Jednorazowy wyskok, niespodzianka, jaką dokonała kilkanaście lat temu pewna drużyna z Nadrenii Północnej-Westfalii, a dokładnie z Akwizgranu, to coś, o czym należy wspominać pokoleniom przez kolejne lata. Niejaka Alemannia, będąc jeszcze drugoligowcem, dokonała niemożliwego, zapewniając sobie udział w europejskich pucharach.
Rzeczą wręcz niespotykaną jest, by klub szczególnie z tak silnego piłkarsko kraju, za jaki uznaje się Niemcy, zdołał awansować do europejskich pucharów, będąc jeszcze zespołem drugoligowym. Mało tego, Alemannii w historycznym dla niej okresie udała się ta sztuka, mimo że klub na koniec sezonu zajął szóstą lokatę w 2. Bundeslidze! Jednak dzięki fantastycznym występom w Pucharze Niemiec i pewnym okolicznościom szczęście było po stronie „Kartoffelkäfer” i w nowym sezonie w Akwizgranie cieszono się z występów w europejskich pucharach przeciwko zdecydowanie silniejszym przeciwnikom z Sevillą FC na czele, której jako jedynej w grupie udało się pokonać niemiecką niespodziankę.
Udane dwa sezony z rzędu, jeden zakończony promocją gry w pucharach, drugi awansem z drugiego miejsca i pierwszym w historii do 1. Bundesligi miały okazać się nie tylko piękną przygodą, ale i trampoliną do tego, by w klubie wielka piłka zapanowała na dłużej. Tak się jednak nie stało. Jak pokazał czas, zamiast gry na najwyższym szczeblu Alemannia rywalizuje w lidze regionalnej, w której ma co prawda do czynienia z Borussią Dortmund czy Borussią Moenchengladbach, lecz są to pojedynki z rezerwami tychże zespołów.
Niespodziewany finał bez Bayernu
Ktoś wyobrazi sobie finał Pucharu Niemiec bez udziału najbardziej utytułowanego klubu tego kraju – Bayernu Monachium? Już samo to jest w obecnych czasach zadaniem nie o tyle trudnym, co po prostu mało prawdopodobnym. Zdarzają się jednak u naszych zachodnich sąsiadów takie okresy, gdy Bayern schodzi z tronu, by się wyprostować. Podobnie było zresztą w sezonie 2004/2005, w którym hegemona tamtejszej Bundesligi zaskoczył niesamowity Werder Brema.
To właśnie wtedy „Zielono-biali” wepchnęli się nie tylko na fotel lidera, zdobywając w konsekwencji mistrzostwo kraju, ale równie dobrze pokierowali swoim losem na drugim froncie w rozgrywkach pucharowych, zachodząc tam aż do samego finału. I tu zaczyna się historia pewnego drugoligowego klubu – Alemannii z Akwizgranu, która dzięki dubletowi zdobytemu przez Werder zapewniła sobie grę w kwalifikacjach ówczesnego Pucharu UEFA.
Awans jednak sam nie przyszedł. Drużyna z czołówki 2. Bundesligi właściwie do końca miała szanse na promocję do najwyższej ligi, traciła jedynie trzy oczka do drugiej Arminii Bielefeld i jedno do miejsca barażowego, na którym znalazł się klub z Moguncji, równie dobrze, a właściwie i lepiej, radziła sobie w rozgrywkach pucharowych.
Choć dwie pierwsze rundy nie wskazywały na to, że Alemannii będzie szło aż tak dobrze, zespół bowiem pokonał dwie przeszkody po konkursach rzutów karnych, to z każdym kolejnym szczeblem było coraz lepiej. „Stonki Ziemniaczane”, bo taki jest właśnie przydomek tego klubu, rozpędzały się w zastraszającym tempie.
W 1/8 finału drugoligowiec rozbił aż 5:0 Eintracht Brunszwik i już w następnej rundzie sensację sezonu miał pożreć Bayern. Rywalizacja z zespołem prowadzonym przez słynnego generała, Ottmara Hitzfelda, miała być tylko ciekawą przygodą, świętem dla kibiców, dla których pojedynek z takim klubem był jednym na wiele lat. Naprzeciwko kopciuszka Hitzfeld wystawił wielkie gwiazdy z Michaelem Ballackiem czy Oliverem Kahnem na czele. Nadeszła jednak 33. minuta i w ekstazę swoich fanów doprowadził Stefan Blank. I choć „Bawarczykom” udało się wyrównać tuż przed przerwą, to w 81. minucie niejaki Erik Meijer trafił, dając tym samym awans do kolejnej rundy.
Zespołowi woda sodowa do głowy nie uderzyła i następnie ofiarą niepozornego teamu padł klub z Moenschengladbach, a i niewiele brakowało, by w finale także i Werder okazał się gorszy. Mistrzowi Niemiec jednak udało się zachować honor i legendarna drużyna prowadzona wówczas przez Thomasa Schaffa zdobyła kolejne swoje trofeum, wygrywając 3:2, jednocześnie dając możliwość zabłyśnięcia w Europie swojemu rywalowi.
Historia pisze się na naszych oczach
Sezon 2004/2005 właśnie się rozpoczynał. Alemannia poznała rywala, z którym maiła się zmierzyć w kwalifikacjach do Pucharu UEFA. Został nim islandzki, nikomu nic niemówiący, przeciwnik – FH Hafnarfjordur. Do tego pojedynku zawodnicy z Akwizgranu podeszli jednak z kimś, kto parę lat później osiągał sukcesy w Bundeslidze – Dieterem Heckingiem.
Po dokonaniu kilku wzmocnień, wciąż i tak nierobiących na nikim większego wrażenia, Alemannia pokonała w pierwszym meczu Islandczyków aż 5:1 i w rewanżu pilnowała skutecznie bezpiecznego rezultatu, osiągając korzystny dla siebie bezbramkowy remis. Faza grupowa Pucharu UEFA stała się faktem. A w niej za rywali niemiecki zespół miał: Sevillę FC, PAOK Saloniki, OSC Lille oraz Zenit Sankt Petersburg. Już samym w sobie sukcesem było dostanie się do jakiejkolwiek piątki, a co dopiero awans gdzieś dalej. W klubie zamarzono jednak, by przepiękną historię kontynuować także wiosną, co w ostateczności się nawet udało.
Alemannia Aachen w sezonie 2004/05 napisala piekna historie w Pucharze UEFA. Drugoligowiec gral w nim dzieki finalowi Pucharu Niemiec 03/04.
— Maciej Iwanow (@Maciej_Iwanow) August 5, 2017
W grupie lepsi okazali się jedynie Hiszpanie, którzy wygrali 2:0, reszta jednak nie była w stanie zwyciężyć sensacji sezonu i ta dzięki zdobytym siedmiu punktom dostała się do kolejnej rundy, w której przyszło jej grać z AZ Alkmaar. Niestety dla kibiców „Stonek Ziemniaczanych” bajka ta się skończyła i choć Holendrzy okazali się minimalnie lepsi, raz padł remis 0:0, a raz AZ wygrało 2:1, to w Aachen można było skupić się na walce o awans do 1. Bundesligi. Ten jednak również i tym razem nie wyszedł. „Żółto-czarni” zajęli znowu szóstą lokatę, tym razem z większą stratą punktów do miejsca premiowanego. Marzenia zatem trzeba było odłożyć na kolejny rok.
Sen się spełnił
Trzeci kapitalny rok Alemannii trwał w najlepsze. Tym razem jednak już bez europejskich pucharów, ale za to ze skutecznie zakończonymi rozgrywkami 2. Bundesligi. Konsekwentnie budowana drużyna przez zyskującego coraz to większą popularność w Niemczech Dietera Heckinga dokonała rzeczy historycznej. Po raz pierwszy wywalczyła awans na najwyższy szczebel piłkarski w Niemczech. Co prawda sztuka ta udała się dopiero z drugiego miejsca, ale za to pocieszeniem niech będzie fakt, że pod względem strzelanych goli Alemannia nie miała sobie równych. Zdobyła ich 63!
Później jednak już tak kolorowo nie było. Mimo że walka o utrzymanie trwała do samego końca, nie udało się uratować przed degradacją. Za sterami stanął już inny trener, Michael Frontzeck, na którego w klubie postawiono przed inauguracją rozgrywek. Najwyraźniej jednak decyzja ta okazała się błędna, tego jednak nikt się już nie dowie. W pamięci mimo wszystko pozostanie kilka ciekawych spotkań, zwycięstwo z Bayernem 1:0 czy bezbramkowy remis z Borussią Dortmund. Roczna przygoda z 1. Bundesligą się zatem zakończyła i drugi raz sukcesu z tamtego okresu nie udało się już powtórzyć.
Wydeptana ścieżka
Fantastyczny okres klubu sprawił, że o kilku piłkarzy zaczynały zabiegać większe marki. W ten sposób w swoje sidła Jana Schaludraffa złapał Bayern Monachium. Ofensywny zawodnik zapowiadał się wtedy na bardzo interesującego gracza, którego jeszcze kilka okienek wstecz udało się wyciągnąć z Borussi Moenchengladbach. Schaludraff, będąc 23-letnim piłkarzem, został więc sprzedany, ale swojego talentu już nie doszlifował i zniknął jak wielu w gigancie z Monachium. Zdecydowanie lepiej poradził sobie natomiast Vedad Ibisević, obecnie gracz Herthy BSC Berlin, który na swoim koncie ma 120 goli w Bundeslidze.
Solidnym ligowcem okazał się także Mathias Lehman znany z gry choćby dla 1. FC Koeln. Większego futbolu również posmakował Lewis Holtby, który pograł także na Wyspach w Blackburn czy Tottenhamie.
Największym jednak wygranym prócz rzecz jasna Ibisevicia, który odnalazł się w Bundeslidze, był trener Dieter Hecking, dla którego doświadczenie, jakie zyskiwał w tym klubie, procentuje również dzisiaj. Kto wie, może Alemania pod wodzą tego szkoleniowca zdołałaby na dłużej zabawić w gronie największych.
Z dala od wielkiej piłki
Mijały lata, a klub nawet nie zbliżał się do złotego okresu w swoich dziejach. I choć przebijało się kilka ciekawych nazwisk, które potem się wybiły dalej: David Odonkor czy polski obrońca – Łukasz Szukała, to sytuacja Alemannii stawała się coraz gorsza. Zmieniali się trenerzy, piłkarze, a drużyna spadała coraz to niżej, by utknąć w lidze regionalnej.
Z Alemannii pozostało miłe wspomnienie, które dało powiew świeżości. Klub był czymś nowym, a dziś stał się zwykłym średniakiem w Regionallidze. W Akwizgranie raczej nawet mało kto myśli, by awansować szczebel wyżej. Strata do lidera, czyli Roedinghausen, jest już na początku sezonu tak duża, że na samą myśl niełatwo znaleźć chęci na pogoń.