„Złoci Chłopcy”: niespełnione oczekiwania – cz.1


26 maja 2016 „Złoci Chłopcy”: niespełnione oczekiwania – cz.1

Nagroda Golden Boy to zawsze wspaniały zaszczyt dla młodego zawodnika, ale jednocześnie wielka presja. Trudno o nagrodę, która bardziej nakładałaby na ciebie łatkę przyszłej wielkiej gwiazdy futbolu. Nie każdy jest w stanie później udźwignąć ten ciężar.


Udostępnij na Udostępnij na

Golden Boy 2008: Anderson

Najmłodsi fani futbolu mogą nawet nie wiedzieć, kim jest ten piłkarz, mimo że ma na karku dopiero 28 lat. Śpieszymy przypomnieć, że Brazylijczyk przez dłuższy czas dyrygował środkiem pola Manchesteru United i zasłużenie typowany był na drugiego, ciemnoskórego Paula Scholesa. Ale po kolei.

Anderson na początku kariery na Old Trafford
Anderson (fot. Football.co.uk)

O Andersonie zrobiło się głośno, gdy już w wieku 17 lat strzelił gola na wagę awansu Gremio do brazylijskiej Serie A. W tym samym roku etatowy młodzieżowy reprezentant „Canarinhos” przeniósł się za 5 mln euro do jednej z najbardziej znanych kuźni talentów w Europie, czyli FC Porto. W barwach „Smoków” imponował wizją gry, dynamiką i siłą na poziomie niedostępnym dla przeciętnego nastolatka.

Piłkarz box-to-box w pełnej okazałości, idealnie nadający się do Premier League. Z takiego założenia musiał wyjść latem 2007 roku sir Alex Ferguson, gdy kupował 19-letniego młokosa za bagatela 30 mln euro. Początkowo nie pojawiał się na boisku zbyt często, ale w drugiej części kampanii 2007/2008 odegrał kluczową rolę. Anderson bardzo korzystał na tym, że „Czerwone Diabły” grały na dwóch frontach, i dzięki temu dostał dużo więcej szans do grania w lidze. Ostatecznie Manchester United sięgnął zarówno po Ligę Mistrzów, jak i po tytuł mistrza Anglii, więc Brazylijczyk mógł mieć powody do zadowolenia.

Nagrodzony właśnie za ten okres pomocnik nigdy jednak nie rozwinął bardziej skrzydeł. Jego rozwój w pewnym stopniu zastopowały kontuzje, ale nie tylko one są winne stopniowej marginalizacji jego roli w United. Piłkarz nigdy nie nauczył się władać językiem angielskim (mimo że spędził na Wyspach blisko 7 lat) i miewał problemy z nadwagą, które skutecznie wpływały na przegrywanie rywalizacji o grę w środku pola. W reprezentacji „Canarinhos” także kariery nie zrobił, choć wielu widziało w nim receptę na sukces brazylijskiej kadry. Pojawił się co prawda na zwycięskim Copa America 2007 i podczas olimpiady w Pekinie, ale licznik występów w kanarkowej koszulce zawiesił się na liczbie dziewięć.

Ratunkiem dla jego rozwoju i przygody w Europie miało być wypożyczenie do Fiorentiny w trakcie rundy wiosennej 2013/2014, ale i tam Anderson nie pokazał nic nadzwyczajnego. Przygodę z United zakończył w lutym zeszłego roku, przechodząc do Internacionalu Porto Alegre, i nie wydaje się, by kiedykolwiek już przeskoczył ten poziom.

Golden Boy 2010: Mario Balotelli

Ciekawy przypadek. Balotellego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, jedna z najbardziej barwnych i kontrowersyjnych postaci futbolu. Obecnie waleczny i chimeryczny napastnik. Czy do końca kariery będzie tylko „talentem”?

Szansę debiutu w dorosłym futbolu dostał już wiosną 2008 roku, gdy Roberto Mancini zdecydował się wprowadzić nieopierzonego nastolatka do szatni Interu Mediolan. Ciemnoskóry Włoch (syn imigrantów z Ghany) szybko zaczął spłacać kredyt zaufania szkoleniowca i już pierwszą rundę zakończył z trzema trafieniami na koncie. Z każdym kolejnym sezonem zaufanie do Balotellego rosło i rozgrywał on coraz więcej spotkań, ale już wtedy lubił wzbudzać kontrowersje, np. głosząc wszem wobec, że od zawsze kibicował Milanowi.

Kluczowy dla rozwoju napastnika był rok 2010, gdy pod wodzą Jose Mourinho Inter sięgnął po Ligę Mistrzów i po Mario zgłosił się budowany Manchester City z Robeto Mancinim u sterów. Anglicy zapłacili za niego blisko 30 mln euro, a Balotelli miał jeszcze bardziej wystrzelić i dać szejkom pierwsze trofea.

Mario Balotelli
(fot. Skysports.com)

Włoch niewątpliwie miał spory wkład w wywalczone już dwa lata później mistrzostwo Anglii, jednak jego wyczyny boiskowe cały czas były w tle skandali i barwnych afer. A to postanowił porzucać rzutkami w juniorów City, a to kupił świnię do domu. W zwycięskim sezonie Mario w 23 meczach zdobył 13 bramek i wbrew pozorom mało kto już o tym pamięta, na co gracz zapracował poza murawą. Za to nikt nie zapomni, gdy Mario po strzelonym golu w derbach Manchesteru ukazał wszystkim pod koszulką napis „Why always me?”.

Kulminacyjnym momentem jego dotychczasowej kariery było Euro 2012 i dwa gole strzelone w półfinale Niemcom. Wydawało się, że w końcu „Balo” złapał wiatr w żagle i teraz zacznie strzelać na dobre, ale następną rundę Premiership zakończył tylko z jedną bramką na koncie.

Wtedy podjął decyzję o powrocie do Włoch. Balotelli przeszedł za 20 mln euro do Milanu i z marszu stał się centralną postacią „Rossonerich” – w 13 meczach rundy wiosennej Serie A zdobył 12 (!) goli. Wraz ze swoim zespołem  awansował do Champions League, a w lidze nieco obniżył skuteczność, wciąż pozostając bardzo cennym ogniwem w kontekście reprezentacji Italii.

Wszystko zmieniło się, gdy latem 2014 roku postanowił zamienić Mediolan na Liverpool. W barwach „The Reds” strzelił ledwie jedną bramkę w Premier League. Piłkarz znowu stał się głównym bohaterem tabloidów na Wyspach Brytyjskich. Potem co prawda wrócił do Milanu w ramach wypożyczenia, ale nic już nie było takie samo. Balotelli znowu zakończył rozgrywki z jednym golem na koncie, a selekcjoner Antonio Conte pominął go przy powołaniach na Euro 2016. Nie tak Mario wyobrażał sobie pewnie swoją dotychczasową karierę, choć pamiętajmy, że ma dopiero 26 lat.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze