Mistrz świata z 1982 roku, zdobywca ówczesnej Ligi Mistrzów, zdobywca Pucharu Zdobywców Pucharów, Pucharu Włoch, Superpucharu Europy, dwóch mistrzostw kraju z Juventusem. To właśnie Paolo Rossi, gwiazda ówczesnej "Starej Damy", którą z żalem pożegnaliśmy wczoraj.
Paolo Rossi odszedł nagle w wieku 64 lat. Przyczyn oficjalnych jego zgonu jeszcze do końca nie ustalono. Natomiast tekst ten będzie hołdem złożonym przez naszą redakcję jednemu z najwybitniejszych piłkarzy przełomu lat 70. i 80. XX wieku.
„Gdzie ty się na napastnika nadajesz?”
Takie słowa usłyszeć miał młody „Pablito” od swojego pierwszego nauczyciela futbolu, bliżej nieokreślonego z imienia i nazwiska działacza prowadzącego szkółkę piłkarską w Parto w rejonie Toskanii, gdzie Rossi się urodził. Mimo tych bolesnych słów ambitny Włoch walczył o swoje na treningach i turniejach juniorskich, na których dostrzegli go skauci Juventusu.
Mimo wahań co do decyzji ówczesny prezes „Juve” Giampiero Boniperti postanowił podpisać kontrakt z ambitnym 17-latkiem. Drużyna z Turynu potrzebowała wtedy kogoś do rotacji na prawe skrzydło za Franko Causio, mimo że sam piłkarz dalej uparcie mówił o o sobie jako o napastniku (jak widać, już tak młody chłopak nie pomylił się w osądzie co do siebie i swojej pozycji).
Jak u Hitchcocka
Jak mawiał Alfred Hitchcock: „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Tak też zaczęła się kariera „Pablito”.
Kiedy wydawać by się mogło, że młodzik puka do drzwi szatni Juventusu, w której swoją drogą – żeby ten artykuł nie był tylko jednym wielkim trenem (bo i sam Paolo śmiać się i robić żarty lubił) – paliło się tak, że w powietrzu można byłoby zawiesić siekierę. Dla młodego chłopaka z prowincji musiał być to niejaki szok. Oto bowiem stoją przed nim panowie piłkarze, gwiazdy światowego formatu. On sam udowodnić musi zarówno sobie, im, jak i kibicom, że również zasłużył na miejsce w tym panteonie sław.
Niestety dla Rossiego, na początku przygody z Juventusem zdołał wystąpić tylko w trzech meczach Coppa Italia. Dlaczego tak mało? Los rzucił kłody pod nogi przyszłemu mistrzowi świata już na samym początku kariery. Włoch nabawił się kontuzji na tyle poważnej, że musiał przejść aż TRZY(!) operacje kolana. Dopiero wtedy mógł myśleć, żeby móc powrócić do normalnego funkcjonowania, o grze w piłkę nawet nie wspominając.
Na szczęście dla historii futbolu, Paolo ambicji w sobie posiadał tyle, że mógłby nią obdarzyć trzech Jerzych Brzęczków i jeszcze na Artura Skowronka by coś zostało. Po zakończeniu rehabilitacji udał się na roczne wypożyczenie do Como 1907. W zespole dużo niżej notowanym był gwiazdą. Jednym z najlepszych zawodników tego klubu, mimo że przez dalsze problemy z kontuzjami dane mu było wystąpić tylko w sześciu meczach. Kibice klubu z Lombardii pokochali swojego Pablito i pamiętają o nim do dziś.
Junior? Senior? Po prostu Piłkarz przez duże P
Dobre występy w Como nie uszły uwadze włodarzy innych klubów. I tak jak Juventus cały czas nie był co do Rossiego przekonany, tak dyrektor Vincezy postawił sobie za punkt honoru sprowadzenie Włocha do swojej drużyny. Pablito za obdarzone zaufanie odpłacił się 60 bramkami w 96 występach. Spełniło się w końcu największe z zawodowych marzeń piłkarza. W Vincenzie trener wystawiał go na pozycji, do której był stworzony. Pablito w końcu był napastnikiem pełną gębą.
Bo dwóch latach spędzonych w Vincezie jasne było, że dla tak klasowego piłkarza zaczyna się robić w tym klubie trochę za ciasno. Początkowo włodarze nie wydali zgody na transfer definitywny, mimo że ich klub właśnie żegnał się z Serie A, i zgodzili się na wypożyczenie do pozostającej w najwyższej klasie rozgrywkowej Perugii.
Nie jest to historia osoby świętej, więc mimo zasady Pawła Zarzecznego „o zmarłych albo dobrze, albo wcale” trzeba poruszyć temat, który rzuca plamę na honorze tak wybitnego sportowca. W Perugii Rossi był gwiazdą. Praktycznie sam na własnych plecach doprowadził zespół do 1/16 finału ówczesnej Ligi Mistrzów. Tylko co z tego?
W 1980 roku „Pablito”, co zostało mu udowodnione, handlował meczami w ramach słynnej afery totonero. Sprawa ciekawa, gdyż sama Perugia została ukarana jedynie pięcioma minusowymi punktami na początku kolejnego sezonu. Rossi natomiast został zawieszony na trzy lata w prawach zawodnika. Innymi słowy dostał zakaz wykonywania zawodu na trzy lata. Najdotkliwszym skutkiem tej kary było to, że będący wtedy w niesamowitym gazie zawodnik nie pojechał na Euro 1980.
I w tym momencie do akcji wkroczyli najniebezpieczniejsi ludzie świata (prawnicy). Juventus w końcu przekonał się o tym, jak koszmarny błąd popełnił, odrzucając perspektywicznego wtedy 17-latka. Teraz 26-letni Rossi był gwiazdą światowego formatu. Gościem, który wskakując do pierwszej drużyny z Turynu, od razu stawał się postacią pierwszoplanową. To właśnie prawnicy „Juve” ubłagali związek o skrócenie zawieszenia do dwóch lat.
Niech o wielkości Rossiego świadczy fakt, że mimo dwuletniej przerwy od piłki w „Juve” grał od początku pierwszej do ostatniej minuty. Selekcjoner Enzo Bearzot również nie zastanawiał się ani chwili przy wpisywaniu nazwiska napastnika na liście powołanych na mistrzostwa świata 1982.
„Boniek, Platini i ja”
Mundial 1982 wygrały Włochy, a sam Paolo Rossi został królem strzelców i MVP turnieju. Piłkarz zdobył sześć goli, wiele razy ucierając przy tym nosa kolegom grającym w Seria A, z którymi mierzył się podczas turnieju.
W pierwszym z meczów rundy grupowej jeszcze oszczędził swojego kolegę Zbigniewa Bońka i mecz Polska – Włochy zakończył się bezbramkowym remisem. Piłkarze spotkali się natomiast w półfinale, w którym Rossi był bezlitosny i zapakował „Bello di Notte” i jego drużynie dwie sztuki. Mecz zakończył się wynikiem 2:0 dla Włoch, a my mogliśmy jedynie obejść się smakiem gry w finale (dzięki, „Pablito”!).
Następnie Paolo na celownik obrał sobie graczy Interu. Najpierw wraz z kolegami pokonał grającego wtedy w Interze Argentyńczyka Passarelę. Później rozprawił się z grającymi w Fiorentinie i Romie Falcao. W meczu z Brazylią wygranym wtedy 3:2 ustrzelił hat-tricka.
Ostatnia z bramek, być może najważniejsza, otworzyła wynik finałowego spotkania z RFN. Rossi zaczął strzelanie, a po 90 minutach mógł już razem z drużyną świętować mistrzostwo świata.
Kosmiczne liczby
Dużo powiedziane zostało o osiągnięciach drużynowych piłkarza. Przyjrzyjmy się teraz jego indywidualnym skalpom.
Przez całą karierę klubową rozegrał 251 meczów, w których zdobył 103 bramki. Jeżeli chodzi zaś o reprezentację, z gwiazdą na piersi wystąpił 48 razy, a w tych występach drogę do siatki znalazł aż razy 20.
To jednak nie wszystko. Rossi wielokrotnie odznaczany był różnymi wyróżnieniami indywidualnymi. Ich listę, z którą naprawdę warto się zapoznać, żeby zrozumieć, z jak wybitną jednostką mieliśmy do czynienia, warto przejrzeć tutaj:
- król strzelców Serie B: 1976/1977,
- król strzelców Serie A: 1977/1978,
- srebrna piłka mistrzostw świata: 1978,
- zespół gwiazd mistrzostw świata: 1978, 1982,
- FIFA XI: 1979, 1986,
- Złoty But mistrzostw świata: 1982,
- złota piłka mistrzostw świata: 1982,
- Onze d’Or: 1982,
- Złota Piłka: 1982,
- król strzelców Puchar Europy: 1982/1983,
- FIFA 100 (piłkarzy do tej listy nominuje sam Pele).
„Popłakałem się. Straciłem przyjaciela”
Takimi słowami pożegnał swojego byłego kolegę z szatni prezes Zbigniew Boniek. Słowa te są zupełnie zrozumiałe, gdyż jeżeli dzielisz z kimś szatnię przez tyle lat, na pewno tworzy się między wami jakaś unikalna, nieopisywalna więź.
Nie tylko Boniek płacze po Rossim. Włoskie dzienniki, takie jak „Corriere dello Sport” czy „Tuttosport”, również żegnają swojego bohatera, pisząc o jego legendzie, która trwać będzie już przez wieki.
Nam, kibicom, życzę więcej takich piłkarzy jak Paolo Rossi czy chociażby niedawno zmarły Diego Armando Maradona.
A na sam koniec cytat z „La Repubbliki”, który kilkoma zdaniami podsumował legendę „Pablito” lepiej niż ja sam swoimi 1200 znakami.
„Zwykłe imię, tak zwyczajne, że z taką samą łatwością można je zapamiętać i zapomnieć, ukryte wśród tysięcy panów Rossich, których wszyscy tak bardzo lubią utożsamiać z przeciętnym Włochem. Paolo Rossi, który odszedł, gdy miał tylko 64 lata, to imię, tak nieoryginalne, potrafiło wyryć się na trwałe w historii piłki nożnej”
Niech spoczywa w pokoju i oby to było ostatnie pożegnanie legendy, które w tym roku zmuszony z ogromnym smutkiem jestem pisać.