Z ziemi hiszpańskiej do włoskiej


26 kwietnia 2015 Z ziemi hiszpańskiej do włoskiej

Jeszcze niedawno popularny był stereotyp mówiący o tym, że Hiszpanie nie pokazują pełni swoich możliwości poza Półwyspem Iberyjskim. Co więcej, była to prawda i kiedy przychodziło im pokonać Morze Śródziemne i podpisać kontrakt z drużyną z Serie A, jakimś cudem forma uciekała, a pieniądze na nich przeznaczane, stawały się najgorszą z możliwych inwestycji. Od kilku lat mamy do czynienia z odwróceniem tego trendu i hiszpańscy konkwistadorzy z powodzeniem zaczynają budować swój wizerunek na włoskich boiskach.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że „Serie A należy do jednej z najtrudniejszych lig”.  To ona bardzo często weryfikuje umiejętności zawodników, którzy zaistnieli w pamięci kibiców w innych ligach. Na przełomie wieków problem ten w szczególności dotykał Hiszpanów, nie mogących sobie poradzić w bardzie fizycznej i taktycznej lidze, niż Primera Division.

Takich problemów jak Hiszpanie, nie mieli z pewnością Holendrzy i Niemcy. To na nich, opierały swoje sukcesy wielki Milan i Inter końcówki lat 80-tych. Juventus miał pozytywne doświadczenia z Francuzami (Zinedine Zidane i Didier Deschamps), a Fiorentina i Lazio z Portugalczykami (Rui Costa, Fernando Couto).Tak więc piłkarze z ojczyzny Cervantesa, trafiając do Włoch, napotykali na olbrzymie oczekiwania, ostatecznie ich nie spełniając.

Francisco Javier Farinos, Ivan Helguera, Javier Portillo, Ivan de La Pena, Cesar Gomez, Jose Mari, aż w końcu Gaizka Mendieta. Wszyscy oni, przechodzili do Serie A z pieczątką “wielkiego talentu”, bądź już będąc ukształtowanymi piłkarzami. I wszystkich łączy wspólny mianownik – nieudana przygoda na Półwyspie Apenińskim. Oprócz Francisco Farinosa, który w Interze grał przez trzy lata (2000-2003) i ugruntował sobie pozycję solidnego, defensywnego pomocnika, cała reszta nie zagrzała we Włoszech dłużej, niż dwa lata. Chciałbym tutaj zastanowić się w szczególności nad przypadkiem tego ostatniego – Gaizki Mendiety, który miał wszystko, aby spełnić pokładane w nim nadzieje.

Uznano go za lidera nowego Lazio, zespołu, który miał odzyskać utracone na rzecz Romy Scudetto. Biancocelesti byli w tym okresie wielcy. Simeone,Nedved, Crespo, Stanković, Nesta, Poborsky. Te nazwiska muszą pobudzać wyobraźnię. A na ich czele miał stanąć on. Dwukrotnie wybrany najlepszym pomocnikiem Europy i dwukrotnie prowadzący legendarną Valencię do finału Ligi Mistrzów. Lider reprezentacji Hiszpanii, człowiek z niesamowitą wizją gry. Przechodząc do Lazio, latem 2001 roku, kosztował 48 milionów Euro, stając się najdroższym Hiszpanem i szóstym najwyższych transferem w historii. Kibice Lazio mieli prawo się spodziewać, że Mendieta odpali i zaprowadzi ich ukochany klub nawet do finału Ligi Mistrzów na Hampden w Glasgow.

Rzeczywistość jednak brutalnie zweryfikowała Mendietę. Zagrał w 20 spotkaniach Serie A… i w sumie tyle można napisać. Hiszpan był cieniem samego siebie, wyraźnie przegrywał rywalizację o skład z innymi, wielki tuzami tej ekipy i po sezonie został bez żalu oddany do Barcelony. Czy było jakieś logiczne wytłumaczenie nieudanej przygody Baska z włoską ziemią? Mówiło się, że piłkarz miał słabą psychikę i presja związana z transferem musiała go przerastać. Do tego dochodziła suma, za jaką go ściągnięto. Sam Mendieta do całej sprawy odnosił się w ten sposób: „Kiedy grałem w Lazio, nie myślałem o sumie, którą za mnie zapłacono. Z biegiem czasu muszę jednak przyznać – było to obrzydliwie dużo pieniędzy. W tym czasie w Lazio było dużo problemów zewnętrznych. Zmiany trenerów, problemy z Prezydentem. Było tego dużo”.

Mendieta wspomniał w rozmowie o problemach prezesa Lazio. Chodziło oczywiście o Sergio Cragnottiego, który tą drużynę stworzył i doprowadził do upadku. Mendieta stał się symbolem tego kryzysu, kiedy to okazało się, że klub jest w potężnych tarapatach finansowych, a jedną z głównych przyczyn byłe horrendalne sumy wydawane na zakup nowych piłkarzy.

Po niewypale transferowym z Mendietą i słabych występach innego, wielkiego transferu tamtych lat – Jose Mari’ego, chwilowa moda, jaka nastała na Hiszpanów w tym czasie, przerodziła się w uczucie niechęci do piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego i braku zainteresowania nimi ze strony włoskich klubów przez kilka następnych lat.

Przełamywać lody zaczęła Fiorentina. W 2012 roku włodarze klubu z Florencji zdecydowali się na ściągnięcie do zespołu Borji Valero, piłkarskiego obieżyświata, który w żadnym ze swoim poprzednich klubów nie grał dłużej, niż jeden sezon. Jego transfer okazał się strzałem w dziesiątkę. Wychowanek Realu Madryt świetnie wpasował się w realia włoskiej piłki i znalazł w końcu klub, w którym ostał się na dobre. Z miejsca stał się pierwszoplanowym piłkarzem Violi, zaliczając w pierwszym sezonie aż 13 asyst. Skłoniło to Vicenzo Montellę do sprowadzenia kolejnego Hiszpana – Joaquina, na którego transfer nadarzyła się świetna okazja. Malaga była właśnie w stanie rozkładu z powodów finansowych i ściągnięcie wychowanka Betisu okazało się formalnością. Razem z Joaquinem w klubie pojawił się inny Hiszpan – Marcos Alonso, który przyszedł z Sunderlandu… i zaraz wrócił tam na wypożyczenie. Po jego powrocie z Anglii cała trójka stanowi trzon drużyny, która w tym sezonie dostała się do półfinału Ligi Europy.

Fiorentina nie jest jednak jedynym przykładem, potwierdzającym dobrą obecnie markę Hiszpanów na Półwyspie Apenińskim. Już od 2013 roku o sile Napoli świadczył kwartet, a od tego roku już kwintet Hiszpanów, których kolonia mogłaby być jeszcze większa, gdyby nie odejście Pepe Reiny do Bayernu Monachium. Rafa Benitez, przejmując drużynę z Neapolu, zabrał na południe Włoch trójkę rodaków. Podczas gdy transfer Reiny można było jeszcze uznać za logiczny i wartościowy (w końcu mieliśmy do czynienia z jednym z najlepszych bramkarzy Premier League), to sprowadzenie duetu z Madrytu Albiol – Callejon, było szeroko dyskutowane na łamach różnych periodyków. Tu również włodarze Napoli, podobnie jak Ci z Fiorentiny, trafili los na loterii i udało im się, za naprawdę śmieszne pieniądze, ściągnąć dwójkę piłkarzy, bez których trudno sobie dzisiaj wyobrazić zespół. Benitez poszedł za ciosem i za trochę ponad 5 milionów Euro ściągnięto z Espanyolu Davida Lopeza – solidnego, defensywnego pomocnika z Espanyolu, a na wypożyczenie przyszedł były bombardier Swansea – Michu.

Jaki był efekt tych mariaży? Napoli i Fiorentina czekają właśnie na Sevillę i Dnipro w półfinale Ligi Europy, a w ćwierćfinałach w obu drużynach zagrało łącznie 6 Hiszpanów. To już trudno uznać za modę, ale wręcz za uzależnienie od piłkarzy z ojczyzny Cervantesa. Co więcej, biorąc na warsztat okręt flagowy włoskie piłki – Juventus, tu również znajdziemy hiszpańskie akcenty. I to nie byle jakie.

Alvaro Morata i Fernando Llorente. Jeden na dorobku, drugi o uznanej marce we Włoszech. W obecnym sezonie zaliczyli 18 bramek i 10 asyst, a podejrzewać można, że to jeszcze nie koniec. Ich obecność w składzie, obok Carlosa Teveza, sprawia, że Allegri ma duże pole manewru, a Hiszpanie doskonale uzupełniają się z ruchliwym Argentyńczykiem. Są oni kolejnym dowodem na to, że zła opinia o piłkarzach z Hiszpanii, odchodzi do lamusa.

A jak to wygląda w innych ekipach? Bramki Milanu strzeże Diego Lopez, który po znakomitym sezonie w Realu Madryt, zdecydował się zmienić otoczenie na bardziej mu przyjazne. Swoich sił w ekipie Inzaghiego próbuje również wielki hiszpański talent – Suso, który jest tam wypożyczony z Liverpoolu, jednak na ten moment daleko mu do statusu piłkarza pierwszego składu. Oprócz nich warto jeszcze wspomnieć o Pedro Obiangu, piłkarzu, który robi teraz furorę w Sampdorii Genua i już znalazł się na celowniku większych klubów.

fsc_Torverteilung_nach_Nationen_14_15_Serie_A_Transfermarkt (1)
Obcokrajowcy w Serie A (transfermarkt.co.uk)

Wydaje się więc, że po odczarowaniu dla Hiszpanów Premier League przez Rafę Benitez, były trener Liverpoolu dokonał podobnej rzeczy z Serie A. Już teraz po włoskich boiskach biega dwudziestu Hiszpanów i nic nie wskazuje na to, żeby ich liczba w najbliższym czasie miała się zmniejszyć.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze