Alkohol stanął im na drodze


29 października 2014 Alkohol stanął im na drodze

W mediach jak zwykle słychać o alkoholowych ekscesach niektórych piłkarzy. Niedawno żyliśmy sytuacją Dawida Janczyka, który ostatecznie jednak wrócił do gry, ku uciesze kibiców. Wszystko da się pokonać, a nasz snajper nie był przecież jedynym, który miał ten problem. W historii było wielu zawodników, którzy wpadli po prostu w nałóg. Jedni z tego wyszli, inni nie mogli sobie z tym poradzić.


Udostępnij na Udostępnij na

Jeżeli mówimy o piłkarzach alkoholikach, nie sposób nie wspomnieć o Paulu Gascoigne. Popularny „Gazza” bardzo szybko wspiął się na szczyt. Od zawsze słynął z ogromnego zaangażowania na boisku, ale również z ekscentrycznego zachowania. Był uważany za jednego z najlepszych napastników na Wyspach. Problemy zaczęły się, gdy grając w Tottenhamie, zerwał więzadła krzyżowe i musiał odpocząć kilkanaście miesięcy od piłki. Po powrocie przeszedł do Lazio Rzym, gdzie od razu stał się gwiazdą, ale po pewnym czasie zaczął mieć coraz większe problemy z alkoholem. Stał się bardziej skandalistą niż piłkarzem. We Włoszech został zapamiętany jako zwyczajny pajac i człowiek, który bardzo często był pod wpływem. Następny rozdział to Glasgow Rangers, gdzie jego gra również wyglądało jak poprzednio. Na początku się wypromował, grał świetnie, później jego życie zamieniło się w jedną wielką imprezę. Dowód? Na wódkę wydawał wtedy nawet kilka tysięcy funtów miesięcznie. Grał na mundialu 1990 i mistrzostwach Europy 1996. Na francuskie mistrzostwa globu nie powołał go Glen Hoddle, który wiedział o słabościach genialnego napastnika. Wtedy Gascoigne po pijaku zdemolował pokój. Od tamtej pory znajdował się na równi pochyłej. Zakończył karierę w 2004 roku, będąc już po kilku nieudanych odwykach. Rok później dostał szansę trenowania małego amatorskiego klubiku, ale został zwolniony, gdy często przychodził pijany na treningi. Później było jeszcze gorzej. Trzy razy próbował popełnić samobójstwo. Niedawno mówiło się, że Anglik jest już bliski śmierci, nie potrafiąc sobie poradzić z alkoholem. To przykład człowieka, który nie tylko przegrał swoją karierę, ale również swoje życie.

Innym znanym piłkarzem z Wysp, który nie stronił od zakrapianych imprez, jest słynny George Best. Jeden z najlepszych piłkarzy w historii piłki nożnej, mógł stać się jeszcze lepszym. No właśnie –  mógł, gdyby nie skłonność do alkoholu. Wybitny skrzydłowy, który w piłce praktycznie osiągnął wszystko. Już w młodym wieku trafił do Manchesteru United, gdzie wypłynął na szerokie wody. Po jakimś czasie stał się mniej więcej tym, kim kilka lat temu był David Beckham. Nie tylko świetnie grał w piłkę – był też propagatorem mody i typowym playboyem. Bardziej niż grę uwielbiał liczne imprezy. Wypowiedział kiedyś dwa zdania, które opisują jego życie. Jedno z nich dotyczy pieniędzy: – Wydałem dużo pieniędzy na wódę, babki i szybkie samochody. Resztę po prostu roztrwoniłem.
Z gwiazdy na boisku stał się nią w mediach, co zdecydowanie go przerosło. Kilka razy zdecydował się zakończyć karierę. O swoim życiu powiedział kiedyś: – W 1969 roku rzuciłem kobiety i alkohol. To było najgorsze 20 minut w moim życiu. Kilka razy próbował wracać, jednak nie dał rady. W 2005 roku trafił do szpitala z powodu infekcji nerek. Media opublikowały jego zdjęcie z napisem: „Nie umierajcie tak jak ja”. Odszedł 25 listopada 2005 roku.

Innym Brytyjczykiem znanym z ekscesów był Paul Merson. Większość swojej kariery spędził w Arsenalu Londyn. Od samego początku miał w głowie bardziej imprezy niż piłkę. Piłkarzem był niezłym, ale co z tego. Od zawsze pił praktycznie z każdym. Najwięcej z Paulem Gascoignem. Wielokrotnie mieszał się w kłopoty, nie tylko pijany, ale również pod wpływem narkotyków. Po dwunastu latach spędzonych na Highbury został zawieszony jako jeden z pierwszych piłkarzy. Później tułał się po mniejszych klubach, nadal kontynuując swoje ekscesy. Nie przestał praktycznie nigdy. Po zakończeniu kariery np. wjechał do ogrodu Davida Seamana po wypiciu kilkunastu piw. Sam przyznał, że zniszczył swoją karierę i przepraszał wszystkich, których skrzywdził, lecz gdy się otrząsnął, było już za późno.

Tony Adams to żywa legenda „Kanonierów”. W wieku 21 lat został już kapitanem zespołu. To było dla niego za szybko, gdyż zaczął coraz bardziej szaleć. W wieku 24 lat został skazany na dwa miesiące więzienia za jazdę po pijanemu. Klub stanął za nim murem, ale piłkarz nie wykorzystał tego. Po powrocie nadal grał świetnie, ale więcej słychać było o jego pijackich wyczynach. Po kilku latach otwarcie przyznał się do swojej choroby i przeszedł udaną rehabilitację, a jego życie przewróciło się do góry nogami. Nagle został wielkim zwolennikiem abstynencji. Opowiadał o swoich problemach i pomagał w leczeniu innych piłkarzy. Otworzył również klinikę dla osób leczących się z alkoholizmu. Zrozumiał swoje błędy i zmienił swoje życie, przez co dziś nazywany jest prawdziwym bohaterem.

Pewnego rodzaju doping prowadził w przeszłości Lew Jaszyn. Najwybitniejszy prawdopodobnie bramkarz w historii piłki nożnej przed każdym swoim wyjściem na murawę pił przynajmniej kieliszek wódki. Robił to zawsze. I zawsze pomagało mu to w genialnej formie. To mimo wszystko bardzo łagodny przypadek.

Takich przykładów jest wiele również w Polsce. Pomijając nawet Dawida Janczyka. Największym spośród polskich piłkarzy alkoholików był chyba Andrzej Iwan, jeden z najlepszych polskich piłkarzy lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Jest legendą Wisły Kraków aż do dziś, ale już od samego początku miał dwie równorzędne pasje: piłkę i alkohol. Pochodził z małej wioski, a nagle stał się znany w całej Polsce. Okazało się, że to najgorsze, co mogło mu się przytrafić. Było w jego życiu kilka tygodniu, w których nagle przepadał w knajpach, a potem nagle pojawiał się na meczu i strzelał w nim bramki. I tylko to gwarantowało mu dalsze pozostanie w zespole. I tak przez całą karierę. Po zakończeniu grania był m.in. kierownikiem Wisły, ale niedługo, bo przed jednym ze spotkań upił się do nieprzytomności i zniknął. W 2002 roku trafił do ośrodka dla psychicznie chorych, gdzie spędził dwa miesiące. O swoim życiu opowiadał jak o meczu. Ja kontra ja – tak przedstawiał swoją walkę o powrót do normalności. W końcu mu się udało.

W tamtych latach pili praktycznie wszyscy, jak teraz mawiają byli piłkarze. Jednym z najbardziej znanych był Mirosław Okoński, który był genialnym technikiem, swoją lewą nogą potrafił zrobić praktycznie wszystko, ale poza grą uwielbiał zabawy. Kiedyś mówiono, że „gdy Okoń się bawi, cały Poznań się bawi”. Tylko niesamowity talent ratował jego karierę. Często potrafił znikać na tydzień i przybywać tylko na mecz. Kiedyś pojawił się po tygodniu „baletów” na meczu Legii na ogromnym kacu. Do przerwy jego Legia przegrywała 0:2, aż w końcu przerwie „Okoń” został ściągnięty z trybun, wszedł na boisko, strzelił dwie bramki i wypracował zwycięskiego gola. Niestety pić nie przestał nigdy. Kilka lat temu został skazany na ponad rok więzienia za prowadzenie auta po pijaku.

Innym piekielnie utalentowanym chłopakiem, z bardzo podobną historią, był Wojciech Kowalczyk. Znany dziś ekspert Polsatu Sport jeszcze za nastolatka grał tak, że poważnie zainteresowała się nim m.in. Barcelona. Janusz Wójcik mówił o nim, że można go porównać z Kazimierzem Deyną i Włodzimierzem Lubańskim. U niego sytuacja była jednak zgoła inna. Pochodził z domu, w którym piło się dużo, a on również nie chciał zmieniać domowych nawyków. Uwielbiał imprezy i alkohol, a piłka nożna, w odróżnieniu od innych, była na początku jego hobby. Potrafił po całonocnej zabawie wyjść na boisko i strzelać bramki jak na zawołanie. W młodym wieku wyjechał do Hiszpanii i grał w Betisie Sevilla. Grał przez sezon na najwyższym poziomie, jednak później został stracony, gdyż jego szefowie mieli dość jego alkoholowych przygód. Dalej kontynuował karierę, ale praktycznie przestał się rozwijać w wieku 23 lat. A jego granie zapowiadało się świetnie. Srebrny medal olimpijski, półfinał Pucharu Zdobywców Pucharów. I na tym się skończyło.

Jednym z najbardziej znanych i dość drastycznych polskich przykładów jest Igor Sypniewski. Cała reszta opisywanych przez nas zawodników coś osiągnęła, mimo przeciwieństw. Popularny „Sypek” zapowiadał się jako ogromny talent, ale co z tego. Bardzo źle zaczęło się dziać w jego życiu w 2002 roku, gdy grając w Wiśle Kraków, nagle po kilku meczach zniknął. Klub tłumaczył, że zawodnik cierpi na depresję, ale już od kilku lat mówiono o jego alkoholowych upodobaniach. Od tamtego czasu jego życie to jedna prawdziwa kompromitacja. M.in.: prowadził samochód pod wpływem, przyszedł pijany na rozmowę o pracę w ŁKS Łódź, brał udział w bandyckich atakach pseudokibiców. Później nie wystarczały problemy związane z boiskiem, to alkohol spowodował jego całkowity upadek. Atakował przechodniów, bił własną matkę, aż w końcu trafił do więzienia. Kluby przeróżne dawały mu szanse, ale jego choroba nie pozwoliła ich wykorzystać.

To tylko najbardziej dosadne przykłady piłkarzy alkoholików. Jednak zawodowców z takimi skłonnościami było całe mnóstwo. Dariusz Dziekanowski, Ernest Pohl, Ernest Wilimowski, Maciej Iwański, Artur Boruc, Sławomir Peszko, Kamil Grosicki – to niektóre polskie przykłady, ale poza naszymi granicami był również cały ogrom takich zawodników. To niestety boli, ale taki jest fakt. Co z tym robić? Trudno powiedzieć. Dawid Janczyk to kolejny z nich, jednak w końcu udało mu się pokonać alkohol i znów stanął na nogi.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze