Nowa twarz w Premier League


12 lipca 2015 Nowa twarz  w Premier League
Chris Parker

Zagranicznych menadżerów w Polsce krytykuje się za to, że w ekstraklasie pracują tylko po to, by się pokazać i uciec na Zachód. Tak naprawdę termin „pokazać się” dla polskiej ligi powinno się wymyślić od nowa. Bowiem „pokazać się” można także w Premier League: prawie pięciu miliardom ludzi w 212 krajach całego świata na ekranach 80 dostawców telewizji. Szansę takiego pokazania się wypracował sobie niedawno Eddie Howe.


Udostępnij na Udostępnij na

Od kilku miesięcy w Anglii od czasu do czasu pojawiają się pytania o jego menedżerski potencjał. Do tej pory miano „szkoły trenerskiej” na angielskim walijskim podwórku kojarzył o się głównie ze Swansea. Na ławce trenerskiej „Łabędzi” pokazać się mogli do tej pory m.in. Roberto Martinez, Brendan Rodgers, Michael Laudrup czy w końcu Garry Monk.

Podobnych rozmiarów listą wypromowanych menedżerów mogą się pochwalić dołączający właśnie do elity „Boscombe”. W przeszłości – w latach ich młodości – drużynę prowadzili Harry Redknap i Tony Pulis. Premier League byłaby zdecydowanie mniej kolorowa bez wywiadów zza uchylonej szyby w samochodzie Redknappa czy bejsbolówki Tony’ego Pulisa. Jakich barw na obraz angielskiej ligi naniesie Eddie Howe oprócz tych czerwono-czarnych, klubowych?

Wertując jego biografie, zbyt wielkiej ekscytacji nie doświadczymy. Gdzieś w tle zawsze przepływał kanał La Manche, a pierś zdobiły głównie lokalne barwy. Także i menedżerkę miał mocno zakorzenioną w sobie. Już Kevin Bond uczynił go grającym w pierwszym zespole trenerem drużyny rezerw. Gdy jego karierę w końcu przekreśliła kontuzja kolana, Anglik zawiesił buty na kołku, a na szyi zawiesił gwizdek. Od tego czasu jest – poza krótką rozłąką – związany ze swoim klubem. Można powiedzieć, że „The Cherries” ma w sercu. Howe to wychowanek AFC Bournemouth, a w trakcie piłkarskiej kariery tylko Portsmouth i Swindon zakładał trykoty inne niż w czerwono-czarne pasy.

Piłkarzem nie był wybitnym. W decydującym o historii Portsmouth sezonie 2002/03 Harry Redknapp uczynił go swoim pierwszym wzmocnieniem, ale przez wspomniane kolano nie dane mu było przysłużyć się do awansu czy walki o utrzymanie w Premier League. Zdążył zaliczyć dwa występy w angielskiej reprezentacji U-21, co świadczy o tym, że „miał coś w sobie”. Jednak dla Bournemouth zaliczył ponad 250 występów – to osiągnięcie, które nie sposób zlekceważyć.

Po tym jak przeszedł właściwie każdy możliwy szczebel kariery w łudząco podobnych do mediolańskich barwach – i to zarówno w korkach, jak i z gwizdkiem na szyi – w końcu dotarł na sam szczyt. Nie tylko drabiny klubowej, ale także krajowych poziomów rozgrywkowych. Wyżej są już tylko europejskie puchary. Choć Howe na pewno w nie nie celuje. Jeszcze – w końcu w Premier League od lat widzimy, że bogaty właściciel może zapewnić środki niezbędne do osiągania sukcesów.

Są więc pieniądze, ambitni zawodnicy, jest Polak w bramce… Arsenalowi dało to FA Cup, Liverpoolowi Ligę Mistrzów, a AFC Bournemouth? Co może osiągnąć Eddie Howe? Media typują go do przejęcia pałeczki po Royu Hogdsonie, a on sam… Lata po Europie i nadal się uczy. Nie dalej niż dwa miesiące temu obserwował, jak Ernesto Valverde rządzi Athletikiem Bilbao. Nie zatrzymując się w Kraju Basków, zamówił kolejne bilety do Włoch, by podglądać zakulisowe wydarzenia w Fiorentinie i Empoli.

Awans do Premier League to dla klubu z 11-tysięcznym stadionem bajka sama w sobie. Dodając do kontekstu fakt, iż jeszcze kilka lat temu drużyna zaczynała sezon w League Two (czwarty poziom rozgrywek w Anglii – przyp. red.)  z 17-punktową karą. Cztery lata później „The Cherries” grały już sparing z Realem Madryt, a w biurach Dean Court planowano podbój piłkarskiej Anglii. Kampanię, której twarzą dobroczyńca nadmorskiego kurortu – miliarder Maxim Demin – uczynił Eddiego Howe’a. Chociaż akurat przy okazji awansu reflektory polubiły bardziej ekscentrycznych bohaterów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze