Nazwisko Armina Veha dla kibiców niemieckiej Bundesligi anonimowe być nie powinno, zwłaszcza że to trener, który za naszą zachodnią granicą pokazał już, jak należy prowadzić klub. Głównie jednak jego kunszt można było podziwiać, gdy zarządzał drużyną z ławki rezerwowych jako trener. Pod koniec 2017 roku 1. FC Koeln ogłosiło, że wspomniany bundesligowy fachowiec zajmie się odbudową "Kozłów", jednakże nie w roli trenera, ale dyrektora sportowego.
W ostatnim czasie w Kolonii wiele się działo. Po wspaniałym sukcesie sprzed roku, jakim był awans do Ligi Europy, klub wpadł w poważne problemy natury sportowej. Na dzień dobry za nie odpowiedział niedogadujący się z trenerem Peterem Stoegerem Joerg Schmadtke, który nie dość, że puścił najlepszego strzelca, jakim był Anthony Modeste, to jeszcze w nieodpowiedzialny sposób źle rozporządził finansami podczas letniego okienka transferowego.
Tak więc do klubu nie dołączył nikt nowy, ktoś taki, który pomógłby w osiągnięciu założonych przed sezonem celów. Do nich nie należało z pewnością ostatnie miejsce w lidze, za które z kolei odpowiedział wspomniany wcześniej austriacki trener. W takiej sytuacji w klubie postanowiono zrobić poważne kroki i postawić na kogoś, kto odbuduje to, co jakby nie patrzeć, wypracował wcześniej duet Stoeger – Schmadtke. Nowym i zapewne tymczasowym trenerem „Kozłów” został nieznany Stefan Ruthenbeck, a zaraz po nim na wakującym stanowisko dyrektora odpowiedzialnego za gałąź sportową ogłoszono właśnie Armina Veha.
Były trener m.in. VfB Stuttgart, z którym zresztą zdobył mistrzostwo Niemiec w sezonie 2006/2007, już na swojej pierwszej prezentacji zapowiedział, że buduje zespół „Kozłów” z myślą o 2. Bundeslidze, gdyż 11 punktów straty do najbliższego rywala nie jest normalną sytuacją, aczkolwiek nikt nie będzie rzucał ręcznika i się nie podda. Od razu po swoim przemówieniu dał sygnał, że w Kolonii zamierza pozostać na dłuższy czas i chce odbudować wielką markę tego klubu.
Lada chwila otworzy się okienko transferowe i to właśnie wtedy należy upatrywać pierwszych działań, jakie będzie chciał przeprowadzić w Kolonii Veh. Pierwszym założeniem może być zmiana trenera, gdyż po Ruthenbecku nikt nie spodziewa się wyników na miarę oczekiwań drużyny z Nadrenii Północnej-Westfalii. Dlatego wokół klubu krążą już nazwiska o nowym szkoleniowcu, który drużynę objąłby po ostatniej kolejce rundy jesiennej i przygotował ekipę „Kozłów” do rundy rewanżowej. W mediach padło nazwisko Petera Bosza, który zaliczył nieudaną przygodę z Borussią Dortmund. Nie wiadomo jednak, czy Holender chciałby podjąć się tak wymagającego i trudnego wyzwania, jakim byłoby poprowadzenie drużyny, która niemal pewna jest spadku, i to już w po rundzie jesiennej. Bardziej przejrzysty obraz zespołu Veh powinien mieć po ostatnim grudniowym meczu. O ile punkty w spotkaniu z Bayernem to mrzonka, o tyle w ostatnim spotkaniu z VfL Wolfsburg Kolonia powinna o punkty powalczyć. Wtedy jakiś cień nadziei o utrzymanie by był, chociaż to i tak graniczyłoby z cudem.
Jeżeli przyjdzie w sezonie 2018/2019 ekipie z Rhein Energie Stadion grać na zapleczu Bundesligi, to tak jak już Armin Veh zapowiedział, „Kozły” zamierzają pewnie awansować z powrotem na najwyższy piłkarski szczebel. Do tego z pewnością potrzebne będą transfery. Nowi zawodnicy, którzy mogliby załatać dziury po odejściach będących owocem spadku. Tacy piłkarze jak Yuya Osako czy chociażby Timo Horn zapewne mają większe ambicje niż granie w 2. Bundeslidze, dlatego też powoli może rozpocząć się wietrzenie szatni od trenera aż po zawodników. Na to jednak przyjdzie czas jeśli nie zimą, to latem. Być może w Kolonii wydarzy się cud i klub się utrzyma, a Armin Veh zamiast bić się z myślami o niższej lidze, będzie mógł robić wielkie plany na grę w 1. Bundeslidze. Kto wie, może Armin Veh pójdzie drogą Ralfa Rangnicka, który buduje od kilku lat potęgę w RB Lipsk, a przecież nie tak dawno był również trenerem w niemieckich rozgrywkach.