Ja, Ibra – recenzja


26 maja 2012 Ja, Ibra – recenzja

Sezon ligowy już za nami, Euro dopiero za dwa tygodnie, jest więc trochę czasu na zajęcie się czymś, co umili nam oczekiwanie na czerwcowy turniej. Proponujemy lekturę publikacji, o której już od dłuższego czasu jest głośno. Zresztą całkiem słusznie.


Udostępnij na Udostępnij na

Książka, w przeciwieństwie do zalewających nas ostatnio miernej jakości biografii wszelakich topowych zawodników, już na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie porządnej. Okładka jest bardzo estetyczna, papier dobrej jakości, a czcionka niepowiększona. Wszystko jest tak, jak być powinno w solidnie wydanej publikacji. No dobrze, napatrzyliśmy się na szatę graficzną, teraz czas na czytanie. O to przecież w tym wszystkim chodzi.

Ja, Ibra – okładka książki wydanej przez Sine Qua Non
Ja, Ibra – okładka książki wydanej przez Sine Qua Non (fot. inf. prasowa)

Zaczynamy. Szybko, łapczywie otwieramy książkę, kartkujemy, póki nie natrafimy na blok tekstu, i czytamy. Hmm… Coś jest nie tak. O co chodzi? Dlaczego to wszystko jest tak słabo napisane? Znów kartkujemy, aż w końcu odkrywamy tajemnicę. Kilka pierwszych stron to przedmowa prezesa polskiego fanklubu AC Milan. Przedmowa mierna, taka, którą można z czystym sumieniem sobie odpuścić. Docieramy do właściwego początku książki i jest już lepiej. Widać, że redakcją zajął się człowiek biegły w swoim fachu. Pierwsza strona, druga, dziesiąta, pięćdziesiąta. Cholera, trzeba przestać, trzeba iść spać. Ale jak tu spać, kiedy zamiast tego można czytać? Już zdradziłem tajemnicę, nie zostawię jej na koniec – książka jest dobra. Naprawdę dobra.

Z pewnością każdy z was czytał wiele biografii piłkarzy. Pele, Maradona, Zidane, Xavi i milion innych graczy doczekało się książek na swój temat. Zazwyczaj nie są one złe, akurat takie, żeby przypomnieć sobie karierę zawodnika, jego największe osiągnięcia, najpiękniejsze gole. Do tego może garść informacji o rodzinie i koniec. Wszystko utrzymane w cukierkowo-laudacyjnym stylu, wszystko takie jakby naiwne. Bo przecież połowa czytelników nie zauważy, że w historii jest jakaś dziura, że pominięto coś ważnego. Kluczowe nie jest przedstawienie dokładnego obrazu – kluczowe jest przedstawienie obrazu pozytywnego. Właśnie to odróżnia książkę niezłą od dobrej. Niezła opowiada, dobra tłumaczy. Tak jak wspomniałem, „Ja, Ibra” to książka zdecydowanie dobra.

Zlatan nie koloryzuje, otwarcie i bez skrępowania mówi o rzeczach, o których inni by nie wspomnieli. O tym, że w dzieciństwie kradł nie dlatego, że był biedny – dlatego, że to dawało mu dreszczyk emocji. Mówi o tym, że prześladował kolegów, że wraz ze swoją paczką bił Bogu ducha winnych ludzi tak, że nie jest pewny, czy wychodzili z tego cało. Mówi o problemach rodzinnych – ojcu alkoholiku, wiecznie przepracowanej matce, która nie miała czasu dla swoich dzieci, o siostrze narkomance. Nie przebiera w słowach, nie rzuca komunałów. Analizuje. Można odnieść wrażenie, że ta książka to jego rozliczenie z przeszłością. Opowiadając dziennikarzowi swoją historię, Zlatan sam sobie to wszystko układa w głowie. I jest bardzo bystry, świetnie potrafi łączyć fakty, dostrzegać zależności i porządkować je tak, by dało się je ogarnąć. Czytając autobiografię, siedzimy w głowie „Ibry” i razem z nim wędrujemy od momentu, gdy jemu, małemu, biednemu chłopcu, ktoś ukradł ukochany rowerek, do chwili, gdy ten sam chłopczyk, już dorosły, wysiada wraz ze swoją partnerką i dwoma synami z prywatnego samolotu i na czerwonym dywanie opowiada dziennikarzom, że da ich drużynie upragnione mistrzostwo. Śledzimy powolny i bolesny proces dorastania wiecznego chłopca, który w ciągu dziesięciu lat z podlotka grającego całymi nocami w Call of Duty i jedzącego płatki kukurydziane zmienił się w faceta z klasą, dobrymi manierami i charakterem twardym jak skała. Ale ciągle grającego w Call of Duty.

Mało jest książek, które tak dobrze tłumaczą nam to, jak funkcjonuje świat futbolu. Aj, nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak szalenie skomplikowanymi operacjami są transfery! To niesamowite, bo nam wydaje się, że to wszystko odbywa się przy stole, w obecności prawników i działaczy, którzy po dżentelmeńsku ustalają cenę i warunki zawarte w umowie. Nic z tych rzeczy, „Ibra” pokazuje nam, że to wszystko jest zupełnie inne. Trochę straszne, trochę zabawne i na pewno bardzo interesujące. Agenci to prawdziwe bestie, prezesi klubów zresztą też. Cała ta karuzela z piłkarzami w tle to istne szaleństwo, podobnie jak wiele innych, na pierwszy rzut oka będących w doskonałym ładzie, części składowych futbolu. Zlatan nie ma skrupułów. Tłumaczy wszystko, opowiada o nieuczciwych prezesach, o łamaniu kariery młodym zawodnikom, o wystawianiu do wiatru ludzi pokroju Silvio Berlusconiego.

Mimo że Szwed Barcelonie w swojej autobiografii poświęca stosunkowo mało miejsca, idę o zakład, że to właśnie fani klubu z Camp Nou dowiedzą się najwięcej ciekawych rzeczy o swojej ukochanej drużynie. Zlatan oczywiście potwierdził to, co mówiło wielu graczy odchodzących z Katalonii – „Blaugrana” to sekta, w której prawdziwą szansę dostają tylko oddani Guardioli wychowankowie. Ludzie z zewnątrz mają znacznie, znacznie trudniej. „Ibra” opowiada o Pepie w sposób trochę beznamiętny. Krytykuje go, ale można odnieść wrażenie, że trener Barcelony jest mu bardzo obojętny. No bo poza jednym czy dwoma incydentami ścieżki obu panów się zbyt często nie krzyżowały. Szkoleniowiec ignorował napastnika, napastnik nie był w stanie nawiązać kontaktu – i tak to wszystko trwało. A gdy w czasie przedsezonowych przygotowań snajper zapewnił Guardiolę, że ma zamiar walczyć o miejsce w składzie za wszelką cenę i nieważne, z jakiego pułapu wystartuje, Pep dał mu do zrozumienia, iż niezależnie od wszystkiego jest w Barcelonie skreślony.

Nie myślcie jednak, że ta książka to publikacja pełna tylko krytyki. Nic z tych rzeczy. Szwed bardzo chwali swoich boiskowych kolegów, o praktycznie każdym ma dobre zdanie. Niechlubnymi wyjątkami są Rafa van der Vaart, z którym Zlatan był mocno skonfliktowany w Ajaksie, i Freddy Ljundberg, którego napastnik tak bardzo nie lubi, że nawet nie podaje jego imienia, ograniczając się do zwrotów w rodzaju „ten z Arsenalu”. Największym boiskowym przyjacielem „Ibry” był, jest i chyba zawsze będzie Maxwell. Obaj grali razem z Ajaksie, Interze i Barcelonie. Bardzo się polubili. Brazylijczyk w pewnym momencie uratował Szweda przed niechybną chorobą żołądka albo poważną awitaminozą. Napastnik całymi miesiącami jadł na zmianę tosty i płatki. Maxwell go uratował – zabrał do siebie, dał nocleg i nauczył gotować. Takich historyjek w autobiografii znajdziecie sporo. O tym, że Zlatan zakładał się z Henrym, czy Guardiola danego dnia spojrzy na Szweda, o tym, że dzięki bójce na treningu Ibrahimović stał się wielkim przyjacielem Patricka Vieiry, o przyjaźniach zawiązywanych poprzez granie online w gry konsolowe.

I wiecie co jest najgorsze? Że Zlatan to fajny gość. Przed lekturą książki go nie lubiłem, nie trawiłem jego stylu bycia, wypowiedzi, zachowania w określonych sytuacjach. Ale teraz niestety to się zmieniło. To skromny facet, który więcej pisze o swoich porażkach niż sukcesach. Gdy go poznacie, zrozumiecie, jak długą drogę przeszedł. Zaczynał, śpiąc na podłodze domu ojca alkoholika w gettowej dzielnicy Malmoe. Skończył w kilkusetmetrowym apartamencie w centrum Mediolanu. W tej bajce nie ma wróżek. Jest ciężka praca. Jest pot i łzy. 

Przeczytajcie. Tylko tyle.

Komentarze
~Rudinho09 (gość) - 12 lat temu

Biografie CR czy Rooneya to typowe
czytadla,ksiazka,ktorej 300 stron czyta sie w jeden
wieczor,ksiazka o Messim to tragedia i
nudziarstwo,podobnie jak w biografii Maradony, polowa
to opis ustroju w Argentynie. Po ksiazke Ibry chetnie
siegne, a w kolejce jest jeszcze Mourinho i Iker
Casillas. Ja ze swojej strony polecam 'David Beckham.
O sobie'

Odpowiedz
~... (gość) - 12 lat temu

Co do maradony prawda ,ale messiego? Dobra
niezachwyca ,ale nie jest źle.. Według mnie
zadużo książek..

Odpowiedz
~Under (gość) - 12 lat temu

Książka o Giggsie jest niezła, choć fakt, że to
głównie takie streszczenie kariery, anegdotki itp.

Odpowiedz
~Kubson120 (gość) - 12 lat temu

Swietna ksiazka.Moze bylo pare przeklenstw ale cotam
naprawde kapitalna ksiazka
polecam

Odpowiedz
~:ukas (gość) - 12 lat temu

A ja polecam "Spalonego" A. Iwana. To dopiero
książka.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze