Arsenal: Sanchez, wróć!


27 lutego 2016 Arsenal: Sanchez, wróć!

26 września ubiegłego roku. King Power Stadium. Główny aktor tamtego widowiska? Alexis Sanchez. Hattrick wbity ówczesnej i obecnej rewelacji Premier League. Wtedy wieszczono, że będzie to sezon Chilijczyka. Dziś sytuacja na północnolondyńskim froncie walki o mistrzostwo Anglii wygląda zgoła odmiennie.


Udostępnij na Udostępnij na

W ubiegłym sezonie był motorem napędowym Arsenalu, który odniósł niewyobrażalny sukces – po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zajął miejsce inne niż czwarte, kończąc sezon na najniższym stopniu podium. To tylko zaostrzyło apetyty kibiców, którzy w Sanchezie upatrywali nowego Henry’ego – wodzireja, który poprowadzi niesforną orkiestrę Wengera do tryumfu w lidze. I owszem, Arsenal walczy o tytuł, ale wkład Sancheza w ten dorobek jest doprawdy mizerny.

41 dni

Dorobek Sancheza przed i po kontuzji
Dorobek Sancheza przed i po kontuzji (The Telegraph)

Znów cofnijmy się w czasie. Tym razem do 29 listopada 2015 roku. Arsenal przyjeżdża na Carrow Road, by zmierzyć się z Norwich. Do tej pory Sanchez grał u Wengera praktycznie wszystko –  1042 minuty w trzynastu kolejkach. Dorzućmy do tego jeszcze Ligę Mistrzów i Puchar Ligi. Ogółem – 20 spotkań. Biorąc pod uwagę styl Chilijczyka, ciągłą walkę z obrońcami, wiele dryblingów, wymagających doskonałej zwrotności, takie natężenie meczów musiało w końcu dać o sobie. I dało.

Zerwany mięsień dwugłowy uda. Utrapienie każdego piłkarza. Kontuzja, która nie powoduje przeraźliwego bólu, ale skutecznie uniemożliwia grę. Żmudna rehabilitacja, która w założeniach trwa około dwóch miesięcy. Jednak Sanchez wrócił po rzeczonych 41 dniach. Pojawia się więc pytanie, czy to aby nie było za wcześnie.

Wenger potrzebował swojego talizmanu. Wyniki nie były oszałamiające, sezon powoli wchodził w fazę, gdzie każda strata punktów bolała podwójnie. Chilijczyk musiał być gotowy, zwycięstwa były niezbędne. Ale czy Sanchez był przygotowany na 100%, czy jego mięsień był zdatny do użytku? Na to pytanie pewnie nie poznamy odpowiedzi, ale statystki nie kłamią. Skrzydłowy Arsenalu przed kontuzją i po niej to dwaj zupełnie inni piłkarze.

To nie to…

Od czasu powrotu Sancheza do wyjściowego składu Arsenalu minął niemalże miesiąc. Był koniec stycznia, mecz z Chelsea. Od tej pory Chilijczyk zagrał siedmiokrotnie i zdobył tylko jedną bramkę – przeciwko drugoligowemu Burnley. Brakowało szybkości, polotu, skutecznego dryblingu, dobrej współpracy z kolegami. Mało wiatru, mało efektów.

Znów mecz z Leicester, ten ostatni, nazwany już dreszczowcem. Zostawmy jednak na boku to, co działo się na przestrzeni całego spotkania, i weźmy pod lupę Sancheza. Bezsprzecznie było to jeden z najważniejszych spotkań całego sezonu dla „Kanonierów”. Zwycięstwo było obowiązkiem Wengera, który miał tym samym potwierdzić swoje aspiracje do walki o tytuł mistrza Anglii. Dlatego dyspozycja Chilijczyka miała być kluczowa. Na założeniach się jednak skończyło.

Sześć strzałów. OK, bardzo przyzwoita liczba, na pierwszy rzut oka może cieszyć łatwość, z jaką Sanchez dochodził do pozycji strzałowych. Wszystkie uderzenia zostały oddane z pola karnego. Wow! Problem był jednak jeden – żaden z nich nie był celny. Dla piłkarza tej klasy sytuacje z meczu w Leicester powinny być niemalże jak rzut karny, tymczasem Sanchez koncertowo marnował każdą z nich.

Dryblingi Sancheza przeciwko Leicester (Squawka.com)
Dryblingi Sancheza przeciwko Leicester (Squawka.com)

Dwanaście prób dryblingu. Znów bardzo przyzwoita statystyka. Nie ucieka od odpowiedzialności, bierze grę na siebie – prawdziwy lider. Jednak wystarczy tylko odrobinkę wgłębić się w meandry tamtego meczu, by dojrzeć, gdzie i z jakim skutkiem Sanchez podejmował swoje próby.

Tylko jeden pojedynek wygrany w okolicach pola karnego przeciwnika. Na skraju pola karnego ograny został Andy King. Ważny jest jednak jeden, aczkolwiek bardzo istotny niuans. To była 90. minuta spotkania. Pozostałe dwie udane próby miały miejsce na środku boiska, na połowie Arsenalu, w strefie, gdzie pożytek z Sancheza jest co najwyżej nikły.

Skrzydłowy aż czterokrotnie przegrywał pojedynki z Marcinem Wasilewskim, który – z całym szacunkiem dla ogromnego dorobku sportowego Polaka – nie prezentował się najlepiej. Jego jedyną akcją obronną były ofiarne wślizgi, które dobrze wyglądają z trybun i w telewizji, jednak z taktycznego punktu widzenia są akcją kompletnie ratunkową, wynikająca z błędnego ustawienia. Jeśli Sanchez nie był w stanie ograć „Wasyla”, który pod względem motorycznym nie jest w olimpijskiej formie, to nie może dziwić jego indolencja w pobliżu bramki rywali.

Przeciwko dawnym kolegom

Sanchez nie zdał pierwszego poważnego testu – meczu z Leicester. Szybko jednak przyszła okazja do rehabilitacji. Pojedynek z Barceloną, z byłymi kolegami, miał być momentem przełomowym w sezonie Latynosa.

– Jeśli piłkarz jest jednocześnie zrelaksowany i skupiony na następnym meczu, to odnajduje swoją strefę komfortu. Czasem, grając przeciwko byłemu zespołowi, trudno jest o taki stan – mówił Arsene Wenger przed meczem z Barceloną, tym samym zdejmując presję z Alexisa. Dał mu jasny sygnał: – Chłopie, wierzę w ciebie, wyjdź na boisko, zagraj jak najlepiej, zero presji.

I było nieco lepiej. Od meczu z Leicester minęło 10 dni i mogliśmy zauważyć wyraźny progres na tle o wiele bardziej wymagającego rywala. Sześć udanych dryblingów, więcej pewności siebie. Widzieliśmy cień dawnego Sancheza, tego, który siał postrach w szeregach obronnych rywali. Pytanie, jak długo przyjdzie nam czekać na powrót prawdziwego Alexisa.

Belg, Chilijczyk, dwa bratanki

W ubiegłym sezonie podbijali Premier League, dziś obaj są na peryferiach swoich prawdziwych umiejętności. Eden Hazard i Alexis Sanchez – geniusze, którzy na pewien, bliżej nieokreślony czas utracili swoje magiczne moce. Jedno jest pewne, liga potrzebuje ich w dawnej, optymalnej dyspozycji.

Były po drodze kontuzje, urazy drobne i poważniejsze, ale nadchodzi moment, w którym problemy zdrowotne przestaną być wymówką. Sanchez gra regularnie od miesiąca i w końcu musi odpalić, nie ma innej możliwości. Jeśli Arsenal marzy o tytule mistrzowskim, to w tej części sezonu Alexis w formie jest postacią niezbędną, aby sen się spełnił.

Chilijczyku! Wróć!

Najnowsze