Przegubowiec z El Sardinero


Nikola Zigić od lata ubr. gra w Rancingu Santander. Wiele wskazuje jednak na to, że sezon 2006/2007 będzie pierwszym i równocześnie ostatnim Serba na El Sardinero.


Udostępnij na Udostępnij na

O wychowanka AIK Backa Topola zabiega w tej chwili pół Europy. I nie ma co się dziwić, bo od kiedy trafił do Primera Division, rozwinął się niesamowicie. Jednak gdy Zigić zaczynał swoją przygodę z piłką, nie wszyscy wróżyli mu wielką karierę.

Urodzonego 15 września 1980 w Backiej Topoli Zigicia, matka natura hojnie obdarzyła wzrostem. On jednak z pewnością nie był rad z tego błogosławieństwa, gdyż z powodu wzrostu nie mógł odpędzić się od uszczypliwości. Celowali w tym zwłaszcza trenerzy klubu z jego rodzinnej miejscowości- AIK. Gdy młody Zigić po raz pierwszy pojawił się na treningu tego zespołu, szkoleniowiec uznał, że lepszym rozwiązaniem dla niego jest gra w koszykówkę. Gdy w odpowiedzi usłyszał odmowę, zaproponował sekcję piłki ręcznej. W końcu ugiął się pod ciężarem próśb piłkarza i zgodził się na testy. Dla Zigicia nie oznaczało to jednak wcale końca problemów, bo trener zadawał do wykonania znacznie trudniejsze ćwiczenia niż innym piłkarzom. Ale Serb podołał wyzwaniu, bo oprócz wzrostu otrzymał od Boga także co innego- wielki talent.

Zigić od zawsze chciał być napastnikiem. Jednakże każdy kolejny szkoleniowiec, z którym było dane mu pracować, na siłę szukał dla piłkarza innej pozycji. Byli tacy, którzy chcieli zrobić z Zigicia stopera, jeszcze inni wiedzieli go w roli bramkarza. Koledzy z zespołu zaś, z powodu  zaczęli nazywać go „przegubowcem”, ale sam zawodnik przyznaje, że niezbyt przejmował się złośliwymi docinkami. W końcu jednak spełnił swoje marzenie i zaczął regularnie grywać w ataku. I trzeba przyznać, że wychodziło mu to znakomicie, bo w przeciągu czterech lat gry w AIK Backa Topola rozegrał 76 spotkań, w których zdobył aż 68 bramek. Znakomita postawa zaowocowała transferem do drugoligowego Mornar Bar. Zigić nie zabawił tam jednak długo, bo po zaledwie jednym rozegranym sezonie przeniósł się do samej Crveny Zvezdy Belgrad. Dużo czasu minęło jednak, za nim stał się czołową postacią Czerwonej Gwiazdy. W trakcie jednego sezonu aż trzy razy był wypożyczany. Najpierw do Kolubara Lazarevac, potem do AS Saint- Etienne i na koniec do Spartaka Subotica. O ile w barwach Kolubary nie błyszczał skutecznością (zaledwie trzy gole w ośmiu meczach), a w Saint- Etienne w ogóle nie pojawił się na boisku, o tyle w Spartaku dokonał niebywałej rzeczy, zdobywając 14 bramek w 11 meczach. To ostatecznie przekonało działaczy Crevny, by już nigdzie nie wypożyczać Zigicia tylko zostawić go w Belgardzie na stałe. Napastnik odwdzięczył się zaufaniem, strzelając dla klubu w sezonie 2003/2004 aż 19 goli. W kolejnych dwóch sezonach nie powtórzył już tego wyczynu, ale 15 i 11 trafień w kolejnych dwóch sezonach też nie było powodem do wstydu. Poza ojczystym krajem, zrobiło się o nim głośno przy okazji sezonu 2005/2006, kiedy w spotkaniu Pucharu UEFA strzelił Romie gola z 30. metrów! Zigić dwukrotnie odbierał również nagrodę dla najlepszego piłkarza Serbii w 2003 i 2005 r.

W drużynie narodowej zadebiutował 16 listopada 2003 r. w meczu przeciwko Polsce. Po debiucie z biało- czerwonymi mierzył się jeszcze dwukrotnie, przy okazji sierpniowego Turnieju im. Walerego Łobanowskiego w 2005 r., a także we wrześniu ubr. w spotkaniu eliminacji EURO 2008. Do końca życia zapamięta szczególnie potyczkę w Kijowie, kiedy po błędzie Sebastiana Przyrowskiego w ostatnich minutach meczu, nie trafił do pustej bramki. Gdyby trafił, Serbowie wyrównaliby. Ale kibice nie wypominali mu tej wpadki. Bardziej pamiętali udane występy Zigicia w reprezentacji. To w końcu on asystował przy bramce Mateji Keżmana w starciu z Hiszpanią w el. MŚ`06. Obecnemu napastnikowi Fenerhbace Stambuł otworzył również drogę do bramki w meczu z Bośnią i Hercegowiną. Gol ten zapewnił Serbii zwycięstwo i jednocześnie pierwszy awans do MŚ od 1998 r. Nic dziwnego więc, że znalazł się w 23- osobowej kadrze, która pojechała do Niemiec. Tam co prawda zawiodła na całej linii, przegrywając wszystkie trzy spotkania. Ale akurat do Zigicia pretensji miano najmniej, bowiem był jednym z nielicznych, który nie zawiódł. Z dwóch bramek zdobytych przez piłkarzy Ilji Petkovicia na tamtym turnieju, Zigić zdobył jedną. Przyzwoity występ na MŚ oraz kolejny świetny sezon w barwach Crveny sprawił, że w siedzibie klubu fax aż grzał się od propozycji z różnych stron Europy. Ostatecznie serbski atakujący trafił do Rancingu Santader, który wyłożył za niego 4 mln euro. Dziś Zigić jest wart przynajmniej dwa razy tyle.

Z miejsca stał się bowiem gwiazdą zespołu z El Sardinero. Klub, który w poprzednim sezonie cudem uratował się przed spadkiem z Primera Division, w tym a duże szanse na miejsce gwarantujące start w Pucharze UEFA. Zasługa w tym Zigicia jest niepowtarzalna. Serb w 27 meczach zdobył aż dziewięć goli. Ale nie ma co się dziwić, że ten napastnik tak szybko zaaklimatyzował się w drużynie Miguela Angela Portugala. Niedocenianie go przez kolejnych trenerów, docinki ze strony kolegów z zespołu, czy ciągłe wypożyczenia w sezonie 2002/2003 wyrobiły u piłkarza niesamowity charakter, który dziś pozwala mu podbijać La Liga. Mimo202 cm wzrostu Zigić nie tylko świetnie gra głową. Imponuję znakomitą techniką, wspaniałą koordynacją ruchową. Gra znakomicie zarówno lewą jak i prawą nogą. Sam przyznaje, że z powodu wzrostu nie żadnych kompleksów. Jeśli można mówić o jakichkolwiek jego wadach, to z pewnością na pierwszym miejscu trzeba wymienić jego temperament. Zigić z pewnością nie należy do piłkarzy spokojnych. Jest bardzo wybuchowy, co sprawia, że w tym sezonie już 10- krotnie karany był przez sędziów żółtą kartką. Raz również otrzymał kartkę koloru czerwonego.

Chociaż prezydent Racingu Santander, Francisco Pernia oświadczył, że za żadne pieniądze nie sprzeda swojego asa, to jednak wydaje się to mało prawdopodobne. Tym bardziej, że klub z Santander nie należy do najbogatszych, a że zespoły, które interesują się Zigiciem nie będą żałowały pieniędzy na jego transfer żałować nie będą, stąd na 99% w przyszłym sezonie kibice Racingu nie zobaczą biegającego w białej koszulce Serba. Chociaż sam piłkarz najbardziej marzy o grze w Realu Madryt, to na razie wśród klubów nim się interesujących próżno szukać Królewskich (są za to takie zespoły jak Juventus Turyn czy Tottenham Hotspur). Ale może w końcu i Los Galacticos włączą się do gry o tego zawodnika. Tym bardziej, że dyrektorem sportowym Realu jest rodak Zigicia, Predrag Mijatović.

Polskim kibicom zaś wypada mieć nadzieje, że „serbski Jan Koller” nie wpisze się ani razu na listę strzelców w listopadowym meczu el.EURO 2008 z biało- czerwonymi w Belgardzie. Powtórka z sierpnia 2005 r. w przypadku Zigicia jest mile widziana.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze