Obiecywałem sobie, że o polskich sędziach pisać już nie będę. Obiecałem i obietnicy… nie dotrzymam. Za nami tylko cztery ligowe kolejki, a poważnych błędów arbitrów było już tyle, że wystarczyłoby na całą rundę.
„Polscy sędziowie…”
Tak, tak – brzmi znajomo? Są tylko dwie „przyśpiewki”, które potrafią połączyć kibiców zwaśnionych ze sobą klubów i śpiewane są na każdym stadionie w Polsce, nawet na obiektach drużyn występujących w najniższych klasach rozgrywkowych. Oprócz wymienionej wcześniej jest jeszcze jedna, traktująca o Polskim Związku Piłki Nożnej, jednak nie to w tej chwili jest najważniejsze.
Prawdziwy sportowy dramat zaczął się już w piątek podczas wielkich derbów śląska. Warto zauważyć, że zaczął się… bardzo szybko, bo już w 7 minucie. W polu karnym efektownym padem „popisał” się Jarka i sędzia wskazał na punkt oddalony o jedenaście metrów od bramki Mioduszewskiego, który… za faul na napastniku Górnika Zabrze obejrzał żółtą kartkę. Pozornie wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku, jednak oglądając kolejne powtórki, widać, że pomiędzy dwoma głównymi bohaterami tej akcji do kontaktu nie doszło. W tym momencie mamy małą zmianę ról – bohaterami nie są już dwaj piłkarze, a dwaj sędziowie, którzy już na początku meczu wypaczyli wynik sportowej rywalizacji, co trzeba otwarcie powiedzieć. Można mieć mniejsze pretensje do Leszka Gawrona, który był daleko od całego zdarzenia i mógł dokładnie nie widzieć „przewinienia” Mioduszewskiego, jednak jego asystent w tym momencie zdecydowanie oblał egzamin. Liczebność zawodników obu drużyn wyrównała się w 34 minucie, gdy słusznie czerwoną kartką ukarany został Moskal, jednak wynik rywalizacji się już nie zmienił i Górnik po bramce Tomasza Hajty z rzutu karnego zdobył pierwsze w tym sezonie punkty. Ruch Chorzów ma czego żałować, bo z pewnością nie był drużyną słabszą od gospodarzy i przy odrobinie szczęścia mógł nawet ten mecz wygrać.
Nie chodzi tu o pastwienie się nad arbitrami, jednak to nie koniec ich pomyłek. Kolejna miała miejsce w meczu ŁKS-u z Legią. W tym przypadku ciężko mówić o wypaczeniu wyniku spotkania, jednak gdyby sędzia podyktował rzut karny po zagraniu ręką Edsona we własnym polu karnym, to wielce prawdopodobne byłoby to, że w Łodzi pozostałby jeden punkt. W ten sposób Legia nadal pozostaje drużyną, która nie straciła jeszcze bramki i wygrała wszystkie dotychczasowe spotkania.
Kolejne ciekawe wydarzenia miały miejsce w Krakowie, gdzie miejscowa Cracovia podejmowała Jagiellonię. Ciekawie było przede wszystkim dlatego, że o mały komentarz do boiskowych wydarzeń pokusił się po regulaminowych 90 minutach bramkarza gości – Jacek Banaszyński. Jednak najciekawsze było w tym wszystkim to, że Banaszyński wytknął „pasibrzuchowi”, przepraszam, sędziemu, że ten najpierw nie zauważył spalonego przy bramce Cracovii, a następnie… nie zasygnalizował głównemu ewidentnego faulu swojego kolegi z zespołu, który powinien skutkować rzutem karnym dla Cracovii. Można tylko pogratulować obiektywizmu, jednak za „pasibrzucha” golkiper Jagi może spodziewać się kar ze strony PZPN-u.
Co dalej? Dalej to już było… tylko lepiej. Sędziowie mniej się mylili, a piłkarze mogli narzekać już tylko na swoją słabszą formę bądź indolencję strzelecką. Na to wszystko narzekać jednak nie mogą piłkarze Wisły Kraków, którzy z Widzewem pewnie wygrali 3:1. Był to kolejny mecz, w którym dla „Białej Gwiazdy” sędzia podyktował rzut karny, jednak nie można mówić o faworyzowaniu piłkarzy z Krakowa przez arbitrów, bo do tego jeszcze daleka droga. Kibiców cieszy przede wszystkim fakt, że pomimo braku Niedzielana i Kosowskiego, a więc dwóch piłkarzy, którzy mieli „ciągnąć” grę swojego zespołu, Wisła nadal prezentuje się dobrze i potrafi wygrywać. Skutecznością błyszczy Paweł Brożek, który zdaje się przeżywać swoją drugą młodość.
Legia i Wisła mają już 5 punktów przewagi nad Lechem Poznań i Zagłębiem Lubin. Obie drużyny podzieliły się w ostatniej kolejce punktami i zdecydowanie było to najbardziej sprawiedliwe rozstrzygnięcie. Powoli straty do czołówki stara się odrobić również Korona, która po dwóch bramkach Marcina Robaka pewnie pokonała Odrę Wodzisław. Mimo tego zwycięstwa gra podopiecznych Jacka Zielińskiego pozostawia dużo do życzenia i można pokusić się o stwierdzenie, że zespół z Kielc w tym sezonie nie będzie liczyć się nawet w walce o europejskie puchary.
Trzy mecze pozostawiające niesmak z powodu słabego poziomu sędziowania w jednej kolejce, to jednak zdecydowanie za dużo. Mimo wszystko, trudno się jednak dziwić z takiego obrotu wydarzeń. Po wielkiej czystce spowodowanej walką z korupcją, w pierwszej lidze mamy bardzo dużo młodych, obiecujących, ale przede wszystkim – niedoświadczonych sędziów, którzy potrzebują jeszcze trochę czasu, by na dobre wkomponować się w pierwszoligowe realia. Może w związku z tym, zamiast z trybun krzyczeć pod ich adresem same obraźliwe słowa, pomyślmy, jak oni się czują. Może na początek „naszej znajomości” bądźmy dla nich bardziej wyrozumiali. Może… może od czasu do czasu, zaśpiewajmy „jesteśmy z wami”…