Arsenal i Tottenham pewnie wygrały swoje mecze w 14. kolejce Barclays Premier League. „Spurs” ograli u siebie Bolton 3:0, natomiast „Kanonierzy” rozbili na wyjeździe Wigan 4:0.
Wigan – Arsenal 0:4 (0:2)
Pierwsza połowa nie należała do najciekawszych. Pierwsi odważniej zaatakowali gospodarze. Po dośrodkowaniu Jonesa z lewej strony Szczęsny popełnił błąd, odbijając piłkę przed siebie, wprost pod nogi Gomeza, który jednak nie dał rady skierować jej do siatki. W 17. minucie blisko zaskoczenia Al Habsiego był… jego kolega z obrony, Caldwell. Po wrzutce Walcotta stoper Wigan źle trafił w piłkę i niewiele zabrakło, żeby skierował ją do własnej bramki, ale golkiper był na posterunku.
Ostatnie kilka minut drugiego kwadransa meczu było dla gospodarzy fatalne. Najpierw fatalny błąd popełnił Al Habsi. Arteta mocno uderzył spoza pola karnego, ale chyba tylko sam bramkarz wie, w jaki sposób nie odbił piłki. Ta wpadła do siatki i „Kanonierzy” wyszli na prowadzenie. 120 sekund później natomiast je podwyższyli. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego najwyżej w polu karnym wyskoczył Vermaelen i strzałem głową zdobył gola na 2:0.
Po tym trafieniu spotkanie zrobiło się naprawdę nudne. Goście nie forsowali tempa, a miejscowym wyraźnie brakowało piłkarskich argumentów. Jedyną okazję na zmianę wyniku miał Robin Van Persie, ale tym razem Al Habsi zrehabilitował się częściowo za wcześniejszy błąd i dobrze obronił jego strzał. Dobitka Walcotta okazała się natomiast niecelna. Sędzia w końcu zarządził koniec pierwszej połowy i bardzo dobrze (dla kibiców „Latics” i tych neutralnych) się stało.
Po przerwie obraz gry nie uległ wielkiej zmianie. To goście częściej byli przy piłce, a gracze Wigan starali się im ją odebrać. Można było też zobaczyć festiwal niecelnych strzałów. W rolach głównych Ramsey, Arteta, Gomez i Figueroa. Na początku drugiego kwadransa w światło bramki uderzył wreszcie Van Persie. Jego strzał obronił Al Habsi, ale wobec dobitki Gervinho nic nie mógł zrobić. No, może poza wyciągnięciem po raz trzeci piłki z siatki.
Holender naprawdę chciał w końcu coś „ukłuć”, rzadko to spotykany obrazek, gdy Arsenal zdobywa trzy bramki, a RVP nie widnieje na liście strzelców. Próbował w 64. minucie, ale jeśli ma on jakąś słabość, to na pewno jest nią prawa noga, co udowodnił, kopiąc piłkę w tej sytuacji obok bramki. W 77. minucie z kontrą wychodzili gospodarze, ale fatalnym podaniem zepsuł ją Di Santo. 60 sekund później van Persie zdobył w końcu swojego gola. Walcott ograł Caldwella i wycofał piłkę niepilnowanemu Holendrowi, który skierował ją do pustej bramki.
Anglik zaraz po tej akcji zszedł z boiska, ustępując miejsca Benayounowi. Izraelczyk chwilę po wejściu na boisko miał dobrą okazję, by również znaleźć się w raporcie w rubryce „strzelcy”. Jednak piłkę lecącą do bramki po jego strzale wybił głową na rzut rożny Caldwell. Do końca meczu „The Gunners” praktycznie wymieniali piłkę w takcie gromkiego „ole” w wykonaniu ich fanów, nie kwapiąc się do zdobycia piątego gola, natomiast Wigan, które w ogóle dzisiaj nie istniało, również nie miało okazji, by zaniepokoić Szczęsnego
Tottenham – Bolton 3:0 (1:0)
Pierwszą sytuację do zdobycia bramki mieli goście, a dokładniej Gary Cahill, ale jego strzał głową z kilku metrów po rzucie wolnym przeleciał obok słupka. 120 sekund później „Koguty” objęły prowadzenie. Z rzutu rożnego na krótki słupek dośrodkował Modrić, a pierwszy przy piłce znalazł się Bale. Walijczyk tak naprawdę tylko zmienił tor lotu futbolówki i ta wpadła do siatki obok bezradnego Jaaskalainena.
180 sekund później prowadzenie gospodarzy mógł podwyższyć Defoe, gdyby tylko lepiej ustawił swój celownik. W 18. minucie zadanie Boltonu stało się dużo trudniejsze. Fatalny błąd popełnił Cahill, który źle przyjął piłkę, ta mu odskoczyła i dopadł do niej Scott Parker. Angielski obrońca ratował się faulem, a sędzia uznał, że przewinił on, będąc ostatnim obrońcą, i pokazał mu czerwoną kartkę.
Od razu było widać, że „Spurs” grają w przewadze i praktycznie do końca pierwszej połowy to oni atakowali. Pierwszą, od razu świetną, okazję na zmianę wyniku miał Defoe. Po bardzo szybkim rozegraniu piłki Lennon wystawił futbolówkę swojemu rodakowi na piąty metr, ale ten zamiast do bramki strzelił w Jaaskalainena. Niespodziewanie „Kłusaki” odpowiedziały, choć winić można za to Walkera, który popełnił błąd (minął się z piłką), co próbował wykorzystać Eagles. Jego strzał został zablokowany, ale piłka tak się odbiła od obrońcy, że prawie wpadła Friedelowi za kołnierz. Amerykanin w ostatniej chwili przeniósł ją nad poprzeczką.
Bezpośrednio po tej akcji Steinsson wszedł na boisko, zastępując Muambę. A napór Tottenhamu trwał w najlepsze. W 28. minucie Adebayor zakręcił obrońcami w polu karnym, a później strzelił – wprost w bramkarza. Kilka chwil potem dwie dobre okazje w odstępie 60 sekund miał Bale. Najpierw uderzył jednak ponad poprzeczką, a następnie lepszy okazał się Jaaskalainen. Znowu spróbował Adebayor, ale piłka po jego strzale z woleja przeleciała obok słupka.
Togijczyk miał potem jeszcze lepszą okazję, kiedy to piłkę dobrze wycofał mu Lennon, jednak fiński golkiper Boltonu po raz kolejny pokazał klasę. Goście odpowiedzieli dwoma słabymi strzałami w wykonaniu Baoyaty i Marka Daviesa, które bez trudu obronił Friedel. Przed przerwą szansę miał też Parker, ale po szybkim wbiegnięciu w pole karne za bardzo podniósł piłkę i ta przefrunęła nad poprzeczką. Zanim sędzia zaprosił obydwa zespoły na przerwę, do wrzutki Bale’a nie zdążyli obydwaj napastnicy, którzy minęli się z futbolówką.
Pięć minut po zmianie stron Tottenham w końcu podwyższył prowadzenie. Lennon bez problemu ograł w polu karnym Steinssona i mocnym strzałem nie dał tym razem szans Jaaskalainenowi na skuteczną interwencję. Gra po tej bramce nieco straciła na tempie, aż w końcu, pod koniec pierwszego kwadransa gry po przerwie, „Spurs” mieli rzut rożny. Modrić znowu wrzucił na krótki słupek i znowu pierwszy do piłki dopadł Bale. Tym razem jednak przedłużył jej lot, a przed bramką znalazł się niepilnowany Defoe, który w końcu trafił do siatki. 3:0.
Środkowi pomocnicy również starali się wpisać na listę strzelców. Jednak ani Modrić, ani Parker nie znaleźli sposobu na Jaaskalainena. To udało się co prawda Defoe, ale Anglika od szczęścia oddzielił słupek. Odpowiedzieć chciał Reo-Cocker, ale uderzył niecelnie. Do końca meczu zbyt wiele się już nie działo. Tottenham pewnie zgarnął dzisiaj trzy punkty.
ARSENAL LONDYN oby tak dalej. ROBIN VAN PERSIE dalej
strzelaj.