Podopieczni Arsene Wengera wypełnili swoją misję, chociaż nie poszło im to gładko. Zwyciężyli na wyjeździe WBA i mogą już odetchnąć. Zakończyli sezon na najniższym miejscu podium.
„Kanonierzy” mieli najłatwiejsze zadanie. To oni uciekali, to ich goniono. By utrzymać trzecie miejsce w ligowej tabeli, musieli po prostu wygrać, nie oglądając się na inne zespoły. Patrząc na ostatnie spotkania stołecznych, misja ta nie należała do najłatwiejszych.
W pierwszych minutach meczu londyńczycy wyszli na prowadzenie. Fatalne zachowanie bramkarza gospodarzy, Martina Fulopa, zadecydowało o otwarciu wyniku na The Hawthorns. Golkiper minął się z piłką i chciał już ją łapać, ale wtedy spod nóg wybił mu ją Benayoun i rozpoczął strzelanie tego popołudnia.
Niecałe dziesięć minut później mieliśmy już remis. Sędzia liniowy nie podniósł chorągiewki, a powinien. Shane Long był przynajmniej metr przed obrońcami gości. Będąc już oko w oko z polskim bramkarzem, bez trudu wpisał się na listę strzelców. Wojtek Szczęsny mógł zachować się lepiej. Uderzenie było niezbyt mocne i po ziemi. Piłka leciała zza pola karnego.
Minutę później gafę popełnili defensorzy Arsenalu. Za nic wzięli obecność Dorransa, który przyjął piłkę głową i niepilnowany oddał strzał z powietrza. Futbolówka wpadła podobnie jak chwilę wcześniej. Zza pola karnego, nisko przy trawie, w ten sam róg. Polski golkiper znów powinien zareagować szybciej. Kibice londyńczyków zaczęli się niecierpliwić. Tottenham w swoim meczu prowadził 1:0, a to oznaczało spadek Arsenalu na czwartą lokatę.
Kwadrans przed przerwą mieliśmy wyrównanie. Z lewej strony boiska z piłką zszedł Andre Santos, mimo obecności trzech graczy przeciwnika uderzył na bramkę Fulopa, który nie dosięgnął futbolówki całą dłonią, a ta po jego palcach znalazła się w siatce.
Druga połowa była bardziej normalna. To Arsenal atakował i nie schodził z połowy gospodarzy. Przewagę stołeczni udokumentowali dziesięć minut po przerwie. Znów w roli głównej wystąpił Martin Fulop, który wypiąstkował futbolówkę wprost pod nogi Laurenta Kościelnego. Francuz, nie zastanawiając się, uderzył i piłka zatrzepotała w siatce. Arsenal prowadził i musiał dowieźć taki wynik do końca, a czasu było sporo.
Piłkarze WBA rzucili się do ataku. Bardzo groźnie atakował Fortune, ale za każdym razem zabrakło mu odrobiny szczęścia. Raz uderzał obok słupka, innym razem przyblokował go jeden z obrońców. Arsenal bronił ofiarnie, ale udało się doholować nikłe prowadzenie do końca. Mimo że w defensywnie stołeczni zagrali koszmarnie, to strzelili jedną bramkę więcej od rywali i po końcowym gwizdku kibice mogli świętować sukces – podwójny. Arsenal zajął trzecie miejsce w lidze i przy zwycięstwie w LM Bayernu Monachium zagra bezpośrednio w fazie grupowej elitarnego turnieju – jeżeli jednak finał padnie łupem Chelsea, to piłkarze Wengera będą musieli przedrzeć się przez kwalifikacje.
Ponadto dzisiejsze zwycięstwo dało powód do celebrowania St. Totteringham’s Day, czyli ruchomego święta kibiców Arsenalu, które wypada wtedy, gdy Tottenham nie ma matematycznych szans na prześcignięcie w tabeli „The Gunners”.
Kiepska dyspozycja Robina van Persiego i totalne wyłączenie go z gry przez obrońców WBA spowodowało, że Holender nie pobije już rekordu bramek w jednym sezonie ligowym. Z 30 trafieniami na koncie „van Perfect” sięgnął po koronę króla strzelców. Do pobicia rekordu Alana Shearera i Cristiano Ronaldo zabrakło van Persiemu dwóch trafień.
Niech to... Liczyłem ,że zremisują wtedy Kogury by
miały LM
Wiedziałem że nioski będą niżej. W sumie spursy
to frajerzy roku ze względu że mieli 13pkt przewagi
nad Arsenalem a roztwonili ;)