ADO Den Haag i problemy z chińskim przedsiębiorcą-uciekinierem


29 lutego 2016 ADO Den Haag i problemy z chińskim przedsiębiorcą-uciekinierem

Przez wiele lat ADO Den Haag słynęło jedynie z rasistowskich ekscesów swoich kibiców, a o jakichkolwiek sukcesach klub mógł pomarzyć. Wydawało się, że zła karta się odwróci, kiedy w holenderskiego średniaka postanowił zainwestować tajemniczy Chińczyk. Od tego czasu trwają najintensywniejsze chwile w losach drużyny. 


Udostępnij na Udostępnij na

Na początku 2014 roku wszyscy związani z ADO Den Haag przygotowywali się do kolejnej ciężkiej rundy. Klub znajdował się w sporej zapaści finansowej i musiał drżeć o utrzymanie w elicie, co w ostatnich latach nie zdarzało się zbyt często. Wtedy na Kyocera Stadium zjawił się on, niepozorny Chińczyk imieniem Wang Hui, który jawił się jako mesjasz dla upadającego zespołu.

Właściciel klubu lubił potrenować sobie z zawodnikami Ado Den Haag
Właściciel klubu lubił potrenować sobie z zawodnikami ADO Den Haag

Nikomu nieznany biznesmen rodem z Chin snuł wizje o potędze ADO Den Haag, obiecywał milionowe inwestycje i sprawienie, że klub w ciągu kilku lat będzie konkurencją dla najlepszych w Europie: – Chciałbym, żeby klub stał się konkurencją dla lokalnych hegemonów, Ajaxu, PSV i Feyenoordu, i grał w Lidze Mistrzów – mówił holenderskim mediom.

Kwota transakcji nie była zbyt wygórowana, bo Wang kupił drużynę za 8,9 mln dolarów. Dla człowieka, którego firma marketingowa, United Vansen International Sports, pomagała przy ceremonii zamknięcia igrzysk olimpijskich w Pekinie, nie było to wielkim wydatkiem. Już wtedy działaczom powinna się zapalić czerwona lampka, bo na finalizację transakcji musieli czekać kilka miesięcy.

Władze klubu i miasta nie były przychylne sprzedaniu chluby regionu w zupełnie obce ręce. Jednak lokalni przedsiębiorcy nie byli zainteresowani inwestycją w ADO, toteż działacze musieli podpisać, jak się później okazało, cyrograf z diabłem. – Kiedy z nim rozmawiałem, sprawiał pozytywne wrażenie. Sprawdziliśmy jego płynność finansową, wszystko było w porządku, więc nie było żadnych przeciwwskazań, żeby nie sprzedać mu klubu – powiedział Tom de Brujin, polityk, który był jednym z odpowiadających za tę transakcję. Nawet kibice reprezentujący klasę robotniczą, głodni od lat niewidzianych sukcesów, zaakceptowali nowego właściciela.

Wang Hui wraz z premierem Holandii Markiem Rutte (fot. adoforexpats.com)
Wang Hui wraz z premierem Holandii Markiem Rutte (fot. Adoforexpats.com)

W dalszych miesiącach w klubie wszystko działo się jak w bajce. Holenderscy trenerzy pojechali do Chin, by tam szkolić młodych zawodników, Wang Hui regularnie przychodził na mecze, a kibice wywiesili baner wychwalający chińskiego biznesmena. Kiedy holenderski premier, Mark Rutte, pojechał z wizytą do Chin, jego towarzyszem był nie kto inny jak Wang. Panowie serdecznie porozmawiali, polityk dostał w prezencie koszulkę ADO Den Haag, a biznesmen stał się najważniejszym chińskim inwestorem w kraju tulipanów.

Jednak im dalej w las, tym sytuacja się pogarszała. Współpracy na linii dwóch krajów najbardziej była nie w smak trenerowi zespołu, Henkowi Fraserowi, który głośno skrytykował pracę swojego chińskiego asystenta Gao Hongbo (ówczesny selekcjoner reprezentacji Chin). O właścicielu nie zdążył się wypowiedzieć, bo w porę zakończono wywiad. Negatywnie na ocenę Wanga wpłynęła również słaba postawa ADO Den Haag w sezonie 2014/2015. Miały być wielomilionowe wzmocnienia i gra o europejskie puchary, a skończyło się na kilku wypożyczeniach i 13. miejscu w tabeli. Ale najgorsze miało dopiero nastąpić

Wraz z końcem listopada 2015 roku działacze ADO sprawdzili klubowe konto i złapali się za głowę, szybko rozumiejąc, w co właśnie się wpakowali. Skarbiec drużyny nie wzbogacił się o obiecane 4,1 mln dolarów. A był to już drugi „deadline” dla chińskiego przedsiębiorcy. Co gorsza nie było z nim jakiegokolwiek kontaktu, a latem zespół wydał sporo pieniędzy, ściągając kilku znanych piłkarzy, w tym japońskiego napastnika Mike’a Havenaara.

Wszyscy łudzili się, że wraz z trzecim terminem (18 grudnia 2015 roku) na konto wpłynie obiecana kwota, ale do tego nie doszło. Wtedy sprawy w swoje ręce wzięli kibice, którzy napisali otwarty list do Wanga ws. wyjaśnień. Odpowiedzi jednak nie otrzymali. Chiński przedsiębiorca za to bardzo chętnie rozmawiał o tej sprawie z mediami.

To nie była żadna obietnica. Nie muszę niczego i nikomu obiecywać, skoro to mój klub. Wszyscy związani z ADO Den Haag myślą w bardzo prosty sposób. Skoro zainwestowałem w klub, to powinienem na niego łożyć regularnie pieniądze, ale tak wcale nie musi być – mówił Wang Hui dziennikarzom „New York Times”.

Kibice Ado De Haag wywiesili protestacyjny baner przeciwko rządom Wanga (fot.voetbolprimeur.nl)
Kibice ADO De Haag wywiesili protestacyjny baner przeciwko rządom Wanga (fot. Voetbolprimeur.nl)

W walce o ADO Den Haag zaangażowała się również klubowa legenda – Dick Advocaat. Holednerski szkoleniowiec głośno krytykował chińskiego właściciela i oczekiwał od niego przede wszystkim jednego – szczerości. Właściwie tylko tego oczekują kibice klubu.

W 2016 roku sytuacja nie zmieniła się. W styczniu Wang miał przylecieć na spotkanie z działaczami klubu, ale odwołał je z powodu udziału w konferencji na temat futbolu w Chinach. Jego pośrednicy obiecywali, że pieniądze zostaną przelane na konto, ale do dziś taka sytuacja nie miała miejsca. Nikt nie wie, dlaczego przedsiębiorca nie płaci i pozostawił klub na pastwę losu. Bardzo prawdopodobne, że najzwyczajniej nie ma pieniędzy. Ostatnio okazało się, że Wang siedział na jednym meczów w vipowskiej loży otoczony nie, jak sam mówił, chińskim przedsiębiorcami, a kelnerami i kucharzami z restauracji, w której dzień wcześniej jadł.

Krótki sen ADO Den Haag o sukcesie może bardzo szybko przerodzić się w koszmar. Wszyscy w klubie czekają na przełom, zdając sobie sprawę, że on raczej nie nastąpi. Przypadek popularnego klubu w Holandii jest łudząco podobny do tego, co spotkało Polonię Warszawę za czasów Ireneusza Króla. Wszyscy wiemy, jak skończyła się tamta historia. Można mieć tylko nadzieję, że krótki mariaż z chińskim przedsiębiorcą nie skończy się wyjazdami na mecze z Telstar i Venlo w półamatorskiej drugiej lidze holenderskiej. Ile by dali kibice „FC The Hague”by cofnąć się do nudnych lat, kiedy to spokojnie egzystowali i walczyli o miejsce w pierwsze dziesiątce ligi.

A mówili, że pieniądze nie śmierdzą…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze