W naszym cyklu nie mogliśmy pominąć Lothara Matthäusa, o którym mogliście przeczytać ostatnio. W niemieckim futbolu było więcej postaci, o których trudno byłoby nie wspomnieć. Dzisiaj spójrzmy na karierę najpierw piłkarza, a potem trenera reprezentacji „Die Nationalelf” – Jürgena Klinsmanna.
Klinsmann smykałkę do strzelania bramek miał od małego. Rodzice przyszłej gwiazdy reprezentacji Niemiec wysłali swojego syna na trening w wieku ośmiu lat. Niespełna sześć miesięcy po dołączeniu do drużyny był już istną maszynką do strzelania bramek. Każdemu z nas wydawać się może, że w takim wieku to raczej niemożliwe. Że te słowa powiedziane są mocno na wyrost. Tylko czy każdemu młodemu snajperowi zdarza się strzelić w jednym meczu… pięć hattricków? Szczerze wątpię. Cała sytuacja miała miejsce w meczu lokalnego Gingen z SC Geislingen. Filigranowy napastnik stał się zmorą bramkarza, który puścił w tym meczu dwadzieścia bramek, z których szesnaście strzelił Klinsmann. To był dopiero początek. W tym samym sezonie strzelił 106 bramek, co zaowocowało „transferem” do SC Geislingen. To ten właśnie klub był drabiną, po której „Klinsi” wdrapał się na międzynarodowy szczyt.
Jürgen, strzelając ponad 250 bramek w ciągu czterech sezonów, znalazł się na celowniku drugoligowego Stuttgarter Kickers. Po niecałych dwóch latach gry w drużynach juniorskich przyszedł czas na debiut na boiskach zaplecza Bundesligi. 16-latek nie dostawał zbyt wielu okazji do zaprezentowania się, a przeciwnikiem jego występów był ówczesny szkoleniowiec drużyny – Slobodan Cendic, który wolał postawić na sprawdzony duet Klaus Tauber – Uwe Dreher. Klinsmann nie był nawet zmiennikiem któregoś z nich, a wybór padał na niego jedynie w ostateczności.Dwa sezony zajęło mu wejście do pierwszego składu. Z drużyny odeszła wyżej wymieniona para napastników, a on pewnie zajął fotel lidera ekipy. W pierwszych, pełnych rozgrywkach w barwach „Niebieskich” strzelił 19 bramek w 35 spotkaniach. Wynik był na tyle przyzwoity, że pozwolił mu na przeniesienie się na niemiecki szczyt. Mowa oczywiście o Bundeslidze.
Mimo wielu propozycji, które napływały do „Die Kickers”, Jürgen postanowił nie ruszać się ze Stuttgartu i nie zmieniać swojego otoczenia. Nie oznacza to, że nie zmienił drużyny. Wręcz przeciwnie. Jego nowym pracodawcą stał się mistrz Niemiec z sezonu 1983/1984, VfB Stuttgart. Współpracę z „Die Schwaben” zakończyli akurat najważniejsi dla drużyny Peter Reichert i Szwed, Dan Corneliusson. To właśnie tego pierwszego zastąpić miał Klinsmann. I niejako udało mu się to. Na listę strzelców wpisał się 15-krotnie, występując w 32 meczach. Szkoleniowca nie zawiedli również Nico Claesen (10 bramek) i Karl Allgower (19 goli). Gorszą postawę zaprezentowali defensorzy, którzy pozwolili rywalom strzelić niemal sześćdziesiąt bramek. Jeśli „Czerwoni” marzyli o obronie mistrzowskiej patery, to nie mogli sobie pozwolić na takie straty. Mimo dodatniego bilansu bramkowego (+20), Stuttgart zajął dziesiąte miejsce w tabeli. Klinsmann kontynuował w kolejnych czterech sezonach swoją skuteczną serię, nie schodząc poniżej szesnastu strzelonych goli w sezonie. Wyjątkiem był sezon 1988/1989, w którym Niemiec zmusił bramkarza rywali do wyjęcia piłki z siatki trzynastokrotnie.
Brak wizji sukcesów w drużynie ze Stuttgartu zmusił 21-letniego Klinsmanna do zmiany klubu. Miejscem, które ostatecznie wybrał, były Włochy, a konkretnie Milan. Nie mówimy jednak o „Rossonerich”, a ich największym rywalu Interze. Razem z nim barwy „Nerazzuri” przywdziali reprezentacyjni koledzy – Lothar Matthaus oraz Andreas Brehme. Inter wsparty przez znakomitych piłkarzy, a także pod wodzą Giovanniego Trappatoniego był w stanie sięgnąć po włoski Superpuchar, a także po triumf w drugorzędnych rozgrywkach europejskich, w Pucharze UEFA (dzisiaj Liga Europy).
Doświadczony Jürgen wykazywał się pasją do podróży. Rzadko kiedy znajdował sobie też miejsce, w którym mógł zagościć na stałe. W niemal żadnej drużynie, w której grał jako zawodowy piłkarz, nie został dłużej niż trzy sezony. Wyjątkiem był jedynie Stuttgart, o którym już pisaliśmy. Przyszły trener reprezentacji Niemiec cenił sobie grę w różnych zakątkach Europy. Zawodnik bardzo łatwo się irytował, a nauka różnych języków ułatwiała mu niedostawanie żółtych kartoników.
– Dużo przeklinam na boisku, ale korzyść z grania zagranicą jest taka, że zawsze mogę wybrać język inny niż ten używany przez sędziego – mawiał kiedyś Klinsmann.
W wieku dwudziestu trzech lat zadebiutował w kadrze naszych zachodnich sąsiadów. Jego pierwsze ważne mecze odbyły się na imprezie tuż po, przegranym przez RFN, europejskim czempionacie. Mowa o igrzyskach olimpijskich, które odbyły się w Seulu, w Korei Południowej. „Klinsi” wystąpił w każdym z sześciu spotkań. Mimo strzelenia czterech bramek będą to zawody nienajlepiej wspominanie przez niego. Juergen nie był pierwszym, który przestrzelił jedenastkę w tak ważnym starciu, tj. półfinałowym meczu z Brazylią. „Canarinhos” wygrali to spotkanie 3:2 po rzutach karnych, a swoje „jedenastki” przestrzelili również Olaf Janssen i Wolfram Wuttke. Na otarcie łez zostało im zdobycie brązowego medalu.
Zachęcamy do obejrzenia serii rzutów karnych ze spotkania Brazylii z RFN. Początek od 24:00.
Niedługo po zakończonych igrzyskach olimpijskich Juergen znowu zmienił swoje otoczenie. Tym razem z Półwyspu Apenińskiego przeniósł się do drugiego, najmniejszego państwa świata Monako, zasilając roster występującego w lidze francuskiej AS. Drużyna pod wodzą Arsene Wengera przegrała mistrzostwo jedynie bilansem bramkowym, a trofeum zgarnęło PSG. Niemiecki snajper bardzo szybko przystosował się do zasad panujących w kraju wina. Nie dość, że zgarnął trzecie miejsce w klasyfikacji króla strzelców, to jeszcze wprowadził Francuzów do półfinału Champions League.
I takie osiągnięcia nie wystarczyły, aby pozostać tam na dłużej. Po kolejnym słabszym sezonie ciepłe kraje zostały zamienione na deszczowe wyspy. To właśnie tam Klinsmann odzyskał swoją formę z najlepszych lat w Stuttgarcie. Mimo powrotu znakomitej formy dziennikarze nie zostawili na nim suchej nitki. Przydomek „nurek” nie wziął się od efektownego wykańczania sytuacji, jak tutaj…
… a za posiadanie niesamowitych umiejętności aktorskich. Juergen efektownie padał nie tylko w lidze angielskiej, ale i podczas mistrzostw świata z Argentyną. Pedro Monzon, który rzekomo faulował Niemca, wyleciał z boiska, a RFN wygrało po rzutach karnych. Brytyjski „The Observer” uznał „nurkowanie” napastnika za drugie najlepsze oszukanie sędziego w historii piłki. Wyżej znalazło się tylko kłamstwo Roberto Rojasa.
Londyn okazał się jednym z ostatnich miejsc w jego karierze. Po solidnej grze w stolicy Zjednoczonego Królestwa Juergen postanowił jeszcze na trochę wrócić do swojego rodzinnego kraju. Celem nie był Stuttgart, a monachijski Bayern. Bawarczycy bez problemów pozyskali napastnika, który zapewnił im kolejno mistrzostwo i wicemistrzostwo Niemiec. Supersnajper znakomicie zaprezentował się również w meczach finałowych w walce o drugi w karierze Puchar UEFA. Klinsmann strzelił na wyjeździe trzecią bramkę dla FCB, ustaliło to wynik dwumeczu na 5:1.
Bawaria zapamiętała go jednak z innego incydentu. Ówczesny trener Bayernu, Giovanni Trapattoni, zdjął z boiska Klinsmanna. Zawodnika nie rozwścieczył fakt, że musiał opuścić murawę, a to kto go miał zastąpić. Włoch postanowił wprowadzić na boisko… amatora. Był nim Carsten Lakies. Wściekły Niemiec kopnął w bandę reklamową tak, że utknęła mu w niej noga. Piłkarzowi na szczęście nic się nie stało.
„Klinsi” trafił na jeden sezon jeszcze do Sampdorii Genua, skąd został wypożyczony do Tottenhamu Hotspur. W Serie A zagrał osiem spotkań, a dla Spurs wystąpił piętnastokrotnie. Nie były to jednak ani ważne, ani niesamowite występy. Zawodnicza kariera Klinsmanna zakończyła się natomiast w Orange County Blue Star w 2003 roku. Drużyna ze Stanów Zjednoczonych okazała się bardzo ważna w życiu Jürgena, jednak o tym później.
Futbolowa przygoda Niemca nie zakończyła się z zawieszeniem butów na kołku. Piłkarz postanowił się wcielić w rolę szkoleniowca i zamiast boiskowego trykotu zakładać specjalny, trenerski uniform. Nieudane mistrzostwa Europy 2004 przyniosły Niemcom dymisję dotychczasowego selekcjonera – Rudiego Voellera. W jego miejsce sprowadzono Jürgena. Ten od razu wprowadził rewolucję nie tylko w kadrze, ale i w sposobie treningów. Zmiany przyniosły pożądany efekt. Wygrana w 20 z 34 meczów była sukcesem. Przed wielkimi owacjami były wielkie obawy. Nasi zachodni sąsiedzi martwili się o to, czy sprowadzenie amerykańskich trenerów od przygotowania fizycznego i obsadzenie roli scouta Szwajcarem przyniosą pożądane rezultaty.
– To normalne, gdy na pracę szkoleniowca patrzy się zawsze krytycznie – powiedział świadom oskarżeń trener „Die Nationalelf”.
Drużyna pierwszy raz od bardzo dawna zaczęła grać dynamicznie i efektownie. Co najważniejsze, to wszystko stało się w końcu efektywne. Zaangażowanie wkładane w każdy trening i mecz były podobne do tego, co Klinsmann prezentował swoją osobą na boiskach Bundesligi, Serie A, Ligue 1 czy Barclays Premier League. To wszystko zaowocowało trzecim miejscem na Pucharze Konfederacji w 2005 roku i zajęciem tego samego miejsca na mundialu w Niemczech rok później.
Szkoleniowiec szukający wyzwań postanowił nie zatrzymywać się w kadrze i ruszył w dalszą drogę. Tym razem jego przystankiem był Bayern Monachium. Drużyna, w której zagrał przez dwa sezony i pod jego wodzą prezentowała się bardzo dobrze. Pod jego wodzą osiągnęli ćwierćfinał Ligi Mistrzów, ulegając w nim późniejszemu triumfatorowi, FC Barcelonie. Na pięć meczów przed końcem sezonu 2008/2009 Juergen został zdymisjonowany przez zarząd Bawarczyków. FCB zajmował wtedy drugie miejsce ze stratą trzech punktów do lidera.
Po dwóch latach przerwy od trenowania Klinsmann otrzymał ofertę trenowania reprezentacji USA w piłce nożnej. Wielu europejskich szkoleniowców zastanawiałoby się dość długo. Dla Jürgena odpowiedź była oczywista. W 2003 roku podczas gry dla OCBS „Klinsi” zakochał się w Stanach Zjednoczonych.
– Jestem dumny, że mogę być mianowany tytułem trenera seniorskiej reprezentacji USA w piłce nożnej.
Klinsmann kariery jeszcze nie zakończył. Co prawda, zawiesił buty na kołku, ale nie powiedział ostatniego słowa, jeśli chodzi o swoją przygodę jako szkoleniowiec. Jednego możemy być pewni. O Niemcu usłyszymy jeszcze nieraz.
Kolejny artykul i znowu o bialasie.Czy wy tylko
bedziecie pisac o samych faszystowskich mordach?
Z tego co kiedys wyczytalem w jednym artykule, to
podwojny hattrick to nie 6 goli, uznaje sie, ze kazdy
kolejny gol ponad 3 podwyzsza krotkosc hattricka, 4
to dwukrotny, 5 to trzykrotny itd :)