Obaj byli absolutnie jednymi z czołowych zawodników na świecie. Zachwycali, inspirowali i zdobywali liczne trofea. Przez lata będąc najważniejszymi graczami swoich klubów, w pełni zapracowali na miano legend. Po zawieszeniu butów na kołku postanowili podjąć nowe wyzwanie. W rolach szkoleniowców znów brylują, z powodzeniem prowadząc swoje zespoły. Po zaledwie pół roku pracy w osobach Stevena Gerrarda i Franka Lamparda pokładana jest olbrzymia nadzieja. Nadzieja na odbudowę podupadłej angielskiej myśli szkoleniowej.
Czasy Boba Paisleya, Dona Reviego czy Briana Clougha dawno minęły. Tak dawno, że na wspomnieniu wymienionych szkoleniowców osiadła już sporych rozmiarów warstwa kurzu. Angielska myśl szkoleniowa obecnie przypomina zatęchłą szafę. Dominuje w niej pleśń, a odór sprawia że ojczyzna futbolu od lat choruje. Choruje na wątpliwej jakości trenerów. Żadnego angielskiego szkoleniowca nie można określić obecnie mianem jednego z najlepszych w Europie. Z racji braku konkurencji media z ojczyzny futbolu zachwycają się poczynaniami Eddiego Howe’a. Szkoleniowiec Bournemouth bezsprzecznie ma spory potencjał, ale do europejskiej czołówki jeszcze daleka droga. Jest jednak dla rodaków uosobieniem i nadzieją bieżącej angielskiej myśli szkoleniowej. Jakby z konieczności w obliczu brutalnych faktów.
W angielskiej piłce nadal funkcjonują (i dobrze się mają) trenerzy – dinozaury, którzy pod względem rozwiązań taktycznych i filozofii gry zatrzymali się w latach 80. poprzedniego wieku. Nawet fakt, że czasem odnoszą korzystne rezultaty, tego nie zmieni. Dlatego na tle Sama Allardyce’a, Roya Hodgsona czy nawet Seana Dyche’a szkoleniowiec Bournemouth wygląda na uosobienie nowoczesności. Presja nakładana na barki Eddiego Howe’a może przytłaczać. Jednak na szczęście dla trenera Bournemouth ojczyzna futbolu w sferze szkoleniowców żyje obecnie dwoma innymi angielskimi talentami.
Z boiska na trenerską ławkę
Nie zawsze wybitni piłkarze stają się wybitnymi trenerami. I na odwrót – nie zawsze wybitni trenerzy byli wybitnymi zawodnikami. Z prozaicznej przyczyny. Prowadząc zespół w roli szkoleniowca, potrzebna jest charyzma do przewodzenia grupie, wizja, plan i pomysł. Zdecydowana większość zawodników skupia się natomiast wyłącznie na swoich poczynaniach. Czasem jednak się udaje. Przykład Zinedine’a Zidane’a wydaje się najbardziej aktualny i oczywisty. Sukcesy Francuza na ławce trenerskiej sprawiły, że kluby śmielej zaczęły stawiać na uznanych graczy w roli szkoleniowców. Szczególnie że nawet gdyby taki pomysł nie wypalił w sferze sportowej, to zawsze przyniósłby korzyści marketingowe. A jak powszechnie wiadomo, futbol na pieniądzach stoi. Dlatego kluby szukają „swojego Zidane’a”. To znacznie ułatwiło znalezienie pracy wielu byłym gwiazdom futbolu. Takim jak Steven Gerrard i Frank Lampard.
🏴⚽ Legend ✨ Frank #Lampard 🔝
🏆 1️⃣ x Champions League
🏆 3️⃣ x English Champion
🏆 1️⃣ x Europa League— Globe Soccer Awards (@Globe_Soccer) December 24, 2018
Po zatrudnieniu obu szkoleniowców odpowiednio przez Rangers FC i Derby County pojawiły się głosy, że posady otrzymali dzięki uznanym w piłce nazwiskom. Nawet jeżeli nie było to do końca prawdą, to na pewno nie przeszkodziło w rozpoczęciu pracy w roli trenera. Z czasem jednak podobne insynuacje zostały odstawione daleko na bok. Zarówno Steven Gerrard, jak i Frank Lampard bronią się w najlepszy możliwy sposób – wynikami. Były gracz Liverpoolu otarł się z zespołem z Glasgow o awans do fazy pucharowej Ligi Europy. W lidze szkockiej nadal toczy zacięty bój o tytuł z Celtikiem, pokonując odwiecznych rywali w minioną sobotę. Derby County Franka Lamparda plasuje się natomiast w czołówce Championship, walcząc o awans do Premier League.
Równie ciekawy co rezultaty jest jednak styl gry preferowany przez obu szkoleniowców. Zarówno Rangers FC, jak i Derby County prezentują ofensywny futbol, nastawiony na strzelanie kolejnych bramek. W meczach tych drużyn nie brakuje emocji, goli i przede wszystkim zaangażowania. Obaj szkoleniowcy potrafią zmotywować swoich graczy do olbrzymiego wysiłku. Charyzmę znaną z boiska udanie przenieśli na ławkę trenerską.
🙌 The manager enjoyed that goal. pic.twitter.com/5DO3mAKCoN
— Rangers Football Club (@RangersFC) December 30, 2018
Potwierdzić potencjał
Olbrzymim atutem w pracy szkoleniowej Stevena Gerrarda i Franka Lamparda są doświadczenia boiskowe i kariera ukoronowana licznymi trofeami. Dzięki temu niczym z automatu zyskali niesamowity posłuch w szatni. Zawodnicy są wpatrzeni w nich niczym w obrazek, słuchając każdej rady i zastrzeżenia. To znacznie ułatwiło obu szkoleniowcom wejście do nowej profesji. Profesji niełatwej. Jednak jak pokazują ostatnie miesiące, dobrze się w niej odnajdują. Do tego stopnia, że wokół obu trenerów zaczęło być coraz głośniej. Obaj posiadają olbrzymi potencjał, boiskowe doświadczenie, charyzmę oraz znane nazwiska. Dlatego w osobach Stevena Gerrarda i Franka Lamparda angielskie media upatrują szansy na reaktywację rodzimej myśli szkoleniowej.
Wydaje się, że na podobne przewidywania jest jednak za wcześnie. Mimo niewątpliwych atutów obaj dopiero się uczą. Jednak presja ze strony angielskich mediów też jest zrozumiała. Olbrzymia posucha, wręcz pustynia, w kwestii rodzimych szkoleniowców na wysokim poziomie zrobiła swoje. Nawet najmniejsza iskierka rozpala nadzieje na topowego trenera rodem z Anglii. Steven Gerrard i Frank Lampard muszą jednak potwierdzić swój potencjał. Najlepiej sukcesami.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- W ostatnich tygodniach fala nadziei wlała się w serca kibiców Tottenhamu Hotspur. Wysokie zwycięstwa spowodowały skok na drugą lokatę w tabeli i niemałą euforię. Radość trwała jednak bardzo krótko. Domowa porażka z Wolverhampton Wanderers znacznie ostudziła gorące głowy londyńczyków. Najbliższe tygodnie pokażą, czy na długo.
- Zwycięski marsz kontynuuje Liverpool. Zespół Jürgena Kloppa rozbił tym razem Arsenal 5:1. „The Reds” z siedmioma punktami przewagi nad drugim Manchesterem City przewodzą tabeli. Czwartkowe bezpośrednie starcie obu zespołów zapowiada się niesamowicie emocjonująco. Dla zespołu Pepa Guardioli to wielka szansa, by zmniejszyć dystans do lidera. Dla Liverpoolu okazja, by odskoczyć „The Citizens” na dziesięć punktów.