Gdzie tkwi problem Newcastle i czy Benitez go rozwiąże?


13 marca 2016 Gdzie tkwi problem Newcastle i czy Benitez go rozwiąże?

Wielu pewnie ze sporym zaskoczeniem przyjęło wieść o tym, że człowiek, który jeszcze ponad dwa miesiące temu był trenerem Realu Madryt, teraz będzie ratował „Sroki” przed spadkiem z Premier League. Ale to cały Benitez. Niepotrafiący pozostawać poza światem piłki zbyt długo i właśnie obsesja związana z futbolem jest jednym z czynników, który sprawił, że wylądował w północno-wschodniej Anglii.


Udostępnij na Udostępnij na

Gdy w lutym na salony wróciła Liga Mistrzów, BT Sport transmitujące te rozgrywki w Wielkiej Brytanii zaprosiło go do tradycyjnego studia w dniu meczu. To było jego pierwsze publiczne wystąpienie od czasów pożegnania się z Realem i to tam dość jasno dał do zrozumienia, że chciałby wrócić do Premier League (a przy okazji ostro skrytykował byłego pracodawcę).

Rafael Benitez
– Bardzo chciałbym ponownie trenować klub z Premier League – tak mówił w lutym Benitez w kontekście swoich planów trenerskich (fot. The42.ie)

Rodzinne Wyspy

Nie bez przyczyny. To w Anglii nadal mieszka jego najbliższa rodzina. Żona i jego córki nie ruszyły się z Liverpoolu, odkąd ich mąż i ojciec przestał być opiekunem „The Reds”, bo nie ukrywają, że na Merseyside żyje im się bardzo dobrze. Do tego dochodzi kwestia reputacji. Ta o nim w Hiszpanii, szczególnie po przygodzie z „Królewskimi”, jest raczej słaba. Na Wyspach z kolei nadal jest bardzo poważany, szczególnie za to, co zrobił z Liverpoolem, ale i panuje powszechne przekonanie wśród dziennikarzy i ekspertów, że w czasie krótkiego pobytu na Stamford Bridge zrobił to, co do niego należało.

Wreszcie, być może kibice w Polsce nie mają tej świadomości czy takiego wrażenie, bo w ostatnich latach klub, do którego trafił, walczył raczej o utrzymanie w lidze aniżeli o europejskie puchary, ale na skalę brytyjską to naprawdę duży klub. Ma niepodważalną siłę marki, tradycję, ogromną grupę kibiców i bardzo duży stadion. Pomimo ostatnich niepowodzeń i chudych lat bycie trenerem tej drużyny to spory prestiż, choćby z uwagi na to, że w przeszłości, jeszcze w zeszłej dekadzie, na ławce trenerskiej zasiadał tam sir Bobby Robson. Jest potencjał na europejskie puchary i Benitez o tym wie, przyjmując tam ofertę pracy, ale potrzeba czasu, cierpliwości i mądrych decyzji, by wyprowadzić sytuację na prostą.

Między młotem a kowadłem

Przy St. James Park są też pieniądze. Wiadomo, nie tak duże jak w Chelsea czy Manchesterze City, ale niewątpliwie nie ma problemów finansowych. A jak widzimy w obu sesjach transferowych w trwającej kampanii, Newcastle jest w stanie wykładać duże pieniądze na zakup nowych graczy. Więc co jest złe? Zarządzanie (swoją drogą ciekawe, że Hiszpan trafia od jednego miejsca mającego problemy przez złe decyzje „na górze” do drugiego).

Mike Ashley (właściciel) jest bardzo obrotnym, sprawnym biznesmenem odnoszącym spore sukcesy, sprzedając odzież i sprzęt sportowy (jest właścicielem Sports Direct). Nie podlega wątpliwości, że umie sprawnie zarządzać, bo bez tego nie odniósłby takiego sukcesu w swojej branży. Jednak gdy przychodzi do władania w branży piłkarskiej, mamy totalne przeciwieństwo sprawnego biznesmena.

St. James Park
To, kto jest właścicielem drużyny, widać na St. James Park na każdym kroku. (fot. Philadams.co)

Wymyślono model, który zakłada sprowadzanie utalentowanych graczy, mających maksymalnie 25 lat, i później sprzedawanie ich za o wiele większe sumy. Założenie było takie, żeby na tym zarabiać, czerpać dochody, ale jednocześnie mając określony talent w kadrze, cieszyć kibiców ciekawą, atrakcyjną i dobrą grę. Problem w tym, że taka strategia (i ograniczanie się do niej) długoterminowo sprawia, że nie ma większej grupy zawodników doświadczonych. To plan, który długofalowo drenuje kadrę z jakichkolwiek postaci charyzmatycznych, liderów, ludzi, z którymi mogliby się utożsamiać kibice z Tyne (bo zaniedbywana jest akademia).

Pamiętacie, gdy kupowali masowo Francuzów? Cabaye’a, Debuchy’ego, Gouffrana, Remy’ego itd. Osobą odpowiedzialną za ich sprowadzanie był niejaki Derek Llambias. Wówczas ta cała idea jeszcze działała, bo nie da się ukryć, że byli to zawodnicy o niezłym albo bardzo duży potencjale i sporych umiejętnościach. Llambias jest osobą znaną z dużej znajomości europejskiego rynku i to za sprawą jego wiedzy i kontaktów udawało się sprowadzać takich graczy. Do tego był bliskim sojusznikiem ówczesnego szkoleniowca, Alana Pardew.

Pewnego pięknego dnia, latem 2013 roku, Ashley jednak uznał, że trzeba więcej zarabiać. I „do pomocy” Llambiasowi sprowadził dobrze znanego fanom Newcastle Joe Kinneara. Ten miał nadzorować, by przy zakupach coraz bardziej liczono się z kwestiami finansowymi, nie zaś ze stricte piłkarskimi. Llambias odpowiedział odejściem. Przez to doszło do tego, że teraz klub ma mniejszą kontrolę nad rynkiem francuskim, który lepiej eksploatują inne ekipy BPL.

Od tamtej chwili zaczęły się większe problemy, bo te i tak już były. Dużo o kondycji i stanie rzeczy mówi to, że na przełomie 2014 i 2015 Alan Pardew zdecydował się odejść, mimo że pracował w zespole będącym w środku tabeli, a Crystal Palace, do którego odszedł i w którym pracuje do dziś, byłoby wtedy na przedostatnim miejscu w tabeli.

Alan Pardew
Gdy przyszła okazja, Alan Pardew nie zastanawiał się dwa razy i spakował walizki, uciekając z Newcastle do stolicy Wielkiej Brytanii (fot. Skysports.com)

Rola trenera

Tu też pojawia się kolejny problem z Newcastle. Pardew odszedł na Selhurst Park (notabene kibice nie płakali po nim, bo od dawna byli z nim skonfliktowani), bo grał w Palace jako zawodnik, ale także dlatego, że w Londynie miał wpływ na politykę transferową. Razem ze Stevem Parishem stanowią zgrany duet i wspólnie pracują nad wzmocnieniami. Na północy Anglii był tylko trenerem. Nie menedżerem. Nie miał nic do powiedzenia przy takiej, a nie innej strategii na rynku transferowym. Warto przy tym pokazać bilans, jaki mają „Sroki” od czasu jego odejścia:

47 meczów

9 zwycięstw

10 remisów

28 porażek

37 punktów zdobytych, średnia 0,78 punktu na mecz

Szkoleniowcem o profilu bardziej przypominającym trenera z kontynentu niż brytyjskiego menedżera jest bez wątpienia McClaren. Wielu uważa, że bardziej się nadaje na asystenta niż na tego, który ma podejmować wszystkie decyzje. Sporo graczy, z którymi pracował, chwali go za treningi, które przygotowuje, wielu też gani za to, że nie ma umiejętności podejmowania dobrych decyzji, słabo zarządza składem i brakuje mu dobrej komunikacji z piłkarzami, by być tą osobą, która nimi dobrze zarządza. Tak opisuje go piłkarz, który pracował z McClarenem przybierającym obie twarze, Jermaine Jenas:

Pracowałem dla Steve’a, gdy ten pełnił rolę asystenta, jak i menedżera. Jako asystent, ten prowadzący treningi, był jednym z najlepszych, z jakimi miałem do czynienia w całej swojej karierze. Jednak jako menedżer, ten który zarządza całym sztabem szkoleniowym i kadrą, ma ewidentne braki. (…) Gdy był prawą ręką Svena Gorana-Erikssona, to był jednym z nas, miał z nami świetne relacje. Potrafił z nami żartować, nawiązywać łatwo blisko kontakt. Traktowaliśmy go bardziej jak kumpla. I to mu potem zaszkodziło, gdy sam przejął stery kadry.

Nie mógł nagle się zdystansować, przez co nadal był traktowany przez piłkarzy jako ten miły, sympatyczny koleś, który prowadzi treningi. Myślę, że to też mu przeszkadza w karierze menedżerskiej, bo najlepsi są ci, którzy umieją zachować dystans w relacji z graczami.

Wybraniec kibiców

Lee Charnley
Mike Ashley (z prawej) i Lee Charnley (z lewej) – dwie najważniejsze postaci zarządzające Newcastle (fot. Zimbio.com)

I przez to nie udało mu się nad rzeką Tyne, choć jak opisaliśmy wyżej, nie wszystko, co złe i związane z klubem, jest jego winą, tylko sytuacja jest złożona. Czy Benitez to odpowiedni wybór? Dwa dni temu, w sondzie na stronie Chroniclelive.co.uk (zajmującej się sportem w tym konkretnym rejonie Anglii), ponad 6 tysięcy osób zagłosowało w sprawie tego kogo, by widzieli jako następcę McClarena i 56% osób opowiedziało się za Hiszpanem.

Niewątpliwie, po przygodach z SM, Pardew, Hughtonem czy Carverem posiadanie na ławce trenerskiej kogoś, kto w swoim CV ma wygranie Ligi Mistrzów, Ligi Europy czy ligi hiszpańskiej, musi być budujące dla fanów. Nie codziennie oglądamy taką sytuację, nie zawsze jest taka możliwość. Jeżeli ktoś o takiej renomie przyszedł do miejsca, które zmaga się z tak wieloma problemami, to można się domyślać, że w negocjacjach z Lee Charnleyem, prawą ręką Ashleya, mającym wielką władzę w klubie, doszło do zgody na temat zwiększenia autorytetu, roli i władzy menedżera.

I to jest jeden z dwóch absolutnie kluczowych aspektów dotyczących przyszłości Beniteza przy St. James Park. Taki pogląd na sprawę ma były napastnik klubu, dobrze znający sytuację, a zarazem będący zażartym krytykiem obecnego stanu rzeczy, Alan Shearer:

Myślę, że to duży sukces dla Newcastle, że udało się sprowadzić kogoś takiego,jak Rafa Benitez. Problemy poprzednich wybrańców były spowodowane tym, że mieli słabą pozycję – nie mieli większej szansy wprowadzić własnych metod, wskazywać i sprowadzać swoich wybrańców na rynku transferowym.

Musieli pracować w pewnej strukturze, w której ich pozycja nie miała wielkiego znaczenie, wpływu, poza trenowaniem. Mam nadzieję i myślę, że Rafa będzie miał więcej władzy w tym kontekście. Powinno się dać mu szansę zarządzania w taki sposób, w jaki chce.

Drugi, ważniejszy krótkoterminowo aspekt, to oczywiście utrzymanie w lidze. Obecnie nie jest kolorowo, a w najbliższym czasie przyjdą starcia z Leicester, czyli liderem tabeli, oraz z rywalami w walce o pozostanie w elicie, czyli Norwich, i wielkie derby z Sunderlandem o ogromnym znaczeniu.

http://i63.tinypic.com/2vrverl.png

Problemy kadrowe

A wygrać te pojedynki będzie trudno, patrząc na formę i stan kadry. Nikt w całej lidze nie zmaga się obecnie z tak wieloma kontuzjami, co ekipa z 19. miejsca w tabeli (11 urazów, o trzy więcej od będącego na drugim miejscu Arsenalu). Z Leicester raczej nie zagrają m.in. Tim Krul, Fabricio Coloccini, Chancel Mbemba, Paul Dummett, Cheik Tiote, Andros Townsend, Papiss Cisse. Prawdziwy szpital uwzględniający całkiem istotnych graczy. Dla przykładu, gdy byli w pełni sprawni do gry, to Mbemba i Coloccini stanowili podstawową parę stoperów.

I w tej właśnie formacji potrzebne są największe zmiany. McClaren tego nie poprawił i teraz są bardzo duże zaległości. Tak naprawdę jedynym środkowym obrońcą na dobrym poziomie jest Chancel Mbemba sprowadzony latem z Anderlechtu. Coloccini, mimo że gra, jak jest zdrowy, nie jest już piłkarzem na miarę Premier League. Steven Taylor przeszedł przez zbyt wiele urazów i teraz widać u niego ogromne braki, a Jamaal Lascelles to nie jest w tej chwili gracz będący w stanie sprostać wymogom najwyższej klasy rozgrywkowej.

Na bokach też jest problem. Nie ma w zasadzie nominalnego lewego defensora, a najczęściej grał tam Dummett, któremu brakuje mimo wszystko techniki, szybkości i dobrej gry z piłką przy nodze. Na prawej występuje Janmaat, paradoksalnie będący sporym atrybutem w grze do przodu, ale nadal wymagający szlifowania pod kątem bronienia dostępu do własnej bramki.

Fabricio Coloccini
W Newcastle brakuje liderów na boisku, a Fabricio Coloccini na pewno nie jest jednym z nich (fot. Skysports.com)

Znając pomysł na grę 55-latka, to ze środka pomocy desygnuje jednego lub dwóch piłkarzy zapewniających odpowiednie wsparcie, asekurację dla osłabionego bloku obronnego w meczu z Leicester, bo efektywna destrukcja to bardzo ważny punkt w wizji gry Beniteza.

Do rozwiązania jest też problem ze strzelaniem goli, szczególnie na wyjeździe. Emanuel Riviere jest kompletnie bez formy i w obecnej chwili jest obciążeniem, a nie pomocą w walce o utrzymanie. Jeśli Doumbia nadrobi zaległości treningowe, to ten powinien być pierwszym wyborem, choć do Mitrovicia nie można się zrażać – bez wątpienia ma talent mogący rozbłysnąć pod wodzą nowego szkoleniowca.

Jest także kłopot w kontekście opaski kapitańskiej. Co o obecnej kadrze mówi fakt, że miesiąc po dołączeniu do klubu opaskę kapitańską dostaje Jonjo Shelvey? McClaren już wcześniej krytycznie wyrażał się w tym kontekście o Coloccinim, ale nie było wyboru w momencie, gdy kontuzjowany jest Tim Krul. Ewidentnie brakuje liderów i tu należy się zapytać, czy skoro nie ma ich na boisku, to czy nie powinno się zatrudnić na ławkę trenerską kogoś, kto miałby taką charakterystykę? Nowy wybraniec ma wiele atutów, ale tego mu raczej nie przypiszemy. O tym też mówili fani będący zwolennikami takich opcji jak Pearson czy Redknapp.

***

Sytuacja, jak widać, jest bardzo skomplikowana, trudna. Przed wyjazdem na King Power Stadium nowy pan i władca dostał dwa pełne dni do przygotowania się. Mało, ale mogło być gorzej. Potem, przed arcyważnym derbowym klasykiem, jest sześć dni na przygotowanie i zwarcie szeregów. W poprzednich latach to Sunderland zmieniał trenerów przed derbami i wychodził na tym bardzo dobrze, bo notuje dobrą passę czterech zwycięstw nad rzędu z lokalnym rywalem. Czy teraz zmiana miotły przyniesie taki sam efekt „Srokom”? Na pewno byłby to duży krok w kierunku pozostania w lidze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze