W Gliwicach do zmiany trenera doszło już w sumie dość dawno, w momencie, który wydawał się najgorszym z możliwych – drużyna pod wodzą Pereza Garcii wciąż miała szanse na awans do czołowej ósemki ligi. Przyszedł Latal i narzekał – wielu takich już było, większości już nie oglądamy na ławkach trenerskich. Dziś jednak Czech przeżywa momenty chwały.
Końcówka ubiegłego sezonu potraktowana została jak przegląd wojsk – z kim siadać do negocjacji kontraktowych, kogo odpuścić, za jakimi wzmocnieniami się rozglądać. Początek okienka transferowego mógł spowodować siwiznę na głowie nawet najmłodszego fana Piasta – odeszło niemal dwudziestu (!) zawodników, wśród nich Kamil Wilczek i Konstantin Vassiliev – dwie niekwestionowane gwiazdy zespołu. Na ich miejsce sprowadza się kilku młodych Polaków. Tak oto miała wyglądać filozofia Piasta w tym sezonie. Trener Latal postawił jednak małe veto.
Dwa nazwiska. Vacek i Nespor. Jak Pat i Kot albo „Sąsiedzi”. O ile Kamil Vacek to nazwisko znane średnio rozgarniętemu fanowi ligi włoskiej, o tyle Martin Nespor miał łatkę tego, który nie poradził sobie w Sparcie Praga. Obaj trafili na wypożyczenie do Gliwic, obaj odpalili z miejsca. Vacek to tytan pracy, potrafi kilkanaście minut meczu na szczycie (z Legią) grać z kontuzją, po czym pada na murawę, gdy już naprawdę nie może się ruszyć. Nespor może plątać się nieśmiało między obrońcami, po czym zdobywa taką bramkę. Albo taką. Jeśli dorzucisz do nich Patrika Mraza, który zdecydowanie należy do trójki (może i lepiej) najlepszych lewych obrońców ligi, Saszę Żiveca, który niby miał w sobie to „coś” (nie mając jednak żadnych „liczb”), odpalającego na dobre, solidnego Heberta z tyłu i nieprzewidywalnego (jak poezja Gerarda Pique) Badię, otrzymasz obecnego lidera ekstraklasy.
Radoslav Latal uchodzi za tytana pracy. Na boisku nigdy nie brakowało mu sił, wiecznie zaangażowany w walkę. Świetny w destrukcji. Widzimy to w poczynaniach Piasta. Mecz z Legią był najlepszym przykładem typowego „Latalizmu”. Legia momentami atakowała wściekle, wydawało się, że szybko sforsuje mur obronny Piasta i upora się z wiceliderem. Gliwiczan charakteryzowała jednak cecha, której brakuje większości naszych drużyn. Cierpliwość. Pozwolili warszawianom się wyszaleć, po czym ukłuli bardzo boleśnie.
Po pierwszych meczach Latala jako szkoleniowca Piasta byłem jego przeciwnikiem, przyznaję. Człowiek powinien przyznawać się bowiem do błędu, jakim bez wątpienia był ten osąd. Czech odmienił ten zespół. Nie twierdzę oczywiście, że nagle gliwiczanie staną się poważnym kandydatem do mistrzostwa Polski – rok temu liderem ligi był przecież GKS Bełchatów. Jeśli jednak będą grać tak cały czas, staną się poważnym kandydatem do miana niespodzianki sezonu. Wtedy cel, jakim jest czołowa ósemka ligi, nie będzie niczym trudnym. Do zweryfikowania tej tezy będą jeszcze trzydzieści dwie okazje w tym sezonie.
[interaction id=”55d332f61f39a6085969aabc”]
Na koniec życzenie do „sąsiadów”, czyli Kamila Vacka i Martina Nespora – oby wasza współpraca dalej układała się jak w słynnej czechosłowackiej bajce, byście mogli świętować na zakończenie sezonu tak jak oni na końcu tego odcinka.
https://youtu.be/q8nr7rvRRpM