera ograli Napoli 3:0 w dwumeczu. Bramki Lacazetta, Ramseya oraz samobój Koulibaly'ego zadecydowały, że to Arsenal wyszedł z batalii zwycięsko i dołączył do grona najlepszej czwórki mniej popularnej siostry Ligi Mistrzów. Czy uda mu się wstawić do gablotki trzecie europejskie trofeum?


Udostępnij na Udostępnij na

Unai Emery wygrał taktyczną batalię z Carlo Ancelottim i to on jest bliżej kolejnego finału. Przejmując schedę po Arsenie Wengerze, rzucił się na głęboką wodę. Francuz, choć przez kilka ostatnich lat krytykowany za zarządzanie zespołem, pozostawił po sobie sentyment w sercach kibiców. Przyjście byłego trenera PSG wiązało się z nadzieją na powiew świeżości, lecz także ze sporym ryzykiem rozczarowania. CV Unaia zostało nadszarpnięte podczas przygody w stolicy Francji, lecz każdy sympatyk „Kanonierów” ma w pamięci jego piękny okres w Andaluzji – tym bardziej jeśli w grę wchodzi zwycięstwo w tegorocznej Lidze Europy.  

Cel, pal!

„Kanonierzy” po ograniu neapolitańczyków stają się jednym z głównych kandydatów do końcowego triumfu w drugorzędnych rozgrywkach w Europie. Straszny ścisk w ligowej tabeli powoduje, że myśl o zwycięstwie w tym turnieju staje się jeszcze bardziej pożądana, a samo wykonanie zadania może okazać się mniej skomplikowane.

Londyńczykom w Premier League do rozegrania zostały cztery spotkania. Obecnie zajmują czwartą lokatę w tabeli, a po piętach depczą im Chelsea oraz Manchester United. Perspektywa wyjazdów do Leicester oraz Burnley, jeśli weźmiemy pod uwagę, w jakich okolicznościach Aubameyang i spółka ponosili porażki w dotychczasowej kampanii ligowej, nie napawa optymizmem. Sześć z siedmiu kapitulacji podpisanych zostało na terenie rywali. Oznacza to, że miejsce promujące awansem do Ligi Mistrzów wcale nie leży przed „Kanonierami” na talerzu. W dodatku trzeba patrzeć na innych, aby przypadkiem ich stopa szybciej nie przekroczyła linii mety.

Motywacja, niezależność oraz wiara w Unaia Emery’ego mogą pozwolić na awans do europejskiej elity z pucharem w rękach. Od początku przygody Hiszpana z Arsenalem nikt nie oczekiwał z marszu zwycięstwa w krajowej lidze. Priorytetem jest jak najszybszy powrót do piłkarskiej elity. Dwumecz z podopiecznymi Carlo Ancelottiego pokazał, jak duży głód sukcesu drzemie w chłopakach z północnego Londynu. Przewodnikiem ich sukcesu ma być Emery, który zna już ten teren bardzo dobrze.

Dobrze znany teren

Ścieżki prowadzące do końcowej wiktorii w Lidze Europy są strasznie kręte, lecz Unai jak nikt inny wie, jak je pokonać. Emery to prawdziwy specjalista, jeśli chodzi o wygrywanie Ligi Europy. Prowadzona przez niego Sevilla trzy razy z rzędu przywoziła to trofeum do domu, tym samym osiągając historyczny wynik. Sam szkoleniowiec mocno utożsamiany jest z tymi sukcesami, a więc kto jak nie on może poprowadzić popularnych „The Gunners” do zwycięstwa?

Nowy format Pucharu UEFA to prawdziwy konik szkoleniowca pochodzącego z Hondarribii. Sześć startów w rozgrywkach i tylko raz, prowadząc Valencię w sezonie 2009/2010, nie dotarł co najmniej do półfinału. Arsenal nie mógł wybrać lepszego człowieka na stanowisko mistera drużyny, mając przed sobą zmagania w tym turnieju. Dobra gra z Napoli pozwala z wielką nadzieją spoglądać ku spotkaniu półfinałowemu. Kibice Arsenalu mogą wybaczyć swoim idolom i spokojnie czekać na pokonanie ostatniego schodka przed wielkim finałem. Tam na drużynę z Londynu czekać będzie Valencia.

Europejska posucha

W całej historii Arsenalu przewinęło się wiele znakomitych piłkarskich person, którzy cieszyli swoją grą oczy kibiców. Boiska Wielkiej Brytanii dawały się przekonać co do wielkości klubu ze stadionem w dzielnicy Holloway. Europa nie dawała się jednak łatwo przekonać. Do tej pory, przez brak większych sukcesów, „Kanonierzy” postrzegani są raczej jako średniak aniżeli drużyna z topu.

133 lata od założenia klubu i tylko dwa międzynarodowe trofea na szczeblach naszego kontynentu. 1970 rok to zwycięstwo w finałowym dwumeczu (4:3) z Anderlechtem Bruksela w ramach Pucharu Miast Targowych. W roku 1994 Arsenal triumfował w Pucharze Zdobywców Pucharów przeciwko Parmie. Drużyna z Anglii wygrała 1:0, a bramkę w 20. minucie strzelił Smith. Na ławce trenerskiej siedział George Graham, jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w dziejach „The Gunners”. Wenger podpisze kontrakt dopiero dwa lata później.

Wspomniane wcześniej trofea to już relikty. Żaden z wyżej wspomnianych formatów nie jest już organizowany, a Liga Mistrzów oraz Liga Europy są jak dotąd nieosiągalne dla londyńczyków. Kapitan Arsenalu jeszcze ani razu nie położył na nich ręki, choć dwukrotnie był blisko.

Rok 2000 oraz 2006 to bardzo bolesny czas dla sympatyków popularnych „Armatek”. Nieczęste zjawisko, jakim jest dotarcie do finału rozgrywek przez tę drużynę, za każdym razem kończyło się porażką. Najpierw w finale Pucharu UEFA na drodze stanął turecki Galatasaray. Spotkanie rozstrzygnęły karne, a pudła Vieiry oraz Sukera pogrzebały ambicje podopiecznych Arsena Wengera. Sześć lat później przyszło kolejne rozczarowanie. Arsenal, mający jeden z najlepszych zespołów w swojej historii, musiał uznać wyższość FC Barcelona w finale Ligi Mistrzów. Po ciężkim boju, okupionym szybką czerwoną kartką przez Jensa Lehmanna, Henry’emu i spółce nie wystarczyło sił na powstrzymanie podopiecznych Rijkaarda. Beletti strzałem z ostrego kąta rozstrzygnął losy spotkania i odłożył marzenia kibiców Arsenalu na inny termin.

Tegoroczna przygoda z Ligą Europy ma być nie tylko sposobem na powrót do Ligi Mistrzów. Mając w swoich szeregach tak wybitnego specjalistę jak Unai Emery oraz dobrze grających zawodników, można spokojnie myśleć o końcowym triumfie. Arsenal na pewno na to stać, a dwumecz z Napoli jest tego dobrym zwiastunem. Bardzo możliwe, że będziemy świadkami wyjątkowego sukcesu, ale najpierw trzeba rozprawić się z Valencią.

Komentarze
bodzio_stawski (gość) - 6 lat temu

Troszeczkę bym polemizował z tym, że Arsenal miał w roku 2006 jeden z najlepszych zespołów w swojej historii. Kontuzjowany Ashley Cole i Lauren, Campbell też opuścił wiele spotkań, brak Piresa, a Bergkamp wchodził już tylko z ławki. Fabregas i Van Persie byli dopiero wschodzącymi gwiazdami. Hleb okazał się wielkim talentem w ofensywie, ale na początku też nikt na niego nie stawiał. Senderos i Clichy też dopiero się rozkręcali. Lehmann był bardzo niepewny i akurat ten sezon mu się udał, co zaowocowało powołaniem na mundial. To była po prostu mieszanka "not necessarily wonderboys" i egzekutora Henry'ego. Ale Wengerowi to zadziałało. Wielu z tamtego składu zrobiło karierę większą niż by można było przypuszczać.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze