Arka Gdynia – Wisła Kraków. Nadmorski bój o przetrwanie na remis


W Gdyni doszło do starcia określanego mianem wojny o życie. Arka Gdynia chciała złapać kontakt z Wisłą i nadzieję, że można się utrzymać w lidze. Wisła Kraków chciała złapać oddech przed kolejnymi starciami o ligowe przetrwanie

14 czerwca 2020 Arka Gdynia – Wisła Kraków. Nadmorski bój o przetrwanie na remis
Jakub Gruca / 400mm.pl

Arka Gdynia i Wisła Kraków poszły ze sobą w bój po raz 33 w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dzisiejsze spotkanie w Gdyni było jednym z najistotniejszych w dziejach obu klubów. Arka i Wisła walczą o to, aby w nowym sezonie ciągle być w gronie drużyn z ekstraklasy. Jedni i drudzy doskonale zdawali sobie sprawę z powagi meczu. W Gdyni doszło do starcia, które miało ogromne znaczenie na ostateczny układ tabeli. Gdy przy ul. Olimpijskiej 5 wybrzmiał ostatni gwizdek sędziego Jakubika, Wisła wzięła głęboki oddech. Arka jest w sytuacji coraz bardziej dramatycznej.


Udostępnij na Udostępnij na

Wygrać za wszelką cenę

Arka Gdynia do starcia z Wisłą Kraków podeszła z jedną myślą – wygrać. Dla piłkarzy z Gdyni mecz z „Białą Gwiazdą” był jak finał. Wygrana miała przedłużyć szansę na utrzymanie. Innej możliwości nie brano pod uwagę. Trener Ireneusz Mamrot podkreślał to zresztą w każdej przedmeczowej wypowiedzi. Nie inaczej było na konferencji poprzedzającej starcie obu drużyn.

Koncentrujemy się tylko na tym meczu. On jest dla nas najważniejszy. Zaczynamy grę z bezpośrednimi rywalami. Z Wisłą zagramy dwukrotnie. Każdy mecz jest za trzy punkty. Nie skupiamy się tylko na Wiśle, ale jak wygramy, jesteśmy w stanie doskoczyć do innych drużyn i mieć stratę, którą uda się odrobić. Ireneusz Mamrot

Z podobnym nastawieniem do Gdyni udała się krakowska Wisła. Piłkarze „Białej Gwiazdy” po ostatni komplet punktów na stadionie przy ul. Olimpijskiej sięgnęli 25 lutego 2011 roku. To była Wisła, która w tamtym czasie kroczyła po tytuł mistrza Polski. Od tamtego momentu minęło ponad dziewięć lat, a kompletu punktów nad morzem ani widu, ani słychu. Tym razem miało być inaczej.

Trener Artur Skowronek na każdym kroku podkreśla, że jego drużyna z każdym meczem będzie wyglądać lepiej pod względem fizycznym. W dotychczasowych meczach rozegranych przez jego piłkarzy trudno było znaleźć potwierdzenie jego słów. Koncentracja i pełna mobilizacja były w obozie krakowskim bardzo mocno akcentowane przed starciem z Arką.

Dla obu zespołów to bardzo ważny mecz. Arka może dużo zyskać w tym meczu, myśląc o walce o utrzymanie. Na pewno będzie tam podwójna, potrójna mobilizacja. U nas będzie jeszcze większa. My nie chcemy wszystkiego sprowadzać do tego jednego meczu. Chcemy po prostu być wreszcie sobą. Trzy mecze, które mamy już za sobą, jestem przekonany, że w tym nam pomogą. Te cztery dni więcej, o jeden dzień więcej, również pomoże nam w tym, aby czuć się lepiej, komfortowo pod względem fizycznym w tym meczu, a wtedy będzie wszystko dobrze piłkarsko. Artur Skowronek

Złapać oddech

Spotkanie w Gdyni mogło okazać się kluczowe dla obu zespołów. Do dzisiejszej rywalizacji „Biała Gwiazda” podeszła po bardzo ważnym zwycięstwie, które odniosła na własnym terenie w spotkaniu z Rakowem Częstochowa. Arka na murawę własnego stadionu wybiegła po laniu, jakie otrzymała w Warszawie. Gdynianie udowodnili już, że na swoim boisku potrafią być niewygodnym przeciwnikiem. Przekonał się o tym ostatnio zespół Śląska Wrocław, który choć jako pierwszy objął prowadzenie, wracał do siebie z zerowym kontem punktowym.

Nie ulegało więc wątpliwości, że i tym razem zespół „Żółto-niebieskich” zrobi wszystko, by trzy punkty zostały w Trójmieście, a strata do krakowian stopniała o trzy oczka. Z kolei  piłkarze spod Wawelu chcieli pokrzyżować plany gdynian i wrócić do grodu Kraka z kompletem punktów.

Sytuacja kadrowa w ekipie Wisły nie uległa poprawie, a wręcz przeciwnie. Do pauzujących z powodu kontuzji Pawła Brożka, Krzysztofa Drzazgi, Michała Maka i Kamila Wojtkowskiego dołączył Vullnet Basha, który musiał w tym meczu pauzować za żółte kartki.

W Arce z kadrą większych problemów nie było. Ze składu wypadł tylko Marko Vejinovic, zmagający się z  urazem mięśniowym. Do wyjściowej jedenastki wrócił Adam Deja, który odpokutował absencję spowodowaną czerwoną kartką, jaką zobaczył w starciu z Wisłą Płock.

Bój nad morzem

Równo o 18 wybrzmiał gwizdek sędziego Krzysztofa Jakubika. Wisła wyszła wysoko i już w 3. minucie była bliska zdobycia bramki. Musiał interweniować VAR. Po faulu na Tupcie z rzutu wolnego huknął Błaszczykowski, piłka odbiła się od słupka, potem od Marciniaka i jakimś cudem z linii bramkowej została wybita przez gdynian. Pierwsze minuty meczu to zdecydowana przewaga „Białej Gwiazdy”. Wisła wymieniała dużo podań, była częściej przy piłce, jednak brakowało konkretów.

Arka próbowała się odgryźć. Jedna z kontr zakończyła się mocnym strzałem z dystansu Dei, ale Buchalik pewnie złapał futbolówkę. Dużo walki w środku boiska i dużo przewinień z jednej i drugiej strony. Rzuty wolne raz dla Wisły, raz dla Arki. Tak wyglądała pierwsza połowa meczu. Nie zabrakło w niej woli walki, determinacji i ostrej gry. Sędzia Jakubik miał dużo pracy i raz po raz musiał dmuchać w gwizdek. W pierwszej odsłonie zabrakło jednak goli. Tego, co w piłce najważniejsze.

Na drugą połowę obie drużyny wyszły bez zmian w składach. Nie zmienił się też obraz gry. Wisła była częściej przy piłce, ale brakowało konkretów. Jakiś zablokowany strzał, jakieś niedokładne dośrodkowanie – nic wartego odnotowania. Arka broniła się i próbowała szczęścia z kontry. Grała jednak bardzo nerwowo i niedokładnie.

Z upływem czasu mecz robił się coraz bardziej szarpany. Drużyny grały z pominięciem swojej drugiej linii. Cios za cios, ale nadal bez konkretów i strzałów w światło bramki. Dużo pracy miał tradycyjnie sędzia Jakubik. W 61. minucie piłkarze Arki niedokładnie zagrali piłkę w środkowej strefie boiska, jednak kontra Wisły zakończyła się niecelnym strzałem Jakuba Błaszczykowskiego.

Trener Skowronek, widząc słabą grę w obronie piłkarzy Arki, zdecydował się wprowadzić na boisko Turgemana. Na ławce usiadł bezproduktywny Boguski. Na boisku nadal jednak królował festiwal fauli i niedokładności. Wisła dochodziła do głosu i naciskała. Po rzucie rożnym z bliskiej odległości Klemenz próbował głową pokonać Steinborsa, ale bramkarz gdynian jakimś cudem przerzucił piłkę nad poprzeczką. Wisła powinna prowadzić.

Trener Mamrot reagował na wydarzenia boiskowe. Wpuścił na boisko Oskara Zawadę i Kamila Antonika, ale Arka nadal biła głową w mur. Wisła grała pewnie i kontrolowała sytuację na murawie.

W 77. minucie piłka wylądowała na gdyńskiej poprzeczce. Chwilę potem Turgeman mocnym strzałem próbował zaskoczyć Steinborsa. Bramkarz Arki stanął na wysokości zadania. „Biała Gwiazda” atakowała coraz mocniej. Strzelali Błaszczykowski i Chuca, obaj bezskutecznie. W końcówce meczu oglądaliśmy Wisłę, która mogła się podobać. Arka też nie chciała być gorsza i ostatnia faza meczu była bardzo widowiskowa i dramatyczna. Strzał Nalepy z wolnego na rzut rożny wybił Buchalik, a kontrę Wisły zakończył strzał Turgemana, który wypiąstkował Steinbors. Arkę do piekła mógł zepchnąć strzał Kulevica, ale piłka minimalnie minęła słupek. Żadnej z ekip nie udało się zdobyć tego jednego, upragnionego gola.

Wisła z oddechem, Arka bliżej piekła

Mecz mógł się podobać. Widać było, że obie drużyny grają o życie. Nikt nie odstawiał nogi, zdając sobie sprawę, co oznacza porażka w tym spotkaniu. Wisła była lepsza, ale do nieba zabrakło jej gola. Arka tym remisem nadal jest w grze, ale jej sytuacja jest już bardzo trudna. W Krakowie oddychają głęboko, w Gdyni ten oddech jest już coraz płytszy i dosyć ciężki.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze