Nikt nie ma chyba wątpliwości, że warto było czekać kilkanaście tygodni na start nowych rozgrywek włoskiej ekstraklasy. Już pierwsza seria spotkań sezonu 2007/2008 obfitowała w wielkie emocje, a przede wszystkim wspaniałe widowiska uwieńczone dużą ilością bramek. Swoje inauguracyjne mecze bez żadnych problemów wygrały zespoły Milanu i AS Romy. Wydarzeniem kolejki jest efektowny powrót do elity Juventusu, który rozgromił Livorno. Początek rozgrywek nie był udany dla mistrza Italii – Interu Mediolan, który na starcie zgubił punkty w starciu z Udinese.
Witajcie w domu!
Po roku karencji spowodowanej udziałem w aferze korupcyjnej „Calciooplo”, drużyna Juventusu Turyn powróciła na salony włoskiej piłki nożnej. Piłkarze i kibice klubu ze stolicy Piemontu na powrót do ekstraklasy musieli czekać długie dwanaście miesięcy. W letnim oknie transferowym włodarze „Starej Damy” sprowadzili do Turynu kilku klasowych piłkarzy, a także zatrudnili nowego szkoleniowca – Claudio Ranieriego. Wszystkie posunięcia kadrowe mają na celu realizację głównego zadania – wywalczenie mistrzostwa Włoch. Dziennikarze i fachowcy do powrotu „Bianconeri” do Serie A podchodzili z dużym dystansem. Okazało się jednak, że już w pierwszym spotkaniu z AS Livorno zawodnicy Juventusu zaprezentowali wspaniałą grę i potwierdzili swoje mistrzowskie aspiracje.
Początek spotkania nie zapowiadał wielkich emocji. Kibice zgromadzeni na Stadio Olimpico di Torino ciekawą akcję obejrzeli dopiero w 26. minucie, kiedy mocny strzał Davida Trezeguet obronił bramkarz gości – Marco Amelia. Zaledwie trzy minuty później goalkeeper przyjezdnych, który na swoim koncie posiada występy w reprezentacji Włoch, był bez szans przy kolejnej próbie Francuza. Popularny „Trezegol” wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie z rzutu wolnego Del Piero i spokojnym uderzeniem głową umieścił futbolówkę w siatce. Do końca pierwszej połowy na boisku zdecydowaną przewagę posiadali gospodarze, którzy kilkakrotnie próbowali podwyższyć swoje prowadzenie.
W drugiej odsłonie meczu obraz gry nie uległ zmianie. Nadal podopieczni Ranieriego byli stroną przeważającą w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Mimo wszystko piłkarze Juventusu nie potrafili udokumentować swojej przewagi zdobyciem drugiego gola. W 60. minucie na placu gry w zespole gospodarzy pojawił się Vincenzo Iaquinta. Włoski napastnik, który został sprowadzony do Turynu w tegorocznym, letnim oknie transferowym z Udinese Calcio już po zaledwie dziesięciu minutach uhonorował swój debiut w Juventusie zdobyciem bramki. Reprezentant Italii został sfaulowany w polu karnym rywali i „z zimną krwią” wykorzystał jedenastkę. Na trzeciego gola dla Juve fani na Stadionie Olimpijskim musieli czekać do 85. minuty. Po raz kolejny na listę strzelców wpisał się Iaquinta, który dość przypadkowo zmienił tor lotu piłki po uderzeniu Pavla Nedveda. Zaledwie sześćdziesiąt sekund później na tablicy wyników widniał rezultat 4:0. Tym razem gola zdobył Trezeguet, który w 89. minucie po raz trzeci potwierdził swoją znakomitą dyspozycje strzelecką, kompletując hat-tricka. Drużynę Livono stać było jedynie na strzelenie honorowego gola. Jego autorem był Lovisio, który znalazł skuteczny sposób na pokonanie Gianluigi Bufona w piątej minucie doliczonego czasu gry.
Juventus Turyn już w pierwszym spotkaniu zaprezentował znakomitą dyspozycję, mimo, że momentami gra piłkarzy z Turynu była nieco chaotyczna. Trzeba to jednak zrozumieć, bowiem w zespole ze Stadionu Olimpijskiego wystąpiło aż pięciu nowych zawodników – Iaquinta, Andrade, Tiago, Salihamidzic i Almiron. Wysokie zwycięstwo w pierwszej kolejce z pewnością znacznie wzmocni morale podopiecznych Claudio Ranieriego, którzy potwierdzili, że już w tym sezonie chcą zakończyć hegemonię triumfów Interu i wywalczyć mistrzostwo Italii.
Odmienne nastroje w stolicy…
Zupełnie inaczej sezon rozpoczęły drużyny z Rzymu. W minioną sobotę nie zachwycił zespół Lazio, który zaledwie zremisował na własnym boisku z FC Torino. Piłkarze „Toro” dość sensacyjnie byli stroną przeważającą w pierwszych czterdziestu pięciu minutach i swoją zdecydowaną przewagę udokumentowali strzeleniem gola, którego autorem był Rosina. Wprawdzie „Biancoselesti” w drugiej połowie objęli prowadzenie po golach Pandeva i Rocchiego, jednak ostatnie słowo należało do gości z Turynu, którzy wywieźli ze stolicy cenny punkt.
Z kolei swoich fanów nie zawiedli piłkarze AS Romy. Wicemistrzowie Italii nie dali najmniejszych szans US Palermo, wygrywając 2:0. Rzymianie objęli prowadzenie już w 4. minucie. Wspaniałą akcję Ludovica Giuly zakończył Mexes, który z bliskiej odległości wpakował piłkę do pustej bramki. W 27. minucie kibice mieli okazję zobaczyć gola o niezwykłej urodzie. Jego autorem był Aquilani, który pokonał goalkeepera US Palermo pięknym uderzeniem z ponad dwudziestu pięciu metrów. Przewaga podopiecznych Luciano Spallettiego przez cały mecz nie podlegała żadnej dyskusji. Sycylijczycy zupełnie nie mogli poradzić sobie z dobrze dysponowanym Francesco Tottim i niezwykle szybkim Giuly, który raz po raz przeprowadzał ciekawe akcje bądź na prawym, bądź na lewym skrzydle. Trzy punkty wywiezione z Sycylii z pewnością należały się wicemistrzom Włoch, którzy nowe rozgrywki rozpoczęli nie tylko od dobrego startu w lidze, ale również od wywalczenia Superpucharu Italii.
…i w Mediolanie
Falstart Interu i zdecydowana wysoka wygrana Milanu. Tak przedstawia się bilans klubów z Mediolanu po pierwszej serii spotkań sezonu 2007/2008. Mistrzowie Włoch nie zdołali poradzić sobie na własnym stadionie z Udinese Calcio. Wprawdzie „Nerazzurri” objęli prowadzenie już w 9. minucie po trafieniu Dejana Stankovicia, jednak nie prezentowali stylu gry, do którego przyzwyczaili swoich sympatyków. W dodatku od 57. minuty podopieczni Roberto Manciniego grali w dziesiątkę, bowiem czerwoną kartkę za zagranie piłki ręką poza polem karnym ujrzał bramkarz Interu – Julio Cesar. Czarno-niebiescy bronili się jak tylko mogli, lecz w doliczonym czasie gry zdołali zaskoczyć się przez…samych siebie. Futbolówkę do własnej bramki wpakował Ivan Cordoba i mecz zakończył się ostatecznie podziałem punktów.
Zdecydowanie lepiej spisali się zawodnicy Milanu. „Rossoneri” nie dali szans beniaminkowi Serie A – Napoli, wygrywając w spotkaniu wyjazdowym aż 3:0. „Ojcem” zwycięstwa był w głównej mierze Kaka, który ponownie potwierdził swój piłkarski geniusz. Brazylijczyk dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców.
Udowodniony prymat
Najbardziej wyrazistą wizytówką Toskanii od wielu lat pozostaje Fiorentina, jednak niedawno w tym regionie powstała nowa, piłkarska firma, która ostatnich dwóch sezonach pokazała, że może włączyć się do walki o najwyższe cele w Serie A. Mowa o Empoli, które bardzo prestiżowo traktuje derbowe spotkania z Fiorentiną. Los chciał, że emocjonujące i zawsze elektryzujące derby Toskanii odbyły się już na inaugurację nowego sezonu ligi włoskiej.
Na stadionie we Florencji zgromadziło się ponad trzydzieści jeden tysięcy kibiców. Wspaniała oprawa na trybunach, wielkie emocje na boisku, znakomite widowisko i przede wszystkim wiele bramek. Nikt nie mógł lepiej wymarzyć sobie początku rozgrywek w Toskanii. Wprawdzie w pierwszych czterdziestu pięciu minutach fani nie obejrzeli żadnego gola, jednak ciekawych sytuacji było wiele. W drugiej połowie „rozwiązał się worek” z bramkami. W 56. minucie prowadzenie objęła Fiorentina, która wydawała się być zespołem lepiej zorganizowanym. Autorem pierwszej bramki dla „Violi” w sezonie 2007/2008 był Giampaolo Pazzini. Zaledwie sześć minut później podopieczni Cesare Pradelliego posiadali dwubramkową zaliczkę. Tym razem na listę strzelców wpisał się uwielbiany przez kibiców Adrian Mutu. Piłkarze Fiorentiny ostatecznie „podcięli skrzydła” gościom w 70. minucie, kiedy na 3:0 podwyższył Montolivo. W 90. minucie honorowe trafienie dla Empoli zaliczył niezawodny Luca Saudati, który w letnim oknie transferowym otrzymał kilka ciekawszych propozycji z Juventusu, Milanu i klubów hiszpańskich.
Fiorentina po raz trzeci z rzędu triumfowała nad Empoli i ponownie udowodniła swój prymat w Toskanii. Piłkarze „Violi” potwierdzili również, że w rozpoczętym sezonie mogą włączyć się do walki o mistrzowski tytuł.
Komiczny incydent
Włochy od wielu lat, a może nawet dekad kojarzą się fanom futbolu z aferami i dziwnymi sytuacjami. Już w pierwszej kolejce nowego sezonu Serie A doszło do komicznego, choć z pewnością jednocześnie skandalicznego wydarzenia. Podczas niedzielnego spotkania FC Parma-Catania Calcio, szkoleniowiec gości z Sycylii – Silvio Baldini kopnął w plecy swojego vis-a-vis, opiekuna zespołu Parmy – Domenico Di Carlo. Zachowanie trenera Catanii zostało mocno skrytykowane i potępione przez włoskie media. Wyrok w tej sprawie wydała już Włoska Federacja Piłkarska, która ukarała 48-letniego Baldiniego miesięcznym zawieszeniem w roli pierwszego opiekuna Catanii, a także grzywną w wysokości piętnastu tysięcy euro.