1. kolejka Premiership


Mimo, że Premiership w swojej formule trwa od 1991 roku, jeszcze żaden angielski trener jej nie wygrał. To jednak materiał na inny artykuł, ważne jest to, że wreszcie ruszyła jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza liga na świecie.


Udostępnij na Udostępnij na

Co rzuca się w oczy na pierwszym planie, to sporo goli strzelonych przez nowe nabytki poszczególnych klubów. Sprawdza się więc powiedzenie, że każdy piłkarz ma ‘magiczny’ debiut. W taki właśnie sposób do nowych drużyn wprowadziło się aż 10 zawodników. Najwięcej emocji przyniosły mecze mocarzy ligi. Największą wpadkę zaliczył Manchester United, który bezbramkowo zremisował przed własną publicznością z Reading. Do tego kontuzji nabawił się Wayne Rooney (pęknięcie stopy), pauzować może nawet dwa miesiące. Poważnie wzmocniony Liverpool wymęczył zwycięstwo nad Aston Villą po cudownym golu Stevena Gerrarda, Birmingham walecznie dotrzymywało kroku Chelsea, jednak w końcu „The Blues” z Londynu wygrali 3:2. Arsenal jeszcze 5 minut przed końcem przegrywał mecz, aby wygrać go rzutem na taśmę. Jeżeli będzie tak dalej, to czeka nas naprawdę niesamowity sezon.

Steven zdobywa bramkę kolejki
Steven zdobywa bramkę kolejki (fot. yahoo sport)

Na otwarcie rozgrywek spotkały się drużyny Sunderlandu pod batutą Roya Keane’a i Tottenhamu. W tym meczu nie można było wytypować zdecydowanego faworyta, bowiem wszyscy wiedzą, jaki start mają beniaminki w Premiership. Z kolei poważnie wzmocnione „Koguty” mają walczyć o Ligę Mistrzów w tym sezonie, więc 3 punkty w meczu otwarcia były bardzo ważne. Spotkanie było bardzo wyrównane, jednak niezbyt zacięte, jakby obie drużyny dopiero budziły się po wakacyjnym śnie. Jednak znakomite podanie Rossa Wallace’a w trzeciej minucie doliczonego czasu gry wprost na głowę sprowadzonego z Cardiff Michaela Chory pozwoliło „Czarnym Kotom” świętować pierwsze zwycięstwo po powrocie do Premiership.

Kolejny z beniaminków – Derby – który w barażach o Premier League uporał się między innymi z Southampton tylko zremisował na własnym boisku z Portsmouth 2:2. Gospodarze dobrze rozpoczęli spotkanie po bramce Oakleya w 5. minucie spotkania. Potem jednak przewaga gości była bardzo widoczna co udokumentował trafieniem Benjamin Mwaruwari. Prawdziwie gorąca była jednak końcówka meczu. Najpierw w 83. minucie sprowadzony z Ligue 1 John Utaka zdobywa swoje premierowe trafienie w ekstraklasie, a zaledwie kilkadziesiąt sekund później wyrównuje najwaleczniejszy na boisku Andy Todd. Derby mogłoby myśleć o utrzymaniu mając 11 tak dobrych piłkarz jak 32-letni Anglik. Skończy się jednak na tym, że najprawdopodobniej Derby wróci po tym sezonie na zaplecze Premiership.

Bardzo udany poprzedni sezon mieli piłkarze Boltonu Wanderers pod wodzą Sama Allardyce’a. Jednak już pod koniec rozgrywek „Kłusaki” złapały sporą zadyszkę i rzutem na taśmę zajęły 7. lokatę gwarantującą start w Pucharze UEFA. Allardyce’a, który odszedł do Newcastle zastąpił jego asystent, legenda Liverpoolu Samy Lee. Rzucenie go od razu na tak głębokie wody było chyba sporym błędem działaczy Boltonu. Fatalnie przeprowadzony okres przygotowawczy i jeszcze gorsze transfery przyczyniły się do tego, że w pierwszej kolejce to właśnie Newcastle wywiozło z Reebok Stadium trzy punkty wygrywając mecz już praktycznie po pół godziny gry. Inna sprawa, że Obafemi Martins to prawdziwa gwiazda ligi, która w pojedynki potrafi wygrywać mecze. Honorowe trafienie dla gospodarzy uzyskał Nicolas Anelka.

Przebudowany Manchester City, z nowym właścicielem, nowym trenerem i tabunem nowych zawodników rozpoczął sezon od mocnego uderzenia, wygrywać z West Ham United 2:0 w wyjazdowym spotkaniu. Może gra „Citizens” jeszcze nie była tak dobra, jakby każdy sobie życzył, ale trafienia nowych nabytków na pewno są dobrym prognostykiem. I tak różnica pomiędzy drużyną z poprzedniego sezonu, a tą obecną jest po prostu kolosalna. Warto też podkreślić, że miejsce między słupkami drużyny Ericssona zajął 20-letni Kasper Schmeichel, syn najlepszego golkipera w historii Danii i legendy Manchesteru United – Petera. Wiele wskazuje na to, że Kasper pójdzie w ślady swojego ojca.

Niedziela w Premiership to starcia czołowych drużyn ligi ze słabeuszami. Wszyscy oczekiwali trzech gładkich zwycięstw gospodarzy, jednak Arsenal i Chelsea ledwo wygrały swoje mecze, a Manchester United zanotował wpadkę w meczu z Reading. Ale po kolei, najpierw mecz na Emirates Stadium. Wynik już w pierwszej minucie meczu otworzył David Healy z Fulham. Za wszystko podziękować może jednak Jensowi Lehmannowi, który podał mu piłkę wprost pod nogi. Kiks naprawdę fatalny, a wygląda jeszcze gorzej niż można o tym przeczytać. Gdyby „Kanonierzy” przegrali ten mecz, to kto wie, może swoją szansę dostałby Łukasz Fabiański? Jednak Arsenal przyzwyczaił nas, że gra do końca i potrafi wymęczyć zwycięstwo. Podopieczni Arsene’a Wengera zagrali w tym meczu z 5 nominalnymi obrońcami i z zaledwie jednym napastnikiem. Na brak okazji jednak nie mogli narzekać, a Tomas Rosicky powinien w tym meczu zdobyć co najmniej hat-tricka.

Świetny mecz mogliśmy oglądać na Stamford Bridge, gdzie spotkały się dwie drużyny o przydomku „The Blues”, czyli Chelsea i Birmingham. Piłkarze Steve’a Bruce’a chcieli się pokazać w tym meczu z jak najlepszej strony i to im się udało, napędzając sporo strachu graczom Chelsea. Na prowadzenie wyszli właśnie goście po celnej główce Forssella. I co z tego, że sekundy później wyrównał Claudio Pizarro po świetnej akcji Sauna Wright-Phillipsa, liczył się sam dobry start. Kwadrans później bramkę zdobył Florent Malouda. 27-letni reprezentant Francji, o ile utrzyma obecną formę, spokojnie wygra nagrodę w plebiscycie „transfer sezonu’. Beniaminek zdołał odpowiedzieć jeszcze wyrównującym trafieniem byłego zawodnika Juventusu i Auxerre – Olivera Kapo, ale to było wszystko na co stać Birmingham. Po zmianie stron decydujące trafienie uzyskał Essien, ponownie po podaniu Wright-Phillipsa, którego rajdy i podania były prawdziwą okrasą meczu. Co można powiedzie o Chelsea? Wynik był na pewno lepszy od gry, ale nie można zapomnieć, że połowa podopiecznych Jose Mourinho wciąż leczy kontuzje.

Na zamknięcie kolejki swoje spotkanie rozgrywał Manchester United. Grał z Reading, więc wszyscy oczekiwali trzech punktów. Tym bardziej, że sir Alex Ferguson na letnie transfery przeznaczył ponad 50 milionów funtów sprowadzając Nani’ego, Andersona, Hargreaves’a i Carlosa Teveza. Bezbramkowy remis zabolał więc niemiłosiernie i sprowadził na ziemię wszystkich, którzy myśleli, że dziesiąty triumf Fergusona w Premiership będzie tylko formalnością. Nikt nie może pojąć taktyki Szkota, chyba nawet sami jego piłkarze. Ten chaos może i wystarczał na słabiutkie drużyny z Azji podczas tournee, ale na Premiership potrzeba już coś bardziej poukładanego i skutecznego. Co z tego, że w ataku dwoili się Evra, Ronaldo czy Giggs, jak żaden z nich nie potrafił wykończyć akcji, a o strzelenie bramki było jeszcze trudniej, gdy z boiska zszedł kontuzjowany Wayne Rooney. I nie pomogła w tym nawet czerwona kartka dla Kissona w 74. minucie gry. Rozgrywający swój 100. mecz w barwach „Czerwonych Diabłów” – Edwin van der Sar nie napracował się w ogóle, spokojnie oglądając spotkanie z perspektywy swojej bramki.

Pierwsza kolejka może i nie przyniosła wielu zaskakujących wyników, ale zaczyna wychodzić na wierzch, którzy trenerzy przeprowadzili naprawdę dobre transfery. Mam nadzieję, że po następnych 37 relacjach będę mógł spokojnie napisać, że ten sezon był naprawdę udany.

Najnowsze