Wyjątkowa jesień za nami, czyli czas na podsumowanie Bundesligi


Szukamy plusów i minusów rundy jesiennej w Bundeslidze

30 grudnia 2016 Wyjątkowa jesień za nami, czyli czas na podsumowanie Bundesligi
tbrfootball.com

Pod wieloma względami była to wyjątkowa runda jesienna w Bundeslidze. Zakończyła się już ponad tydzień temu, a już niedługo kluby zaczną się przygotowywać do drugiej części sezonu. Skoro jednak mamy „okres ogórkowy”, to warto przeanalizować, dla kogo jesień 2016 roku była na plus, a dla kogo na minus.


Udostępnij na Udostępnij na

Na plus:

1. Postawa RB Lipsk

O RB Lipsk powiedziano i napisano już chyba wszystko. Nie będziemy więc rozpisywać się na temat tego zespołu, co nie znaczy, że odpuścimy całkowicie komentarz do sytuacji tej drużyny w pierwszych miesiącach po awansie do Bundesligi. Powiedzieć, że ten okres był udany, to nic nie powiedzieć. „Die Bullen” (czyli popularne „Byki”) zakończyły rok na drugim miejscu z imponującym dorobkiem 36 punktów (tyle samo punktów na tym etapie sezonu miało Kaiserslautern, kiedy zdobywało mistrzostwo Niemiec w sezonie 1997/1998), a dwie wpadki, które się im przydarzyły (mowa o meczu z Ingolstadt i kompletnie nieudanym spotkaniu z Bayernem), nie mogą przysłonić pięknego obrazu, który podopieczni Ralpha Hasenhuettla wykreowali w ostatnich miesiącach w niemieckiej elicie.

Jeżeli chcecie poczytać więcej o rewelacyjnym beniaminku, zapraszamy na nasz niedawny tekst.

RB Lipsk zakończył rok na drugim miejscu z dorobkiem 36 punktów (tyle samo punktów na tym etapie sezonu miało Kaiserslautern, kiedy zdobywało mistrzostwo Niemiec w sezonie 1997/1998).

2. Mieli bić się w dole tabeli, są na górze

Ale nie tylko RB Lipsk jest pozytywnym zaskoczeniem. Jeszcze większą niespodzianką jest postawa dwóch klubów, które kilka miesięcy temu drżały do końca o ligowy byt, a dziś mogą zacząć myśleć o walce o europejskie puchary. Pewnie już domyślacie się, o kogo chodzi, ale z dziennikarskiego obowiązku uzupełnijmy tę informację, mówiąc, że rzecz tyczy się Hoffenheim i Eintrachtu Frankfurt.

Oba zespoły posiadają elementy charakterystyczne, o których przez kilka najbliższych lat będą wspominać eksperci, mówiąc o sezonie 2016/2017. Eintracht to nie tylko wielokulturowa ekipa (aż 17 nacji), którą świetnie prowadzi Niko Kovac, ale przede wszystkim drużyna, która bazuje na szczelnej defensywie. Frankfurtczycy stracili tylko 12 bramek, co daje im pod tym względem drugie miejsce w tabeli (za Bayernem). Jeżeli dodamy do tego w miarę dobrze poukładaną grę z przodu, która bazuje na zespołowości, a po stracie piłki na atakowaniu rywala wysokim pressingiem, możemy powiedzieć jedno: Niko Kovac dobrze poukładał w ostatnich miesiącach frankfurtczyków i uczciwą pracą zapracował na przedłużenie kontraktu do 2019 roku.

Eintracht Frankfurt stracił 12 bramek. To jest drugi najlepszy wynik w tym sezonie Bundesligi (lepszy jest tylko Bayern).

Co z kolei jest wyróżnikiem Hoffenheim oprócz samych wyników? Przede wszystkim osoba Juliana Nagelsmanna, który nie dość, że jest najmłodszym trenerem w Bundeslidze, to jeszcze obejmował klub w lutym, kiedy był on w dramatycznej sytuacji, ponieważ musiał drżeć o utrzymanie. W lidze udało się utrzymać, a w tym sezonie piłkarze z Sinsheim pokazują, że nie są jeszcze do końca nasyceni i chcieliby awansować po raz pierwszy w historii Hoffenheim do europejskich pucharów. Czy są na to szanse? Jeżeli utrzymają formę z jesieni, jak najbardziej tak.

3. Aubameyang idzie po króla strzelców?

Powinniśmy teraz wspomnieć nie tylko o Gabończyku, ale również o wyczynach Lewandowskiego i Modeste’a, ponieważ cała trójka była jesienią w dobrej formie strzeleckiej i wydaje się, że to właśnie ci zawodnicy rozstrzygną między sobą, kto zdobędzie koronę króla strzelców wiosną 2017 roku. Skupimy się jednak na piłkarzu Borussii Dortmund, ponieważ to on jest jak na razie liderem klasyfikacji strzelców i znajduje się najbliżej tego lauru. Zresztą wokół jego osoby w ostatnich miesiącach działo się sporo.

Ale po kolei. Zacznijmy od statystyk. 16 goli w Bundeslidze i cztery w Lidze Mistrzów (w tym jeden przeciwko Legii Warszawa) – tak wygląda dla reprezentanta Gabonu sezon 2016/2017 w liczbach. Aubameyang trzykrotnie zaliczał dublet, a popisowym meczem był pojedynek z HSV, kiedy strzelił cztery gole (po raz pierwszy w karierze), a Borussia wygrała 5:2.

16 goli w Bundeslidze i cztery w Lidze Mistrzów (w tym jeden przeciwko Legii Warszawa) – tak wygląda dla Aubameyanga sezon 2016/2017 w liczbach.

Parafrazując klasyka, możemy powiedzieć, spieszmy się oglądać Aubameyanga. Gabończyk jest już od kilku miesięcy bardzo gorącym towarem na rynku transferowym, a już latem chciał go sprowadzić Real Madryt. Madrytczykom ta sztuka jeszcze się nie udała (z naciskiem na słowo jeszcze), ale wiele wskazuje na to, że uda się latem przyszłego roku. Za ile? Tego jeszcze nie wiemy, ale na pewno Borussia nie sprzeda go za waciki, bo jak mówi Lothar Matthaeus, skoro Manchester United wydał na Pogbę 105 milionów euro, to Borussia powinna otrzymać za Aubameyanga 150 milionów euro.

Manchester United wydał na Pogbę 105 milionów euro, więc Borussia powinna otrzymać za Aubameyanga 150 milionów euro. Lothar Matthaeus

4. Sytuacja w Bayernie Monachium

Bayern Monachium miał w tym sezonie momenty zarówno chudsze, jak i tłustsze. Tego nie wolno negować i to kibice w Monachium powinni zaakceptować. Dlaczego więc umieszczamy mistrza Niemiec w rubryce na plus? Po pierwsze dlatego, że wyniki pod wodzą nowego trenera – Carlo Ancelottiego, jakoś znacznie się nie pogorszyły, bo monachijczycy są liderem tabeli, a ostatni mecz z RB Lipsk pokazał ich ogromną moc.

Ważniejsze jest jednak to, co działo się w gabinetach działaczy. A tutaj nudno nie było. Bayern Monachium jesienią przedłużył kontrakty z ważnymi dla siebie piłkarzami: Robertem Lewandowskim, Franckiem Riberym, a także Rafinhą, a nowym-starym prezydentem klubu został Uli Hoeness, który zapowiada budowanie zespołu w oparciu o głównie niemieckich piłkarzy, a także przynosi szczęście na boisku, ponieważ z nim za sterami Bayern nie przegrał 54 kolejnych meczów.

Nowym-starym prezydentem Bayernu został Uli Hoeness, który zapowiada budowanie klubu w oparciu o głównie niemieckich piłkarzy, a także przynosi szczęście na boisku, ponieważ z nim za sterami Bayern nie przegrał 54 kolejnych meczów.

5. Młodzi ciągle siłą Bundesligi

Nie będziemy już pisać o niemieckim systemie szkolenia, o tym, jak pracuje się z młodymi piłkarzami za naszą zachodnią granicą. To wszystko doskonale wiecie i nie ma sensu powielać opinii, które wielu kibiców ma w jednym paluszku. Ten sezon Bundesligi pokazał jednak, że młodzi, ciągle jeszcze uczący się gracze w Niemczech szybko dojrzewają i są bardzo ważną częścią niemieckich rozgrywek.

Aby potwierdzić tę tezę, weźmy pod lupę kilku z nich (bo gdybyśmy mieli analizować każdego z osobna, ten punkt nadawałby się na solidną doktorską rozprawę). W Borussii mamy przebojowego Ousmane’a Dembele, który hula na skrzydle niczym halny w Tatrach i gdyby nie jego metryki, nie postawilibyśmy złamanego centa na to, że nie ma jeszcze skończonych 20 lat. W Bayernie świetną rundę rozegrał Joshua Kimmich, który w ostatnich kilkunastu miesiącach wykonał postęp, który dla innych młodych graczy powinien być wzorem do naśladowania. RB Lipsk to z kolei bohater zbiorowy, ponieważ jest to najmłodsza drużyna w lidze, a w składzie ma kilku uznanych już graczy, jak m.in. Timo Werner. A to jest dopiero wierzchołek góry lodowej.

Na minus:

1. Najwięksi zawodzą

Posłodziliśmy, pochwaliliśmy, teraz czas na mniej przyjemną część. Jak każde rozgrywki, te również miały swoich „antybohaterów”. Zacznijmy od tych, po których mało kto się tego spodziewał. Schalke, Bayer, Borussia Moenchengladbach, Wolfsburg, nie mówiąc już o HSV czy Werderze – co łączy te wszystkie ekipy? Rozczarowywały one w mniejszym bądź większym stopniu, dziś zmagają się z różnymi problemami i wiosną będą musiały stoczyć bardzo mocną walkę o europejskie puchary (Bayer czy Schalke) lub chyba jedynie o zachowanie twarzy (Wolfsburg, Borussia Moenchengladbach).

2. Ekstraklasa bis

Przyglądając się sytuacji trenerów w Bundeslidze w tym sezonie, nie sposób nie odnieść wrażenia, że działacze śledzą ekstraklasę i czerpią z niej wzorce. Niestety te negatywne. Chodzi o częste roszady szkoleniowców. W trwającej kampanii zwolnionych zostało siedmiu trenerów, co jest wynikiem w pewien sposób historycznym, bo już dawno na tym etapie sezonu tylu szkoleniowców nie żegnało się z pracą (ostatni w miarę podobny sezon to 2009/2010, kiedy do przerwy zimowej pracę straciło sześciu trenerów).

W trwającym sezonie Bundesligi zwolnionych zostało siedmiu trenerów, co jest wynikiem w pewien sposób historycznym, bo już dawno na tym etapie sezonu tylu szkoleniowców nie żegnało się z pracą (ostatni w miarę podobny sezon to 2009/2010, kiedy do przerwy zimowej pracę straciło sześciu trenerów).

Wszystkie zwolnienia wiązały się z mniejszym bądź czasami ogromnym rozczarowaniem co do osiąganych wyników. Kilka roszad przyniosło jednak zamierzony skutek, bo wyniki poprawiło m.in. Ingolstadt czy HSV, choć tam progres przyszedł dopiero niedawno.

3. Jesienne zamieszanie w HSV

Jesteś tak dobry, jak ostatni mecz – gdybyśmy mieli sztywno trzymać się tego powiedzenia, nie powiedzielibyśmy złego słowa na hamburczyków, bo ci ostatnio mają bardzo udane dni. Na cztery ostatnie mecze trzy razy wygrali i zanotowali tylko jedną porażkę (z Mainz). Sęk w tym, że do grudnia (bo właśnie wtedy odnieśli swoje pierwsze zwycięstwo w sezonie) nie wygrali ani jednego spotkania, a przez kilka tygodni jechali w dół równią pochyłą.

Najpierw ogromne nadzieje i spore transfery (włącznie z najdroższym transferem w historii – Filipem Kosticiem), potem rozczarowujący początek sezonu i zmiana trenera z Bruno Labbadii na Markusa Gisdola, kolejne rozczarowania, aż wreszcie przełomowe zwycięstwo w Darmstadt, które pociągnęło machinę dobrych rezultatów – tak w skrócie można opisać jesień 2016 roku w Hamburgu. Żeby było mało, równie duży marazm panował w gabinetach właścicielskich (HSV jesienią bezskutecznie szukało dyrektora sportowego, na celowniku miało wielu kandydatów), a światełkiem nadziei i zarazem wielką ulgą dla fanów było odejście nielubianego i obwinianego za kryzys ostatnich lat szefa HSV – Dietmara Beiersdorfera, którego zastąpił Heribert Bruchhagen, do niedawna pracujący w Eintrachcie Frankfurt.

https://www.youtube.com/watch?v=q8UCPC-O1eI

4. Darmstadt, czyli jak szybko rozmontować zespół

Letnie transfery (m.in. Wagnera do Hoffenheim, Rauscha do FC Koeln, Rajkovicia do Palermo czy Mathenii do HSV) kazały nam sugerować, że Darmstadt będzie kandydatem numer jeden do spadku. Początek sezonu dawał kibicom z Hesji nadzieję, że stanie się jeszcze większy cud niż wtedy, kiedy Darmstadt weszło do Bundesligi i kiedy utrzymało się jako beniaminek. Końcówka sprowadziła jednak wszystkich brutalnie na ziemię, a seria ośmiu z rzędu porażek i spadek na ostatnie miejsce w tabeli ze stratą pięciu punktów do szesnastego HSV mogą być impulsem dla tych, którzy chcieliby już teraz postawić na spadek Darmstadt.

Darmstadt jest na ostatnim miejscu w tabeli ze stratą pięciu punktów do szesnastego HSV.

Dokonać prawie niemożliwego – takie zadanie ma nowy trener Torsten Frings. Były utytułowany reprezentant Niemiec jest już zahartowany, jeśli chodzi o trudne wyzwania, ponieważ kiedy był asystentem Viktora Skripnika w Werderze Brema, musiał co roku bić się o utrzymanie. Czy jednak te doświadczenia, ogromna ambicja i wola walki, którą imponował za czasów gry w piłkę, wystarczą, aby dokonać rzeczy bardzo trudnej? Wydaje się, że bez kadrowej rewolucji zimą ewentualne powodzenie tej misji może być uznane za ósmy cud świata.

5. Trudny okres Draxlera

To był trudny czas dla Juliana Draxlera. Uznawany kilka lat temu za ogromny talent wychowanek Schalke w ostatnich miesiącach grał często, ale na boisku sprawiał wrażenie zawodnika, który myślami jest już poza klubem, bo praktycznie nic pozytywnego nie wnosił do gry popularnych „Wilków”. Nic więc dziwnego, że obrywało mu się również od kibiców, którzy w meczu z Herthą urządzili mu taki koncert gwizdów, który można porównać chyba tylko do tego, jaki otrzymał Mario Goetze, kiedy wracał w barwach Bayernu do Dortmundu, bądź Luis Figo wracający w barwach Realu na Camp Nou.

https://www.youtube.com/watch?v=gyqCVcqPCEY

Obrywało mu się nie tylko za grę, lecz zwłaszcza za próbę wymuszenia transferu latem. Wtedy się nie udało, ale tuż po zakończeniu rundy gruchnęła wiadomość, że oto PSG będzie jego nowym klubem. Niemiec dopiął więc swego i odszedł do nowego zespołu. Inną kwestią pozostaje to, czy jest to dobry wybór, bo jeżeli miałby utrzymać niski poziom gry w nowych barwach, może przepaść już na dobre jak kamień w wodę.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze