Choć reprezentacja Anglii łatwo rozprawiła się z Peru 3:0 w ostatnim przed mundialem meczu u siebie, wiele pytań nadal pozostaje bez odpowiedzi.
Korespondencja z Wembley
Roy Hodgson miał prawo się cieszyć po ostatnim gwizdku sędziego. Zwycięstwo nad przeciętnie grającym Peru nie podlegało wątpliwości, a bramki padały po strzale będącego w formie napastnika oraz świetnie wyćwiczonych stałych fragmentach gry. Ale uśmiech tylko na chwilę zagościł na twarzy selekcjonera „Dumy Albionu”.
Pomimo świetnej dyspozycji pod bramką rywali, gdzie dwa gole zdobył duet stoperów, Gary Cahill – Phil Jagielka, linia obrony grała w kratkę. Raz po raz rywalom groźne sytuacje pozwalali stwarzać, grający na bokach, Leighton Baines oraz Glen Johnson. Choć w bramce dobrze interweniował Joe Hart, uderzenia gości z Południowej Ameryki nijak miały się do zagrożenia, które w Brazylii stwarzać będzie Cavani, Suarez, Balotelli czy Immobile.
Wobec kontuzji Phila Jonesa bardzo możliwe, że obrońca Manchesteru United nie wygra wyścigu z czasem i w kadrze zastąpi go niedoświadczony John Stones. Hodgson wypróbował młokosa na prawej stronie defensywy w końcówce meczu, na lewą stronę przesuwając słabo grającego Johnsona. Wobec pominięcia Ashleya Cole’a oraz przeziębienia Luke’a Shawa (nomen omen negocjującego kontrakt z United) kluczową rolę odgrywa Baines, którego dośrodkowania asystowały przy dwóch bramkach Anglików.
Obie wyglądały bliźniaczo podobnie. W 65. minucie dośrodkowanie Bainesa trafiło na głowę dobrze ustawionego Cahilla, który przyczynił się także do kolejnej bramki trzy minuty później. Obrońca Chelsea zaatakował w powietrzu wychodzącego Fernandeza, bramkarz Peru upuścił piłkę, do której dopadł Jagielka i umieścił ją w siatce.
Wiele pytań pozostaje także nierozstrzygniętych w linii środkowej. Pozbawiona impetu pomoc truchtała wokół linii środkowej, pozwalając piłkarzom Peru na szybkie kontry. Po jednej z nich, w 54. minucie, środkiem boiska ruszył Jean Deza. Jego potężne uderzenie z ponad 30 metrów minimalnie poszybowało nad bramką Harta.
Bez formy jest Wayne Rooney. O ile nie można odmówić mu zaangażowania, napastnikowi Manchesteru United brakowało dynamiczności w grze. W drugiej połowie na jego pozycji Hodgson wypróbował Raheema Sterlinga, ale młodzieniec z Liverpoolu nie dostał wystarczająco czasu, aby pokazać w jakiej jest dyspozycji.
Dużym kredytem zaufania obdarzony jest również Daniel Welbeck, który wyraźnie zawiódł przeciwko przeciętnemu Peru. Jego zejścia ze skrzydła były przewidywalne, blado wypadały na tle energicznego Adama Lallany na drugim skrzydle.
Za dobry mecz może uznać Daniel Sturridge, grający na szpicy napastnik Liverpoolu. To po jego przepięknym uderzeniu w 32. minucie padła pierwsza bramka meczu. Po wznowieniu gry rzutem z autu przez Johnsona jego klubowy kolega, Sturridge, otrzymał piłkę tuż przed polem karnym Raula Fernandeza. Próbując przedryblować obrońców zza oceanu, obrócił się za odchodzącą od bramki futbolówką i pięknym uderzeniem strzelił w przeciwległe okienko nad interweniującym golkiperem.
Żegnając się po meczu z publicznością na Wembley, Sturridge jako jedyny w pełni zasłużył na miejsce w samolocie do Brazylii. Na szczęście dla jego kolegów reprezentacja Anglii leci wpierw do Miami, gdzie czeka ich ciężka praca nad szlifowaniem formy oraz taktycznym zgraniem.
Obserwuj autora na Twitterze: @RobertBlaszczak