MU i Chelsea w finale FA Cup


W Premiership na całego rozgorzała walka o jak najwyższe lokaty. MU z Chelsea grają na czterech frontach, Arsenal odpiera ataki przeciwników, a Charlton i Sheffield toczą bój o ligowy byt na następny sezon.


Udostępnij na Udostępnij na

Tym bardziej zaskakuje spotkanie Middlesbrough z Aston Villą. „The Villans” nie walczą już o nic w tym sezonie, a mimo to odnieśli kolejne wyjazdowe zwycięstwo, tym razem nad dobrze dysponowana ekipą Garetha Southgate’a. Najlepszy na boisku był zdecydowanie Gabriel Agbonlahor, który ma duże szansę na miano odkrycia sezonu. Mimo, że nie strzelił żadnej z trzech bramek, swoimi rajdami wielokrotnie siał popłoch w szeregach gospodarzy. Grający jak na razie w angielskiej młodzieżówce piłkarz urodzony w Namibii może w przyszłości stać się wielką gwiazdą europejskiej piłki.

West Ham nie wykorzystał swojej szansy na walkę o utrzymanie i już praktycznie na 100% zagra w następnym sezonie w The Championship. Natomiast poprzez zwycięstwo aż 3:0 w tym spotkaniu duży krok w kierunku utrzymania poczynili zawodnicy Sheffield. Już od pierwszych minut ruszyli do ataku, jednak pierwsza bramka padła dopiero w 39 minucie pierwszej połowy. W drugiej odsłonie spotkania gospodarze zdecydowanie dominowali na boisku, co udokumentowali jeszcze dwoma trafieniami. „Szable” tym samym wyprzedziły o dwa punkty Charlton, który poległ na Goodison Park w nieprawdopodobnie dramatycznym meczu. Do 81. minuty ekipa z Londynu broniła się nie tyle wzorowo, co szczęśliwie, ale właśnie wtedy sposób na Scotta Carsona znalazł Joleon Lescott. Nadzieje na ten ważny jeden punkt odżyły w drużynie gości w ostatniej minucie spotkania, kiedy niezawodny Darren Bent wykorzystał podanie Hollanda. Jednak jeszcze przed końcem spotkania gospodarze przeprowadzili jeszcze jeden atak, dzięki któremu awansowali na piąte miejsce w tabeli, a Charlton został wyprzedzony przez Sheffield United. A wszystko za sprawą lewej nogi Jamesa McFaddena.

Z owej piątej lokaty spaść musiał Bolton, który definitywnie przegrał batalię o Ligę Mistrzów z Arsenalem. „Kanonierom” wreszcie udało się wygrać, jednak bramki strzelali tylko pomocnicy i to dość przypadkowo. O niemocy strzeleckiej napastników najtrafniej wypowiedział się komentator stacji SkySports, po kolejnej zmarnowanej sytuacji Adebayora: Gdyby to był Henry, piłka właśnie lądowała by w siatce. Może lekarstwem na to byłby powrót na Ashburton Grove Nicolasa Anelki? Francuz trafił do siatki gospodarzy już w 10. minucie spotkania, a w pierwszej rundzie jeszcze dwa razy pokonał Jensa Lehmanna. 28-letni zawodnik jest w formie i już nikt nie pamięta mu chyba wybryków z młodości. No chyba, że Arsene Wenger…

Świetne spotkanie oglądaliśmy na JJB Stadium, gdzie będący w kiepskiej formie Wigan podejmował ekipę Tottenhamu, która w czwartek pożegnała się z Pucharem UEFA po remisie 2:2 z Sevillą. W niedzielnym spotkaniu już po czterech minutach na tablicy świetlnej widniał wynik 1:1. Najpierw wynik, ku uciesze gospodarzy, otworzył głową Emile Heskey, ale już w następnej akcji meczu udało się wyrównać Bułgarowi Berbatowowi. Kolejna wymiana ciosów miała miejsce po pół godzinie gry. Leighton Baines popisał się mierzonym strzałem sprzed pola karnego. Jednak już pięć minut później faulowany w polu karnym był Jenas, a Robbie Keane doprowadził do wyrównania. Ostatnia runda tej batalii miała miejsce między 59. a 68. minutą spotkania. Ponownie na prowadzenie wyszli gospodarze, tym razem za sprawą Kevina Killbane’a, a już parę chwil później wyrównał ponownie Irlandczyk Keane. Było to świetne spotkanie drużyn z dwóch biegunów. Wigan nadal walczy o utrzymanie, a podopieczni Martina Jola o start w Pucharze UEFA.

Półfinały Pucharu Anglii

Dwaj najwięksi mocarze ligi – czyli Manchester United i Chelsea – tym razem nie grali w lidze, walcząc o grę w finale Pucharu Anglii. „Czerwone Diabły” bez większych problemów rozgromiły Watford pod batutą tercetu: Rooney, Ronaldo i Smith. Tomasz Kuszczak intensywnie się rozgrzewał jednak szansy na występ nie dostał, bowiem niemiłosiernie obijany Edvin van der Sar bronił „do upadłego’.

Dużo więcej problemów mieli podopieczni Jose Mourinho. Gdy w 16. minucie wynik otworzył Lampard, wydawało się, że „The Blues” również łatwo rozprawią się z przeciwnikiem. Ekipa gospodarzy zakasała jednak rękawy i postawiła twarde warunki Londyńczykom. Blackburn udało się wyrównać w 63. minucie za sprawą Jasona Roberta i konieczna była dogrywka. W niej kapitalną akcję przeprowadził rezerwowy Saun Wright-Phillips i wyłożył piłkę Ballackowi, który musiał tylko trafić do pustej bramki. Na uwagę zasługuje powrót po pięciomiesięcznej kontuzji Joe Cole’a. Skrzydłowy Reprezentacji Anglii zagrał naprawdę świetny mecz jak na rekonwalescenta, jednak ciężko mu będzie przebić się do pierwszej jedenastki Chelsea.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze