Włoska robota w Zenicie. Nadchodzi czas wielkich zmian


Roberto Mancini nowym trenerem drużyny

6 czerwca 2017 Włoska robota w Zenicie. Nadchodzi czas wielkich zmian

Nie tak wyobrażano sobie w Zenicie zakończony już sezon, po którym oczekiwano czegoś dużo lepszego. Służyć temu przecież miały zmiany, które klub przeprowadził dwanaście miesięcy temu. Gdy w ubiegłym roku pracę z zespołem kończył Andre Villas-Boas, zdawano sobie sprawę z wyczerpania pewnej formuły. Owszem, okres pod wodzą Portugalczyka miał swoje dobre momenty, lecz kierownictwo klubu stwierdziło potrzebę zmian. Te zaś miał wprowadzać Mircea Lucescu, znany przede wszystkim z wieloletniej pracy w Szachtarze Donieck. Jak się okazało, o okresie pracy Rumuna dziś kibice najchętniej chcieliby szybko zapomnieć.


Udostępnij na Udostępnij na

Nadzieja z Donbasu

To miało być nowe otwarcie. Lucescu przy swoim poprzedniku wyglądał jak człowiek z nieco innej planety. Dużo starszy, a jednocześnie doświadczony w pracy zarówno na Zachodzie (prowadził w końcu chociażby Inter Mediolan), jak i realiach postsowieckiej rzeczywistości miał drużynie z Rosji zaoferować to, czego nie potrafił dać Villas-Boas. Bo w przeciwieństwie do Portugalczyka, Lucescu przychodził do Rosji już jako szkoleniowiec, który we wschodniej części Europy stworzył futbolowego giganta. Mowa tu oczywiście o hegemonie ligi ukraińskiej. Rumun w Doniecku nie tylko doskonale wytrenował piłkarzy, lecz przez 12 lat stał się obok Rinata Achmetowa drugim architektem świetności klubu. Wschodnim odpowiednikiem Arsene’a Wengera czy sir Alexa Fergusona. Zenit nie brał więc na ławkę kota w worku, lecz człowieka zasłużonego, a jednocześnie piekielnie ambitnego. Przedstawiciela wschodniej części Europy, które lepiej zrozumie mentalność rosyjskich piłkarzy.

Latem zeszłego roku zdawano sobie sprawę, że najbliższy sezon może wyglądać różnie. W końcu klub opuściło wielu klasowych zawodników: Hulk, Ezequeil Garay czy Axel Witsel. W ich miejsce nie sprowadzono natomiast piłkarzy o podobnej klasie. Jedyne poważniejsze transfery w postaci Roberta Maka, a także Giuliano okazały się później niewypałami. Mimo wszystko liczono, że Lucescu zdoła sporo możliwości wycisnąć z ówcześnie posiadanej kadry.

Dwanaście straconych miesięcy

Początek wyglądał dość obiecująco. Zespół pod wodzą Rumuna zdołał wygrać Superpuchar Rosji. Niestety, bardzo szybko pojawiły się pierwsze problemy. W lidze drużyna grała bardzo mizernie, słabe mecze przeplatając wymęczonymi zwycięstwami. Dodatkowo fenomenalną jesień zaliczył Spartak Moskwa, który przed przerwą zimową wypracował sobie nad rywalami bardzo solidną zaliczkę punktową.

Zenit tymczasem tkwił w marazmie, który pogłębił się w trakcie przerwy zimowej. Jeszcze nie rozpoczęła się w Rosji runda rewanżowa, a klub już wyleciał z Ligi Europy po dwumeczu z Anderlechtem. Dla drużyny z takimi ambicjami było to z pewnością duże rozczarowanie. Tę próbę jednak Lucescu jeszcze przetrwał. Jak się później okazało, było to preludium bardzo słabej wiosny.

Zenitowi tak naprawdę ani przez moment nie udało się wiosną poważnie nacisnąć na Spartak. Zamiast pościgiem, zespół musiał się zająć walką o udział w przyszłorocznej Lidze Mistrzów. Ostatecznie ta batalia została zakończona porażką na rzecz CSKA. Być może dałoby się ją jeszcze jakoś przeżyć, gdyby rywal z Moskwy prezentował wysoki poziom. Tymczasem drużyna Wiktora Gonczarenki również miała swoje problemy. Tylko co z tego, skoro Zenit w tym czasie zaliczał kolejne wtopy, gubiąc punkty na własnym boisku ze słabszymi rywalami.

Lista grzechów Mircei Lucescu za cały sezon urosła do ogromnych rozmiarów. Już w naszym materiale podsumowującym tegoroczne rozgrywki, Katarzyna Lewandowska (prywatnie sympatyzująca z Zenitem) nie pozostawiła na szkoleniowcu suchej nitki.

Rumunowi zarzucano wiele rzeczy, począwszy od słabej organizacji gry, a skończywszy na kiepskich relacjach z własnymi piłkarzami. Osobnym punktem stały się zaś wystąpienia szkoleniowca na konferencjach prasowych. Dwanaście miesięcy wystarczyło, by legenda Szachtara zraziła do siebie niemal całe środowisko piłkarskie w Rosji. Lucescu wszędzie szukał winnych porażek swojej drużyny. Najczęściej obrywało się przede wszystkim sędziom, ale też… moskiewskim dziennikarzom. Rumun wpadł w psychozę na punkcie stołecznym żurnalistów, którzy w jego opinii mieli prowadzić nagonkę na zespół z Petersburga.

Rewolucja pod znakiem włoskiej roboty

Nie ma co ukrywać, po roku pracy Rumuna klub nie tyle powrócił do punktu wyjścia, co zrobił krok wstecz. Trudno się więc dziwić rewolucji, jaka ma czekać zespół w nadchodzącej przerwie. Pierwszą zmianę już dokonano. Miejsce zwolnionego Lucescu na ławce rezerwowych zajął Roberto Mancini. To jednak nie koniec zmian, ponieważ roszady dokonano również na stanowiskach kierowniczych. I właśnie z nimi można wiązać jeszcze większe nadzieje, ponieważ do klubu powrócili Siergiej Fursenko i Konstantin Sarsania. To bez wątpienia dwie wybitne osobowości, które już prowadziły klub – w pierwszej dekadzie XXI wieku. Podczas ich rządów Zenit odniósł wiele sukcesów, z których najsłynniejszym był triumf z Pucharze UEFA z takimi gwiazdami w składzie jak Andriej Arszawin.

Już na wstępie nowe kierownictwo odpowiedzialne za politykę sportową zapowiedziało, że najbliższe okienko transferowe będzie należało do wyjątkowo agresywnych. Zatrudnienie zaś Roberto Manciniego może być tylko potwierdzeniem tych słów. Włoch bowiem znany jest z umiłowania do solidnych zakupów. Przypomnijmy sobie chociażby jego rządy w Manchesterze City, który to wówczas niemalże zrewolucjonizował piłkarski rynek. Wygląda na to, że i w Petersburgu otrzyma solidny zastrzyk gotówki. A dzięki zeszłorocznym wpływom z transferów jego pracodawca z pewnością może sobie na to pozwolić.

Trudno powiedzieć, w jakim kierunku podąży „nowy Zenit”. Bezapelacyjnie ogromne znaczenie będą mieć decyzje personalne. Klub potrzebuje dużych wzmocnień, to nie ulega wątpliwości. Ostatni sezon pokazał, ile drużyna znaczy po wyjęciu trzech klasowych zawodników. Z drugiej strony, nie zapominajmy o samym Mancinim, któremu trudno odmówić ogromnych umiejętności. Ten człowiek zna w końcu smak wielu trofeów. Dodatkową mobilizacją dla niego z pewnością będzie również możliwość bezpośredniej rywalizacji z innym włoskim szkoleniowcem – Massimo Carrerą. Jakkolwiek ona się nie potoczy, samo zatrudnienie byłego sternika Interu to doskonała wiadomość dla całej Rosji, która po prostu potrzebuje silnych przedstawicieli w europejskich pucharach. W końcu już wkrótce kraj będzie miał obligatoryjnie dwóch uczestników w Lidze Mistrzów. Sprowadzenie takiego fachowca jak Mancini świadczy o tym, że kierownictwo klubu ma w dalszym ciągu mocarstwowe plany. Lidze może to wyjść tylko na dobre.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze