Zdumiewający rezultat Manchesteru City z poprzedniego sezonu – sto zgromadzonych punktów – był tylko zwiastunem nowej ery w Premier League. Ery perfekcjonistów. Zespół Pepa Guardioli w minionej kampanii pokazał, że chcąc prześcignąć „The Citizens” w wyścigu o tytuł, trzeba otrzeć się o doskonałość. Zrozumieli to rywale obecnego mistrza Anglii. Po ponad 1/4 sezonu aż pięć zespołów, oddzielone zaledwie paroma punktami, realnie walczy o tytuł. Niektóre z nich osiągając do tej pory wynik prawie perfekcyjny.
Sezon sezonowi nierówny. W poprzedniej kampanii w wyścigu po tytuł od peletonu dość wcześnie oderwał się Manchester City i samotnie dążył do mety. Wydawało się, że „The Citizens” zdominują angielską ligę na lata. Tak oczywiście może się jeszcze stać. Za nami dopiero dziesięć serii spotkań. Nie można jednak nie zwrócić uwagi na fakt, iż rywale rzucili w bieżącej kampanii rękawice zespołowi Pepa Guardioli. Wydaje się, że przebieg poprzedniego sezonu nie ma prawa powtórzyć się w obecnych rozgrywkach. To spore zaskoczenie. Tym bardziej że obok „The Citizens” w wyścigu po tytuł wystartowały aż cztery inne kluby. Grono realnie aspirujących do tytułu jest znacznie liczniejsze, niż przypuszczali przed sezonem eksperci. Walka o mistrzostwo Anglii miała przecież rozstrzygnąć się między Manchesterem City a Liverpoolem. A reszta zespołów tworzyć tylko tło tej batalii. Inaczej stan rzeczy widzieli jednak w Londynie. Chelsea, Arsenal i Tottenham Hotspur realnie włączyli się w bój o tytuł najlepszej drużyny kraju.
Kalkulacje, czyli każdy liczy punkty
Rekordowy rezultat punktowy ekipy z Etihad Stadium otworzył oczy całej Anglii. Wszyscy zrozumieli, że podobny wynik jest bardzo trudny do osiągnięcia, lecz możliwy. Jednak – co ważniejsze – prawdopodobnie konieczny, by zdetronizować Manchester City. W celu zobrazowania, jak trudnym zadaniem jest zebrać aż sto punktów podczas jednego sezonu, najlepiej przedstawić sumę wszystkich możliwych do zdobycia. A jest ich sto czternaście. Łatwo więc obliczyć, że stracić w całej kampanii można zaledwie czternaście „oczek”. To bardzo mały margines błędu. Dlatego do osiągnięcia trzycyfrowego wyniku punktowego niezbędny jest świetny start sezonu. Na pewno przed bieżącą kampanią zdawali sobie z tego sprawę w każdym zespole zajmującym obecnie jedną z pierwszych pięciu lokat w tabeli. Po 1/4 sezonu piąty Tottenham Hotspur do pierwszego Manchesteru City traci zaledwie pięć punktów. To niewiele.
A #PL table to make you excited for the months ahead 🙌 pic.twitter.com/VdKhJyGdVf
— Premier League (@premierleague) October 29, 2018
Istotniejszą kwestią jest jednak dorobek punktowy pięciu czołowych drużyn w obecnej tabeli Premier League. Każdy z zespołów zgromadził po dziesięciu kolejkach ponad dwadzieścia punktów. To najlepszy wynik spośród pięciu najlepszych lig Europy, który robi wrażenie. Potwierdza także, iż rozgrywki angielskiej ekstraklasy są jednymi z najbardziej emocjonujących. Obecna kampania i wyścig pięciu koni (choć, jak już wspomniano, miały biec dwa) wynagradza kibicom poprzedni sezon rozstrzygnięty jakby przed czasem.
Liga pod znakiem „bardziej”
Obecny rozwój wypadków i wyrównana walka o tytuł z finansowego punktu widzenia wyjdą wszystkim zespołom w lidze tylko na plus. Zyski ze sprzedaży praw telewizyjnych ostatnio okazały się niższe niż te pozyskane z przetargu w 2015 roku. W bieżącej sytuacji, gdy emocje już na początku rozrywek są olbrzymie, podobna sytuacja raczej się nie powtórzy. Oczywiście zakładając, że podobny przebieg będą miały kolejne edycje angielskiej ekstraklasy.
Co więcej, era perfekcjonizmu w Premier League zmusi wszystkich uczestników rozgrywek do sporych wzmocnień. Każdy, kto prześpi okno transferowe, może już się nie podnieść. Strach przed taką możliwością zapewne spowoduje wydawanie przez kluby Premier League jeszcze większych kwot na zawodników niż od tej pory. Angielska ekstraklasa będzie atrakcyjniejsza, bardziej emocjonująca, silniejsza i bardziej spektakularna. To wszystko dzięki erze perfekcjonizmu, w którą właśnie weszła Premier League.
Mniej istotne, ale też ciekawe
- Zaskakująco dobrze w obecnym sezonie spisuje się zespół AFC Bournemouth. „The Cherries” wygrali do tej pory sześć ligowych spotkań, ponosząc zaledwie dwie porażki. Dwadzieścia zgromadzonych punktów oraz przede wszystkim dziewiętnaście zdobytych goli robią wrażenie. Drużyna menedżera Eddiego Howe’ego prezentowała atrakcyjny styl już w poprzednim sezonie, jednak teraz AFC Bournemouth potrafi przełożyć ofensywny futbol na korzystne rezultaty. Dotychczasowe dokonania „The Cherries” pokazują, że zespół z Vitality Stadium jest realnym kandydatem do walki o siódmą, a być może nawet szóstą lokatę na koniec sezonu.
What an afternoon 😎 #FULBOU // #afcb 🍒 pic.twitter.com/Ogen5nLiVw
— AFC Bournemouth 🍒 (@afcbournemouth) October 27, 2018
- W cieniu rywalizacji o czołowe lokaty oraz te gwarantujące utrzymanie, swoją pozycję powoli lecz skrupulatnie buduje Brighton & Hove Albion. Zwycięstwo nad Wolverhamptonem Wanderers umocniło „The Seagulls” w środku tabeli. Spotkanie było wyjątkowe szczególnie dla Glenna Murraya. Zwycięskie trafienie 35-letniego Anglika było zarazem setną strzeloną bramką zawodnika dla klubu z Falmer Stadium. Jubileusz godny pozazdroszczenia. Jednak licznik najprawdopodobniej nie zatrzyma się na tej okrągłej liczbie. Napastnik jest w wybornej formie strzeleckiej w obecnej kampanii, co zwiastuje kolejne trafienia i radość kibiców „The Seagulls”.