15. kolejka II ligi polskiej – podsumowanie


15 października 2007 15. kolejka II ligi polskiej – podsumowanie

Mimo przerwy na mecze reprezentacyjne na brak atrakcji związanych z piłką ligową narzekać nie możemy. A to za sprawą drugiej ligi. Tak się akurat złożyło, że rozegrano w niej parę bardzo interesujących pojedynków, które mogły nam zastąpić emocje pierwszoligowe.


Udostępnij na Udostępnij na

W meczu na szczycie, który otwierał tę kolejkę, Piast Gliwice podejmował na własnym stadionie Wisłę Płock. Z wyniku 1-1 bardziej zadowoleni mogli być Ci drudzy, bowiem to gliwiczanie stworzyli sobie więcej okazji do strzelenia gola. Nie zdobycie trzech punktów boli piłkarzy ze śląska tym bardziej, że to oni objęli prowadzenie pierwsi po wykorzystanym rzucie karnym przez Adama Kompałę. Z prowadzenia nie cieszyli się jednak długo bo trzy minuty później gliwickiego bramkarza, Grzegorza Kasprzika, pokonał najlepszy strzelec z Płocka – Sławomir Peszko. – Na pewno cieszę się z tego remisu – mówił w pomeczowych wypowiedziach trener „Nafciarzy”, pan Czesław Jakołcewicz. – Mieliśmy stuprocentową skuteczność i trochę szczęścia. Ostatnio nam go brakowało, ale dzisiaj na pewno było po naszej stronie. Myślę, że zdobyliśmy ważny punkt na bardzo trudnym terenie. Nadal mamy kontakt z czołówką, z zespołami, z którymi bezpośrednio walczymy o awans – tłumaczył po meczu Jarosław Krzyżanowski. Z kolei w nie najlepszym humorze po spotkaniu był Piotr Mandrysz, trener Piasta – Nie jestem zadowolony z tego wyniku. Mimo iż spotkanie było bardzo zacięte to jednak więcej klarownych sytuacji myśmy sobie wypracowali – tłumaczył swoje niezadowolenie. Niestety przykre zdarzenie spotkało kapitana Wisły – Rafała Lasockiego. W 35 minucie spotkania został sfaulowany we własnym polu karnym i nie mógł już kontynuować gry. Diagnoza lekarzy okazała się bardzo niepomyślna – złamanie kończyny dolnej.
Trzeba podkreślić także duże zainteresowanie meczem. Na stadionie w Gliwicach pojawiło się 3500 fanów futbolu. To liczba jaką notują mniejsze kluby w pierwszej lidze. Patrząc na przebieg spotkania okiem kibica można uznać, że mecz rozczarował. Gdyby obie jedenastki nie grały tak zachowawczo, padło by więcej bramek i doznalibyśmy większej ilości wrażeń. Nie narzekajmy jednak za bardzo, pamiętając, że to tylko zaplecze ekstraklasy.

Zadyszka rewelacyjnego beniaminka

Oprawa podczas meczu Śląsk Wrocław - Motor Lublin
Oprawa podczas meczu Śląsk Wrocław – Motor Lublin (fot. slasknet.com)

To było kolejne spotkanie, o którym dużo mówiło się przed tą kolejką. A to za sprawą znakomicie spisującego się na początku rundy jesiennej Znicza Pruszków. O gdańskiej Lechii ostatnimi czasy również słyszeliśmy dużo, niestety były to informacje, o których wolelibyśmy zapomnieć. Sensacyjne doniesienia mówiły o tym, że trener Dariusz Kubicki jest zamieszany w aferę korupcyjną. Klub jednak nie zważając na prasowe spekulacje gra coraz to lepiej.
Mecz dla obu zespołów był bardzo ważny dlatego, że w tabeli zajmowały miejsca bezpośrednio obok siebie. Zacięty pojedynek zwyciężyła Lechia, jednak pruszkowianie trzech punktów nie oddali za darmo. Właściwie wszystko rozstrzygnęło się pod koniec pierwszej połowy, kiedy gole na wagę zwycięstwa zdobyli Kasperkiewicz (41’) i Wiśniewski (44’). Ambitni piłkarze Znicza stratę odrobili tylko częściowo, strzelając bramkę w 62 minucie. Mecz zakończył się wynikiem 1-2 i był niezwykle zaciętym widowiskiem. Sędzia pokazał aż sześć żółtych kartek, z czego pięć obejrzeli piłkarze z Gdańska.

Dużo bramek w Łowiczu…

Mocno pomylili się Ci, którzy mówili, że tylko mecze pomiędzy czołowymi drużynami drugiej ligi przynoszą emocje. W meczu, który teoretycznie był mało znaczący, bowiem przeciwnikami były drużyny z dołu tabeli, mieliśmy zarówno wiele emocji jak i bramek. Bardzo słabo spisujący się w tym sezonie Pelikan Łowicz pokonał ŁKS Łomżę. Wynik już w 10 minucie otworzył zawodnik gości, Piotr Petasz. Jednak później powody do radości mieli tylko piłkarze Pelikana. W 17 minucie do siatki trafił Robert Wilk a w 35 Michał Rozkwitalski. Pod koniec pierwszej połowy na listę strzelców ponownie wpisał się Wilk. Odpowiedź gości była błyskawiczna, którzy na minutę przed gwizdkiem sędziego zdążyli częściowo odrobić straty. Wydawało się, że piłkarze ŁKS-u w drugiej odsłonie rzucą się na bramkę Pelikana by doprowadzić do remisu. Plany pokrzyżował im Marcin Pacan, który zaraz po przerwie ustalił wynik na 4-2. Łomżanie odrobić strat nie zdołali, co więcej, sami je ponieśli. W 89 minucie bramkarz ŁKS-u, Kamil Ulman, zagrał piłkę ręką poza polem karnym za co został wyrzucony z boiska.

…i jeszcze więcej we Wrocławiu, czyli prawdziwie braterski nokaut

Kibice Śląska Wrocław i Motoru Lublin żyją już osiemnaście lat w zgodzie. Jednak piłkarze nie patrzą na fanów swojego zespołu i robią swoje. Tak też było w meczu 15. kolejki, w którym Śląsk pokonał Motor, uwaga… 10-1!
Początek był zupełnie inny, i nic nie zapowiadało takiej strzelaniny. To goście ze wschodu zdobyli pierwszego gola. Już w 20 minucie do siatki trafił Paweł Maziarz. Potem jednak strzelali tylko i wyłącznie gospodarze. Hattrickiem popisali się Łudziński i Klofik. Pozostałe bramki dołożyli Szewczuk, debiutujący w zespole Kaczmarek i Krzysztof Ulatowski. Trzeba także podkreślić, że przez większą część meczu lublinianie grali w osłabieniu. Już w 24 minucie za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał Michał Płotka. Apogeum nieszczęścia nastąpiło na piętnaście minut przed końcem regulaminowego czasu gry, kiedy to czerwony kartonik zobaczył bramkarz Przemysław Mierzwa i piłkarze z Lublina ten mecz musieli kończyć w dziewiątkę.
Ten mecz pokazał gdzie znajdują się oba zespoły. Śląsk Wrocław aktualnie przewodzi w II ligowej tabeli i ma chrapkę na awans. Motor, mimo że nie jest w strefie spadkowej, musi jak najszybciej odbudować morale i zacząć zdobywać punkty.

Hit na zakończenie kolejki

Niezwykle interesujące spotkanie obejrzeli kibice w Gdyni. W meczu kończącym 15. kolejkę Arka podejmowała Polonię Warszawa. Gdyby Polonia wygrała to spotkanie, objęłaby samodzielnie fotel lidera. Tak się jednak nie stało. Zasłużone zwycięstwo 2-0 odnieśli piłkarze z Gdyni. Rezultat bramkowy mniej więcej odzwierciedla to co się działo na boisku.
W pierwszej odsłonie sytuacje mieli zarówno gospodarze jak i goście. W 13 minucie znakomitej sytuacji na gola nie mógł zamienić Radosław Gilewicz, bowiem sędzia pomylił się przy ocenie spalonej pozycji. Do końca pierwszej połowy groźniejsze akcje stwarzali sobie właśnie goście, ale nie potrafili potwierdzić tego strzeleniem bramki.
Drugą część spotkania lepiej zaczęli gdynianie i taki stan pozostał już do końcowego gwizdka. Najpierw pewnie rzut karny wykorzystał kapitan Moskalewicz, później gola numer 800 w historii drugoligowych występów Arki zdobył Grzegorz Niciński. „Jedenastki” natomiast nie potrafił wykorzystać doświadczony napastnik polonistów, Radosław Gilewicz. W szeregi stołecznej drużyny wkradła się nerwowość. Za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał Krzysztof Bąk. Nerwów nie potrafił poskromić także trener warszawian, Waldemar Fornalik, którego główny arbiter odesłał na trybuny.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze