Spłaszczona tabela ekstraklasy. Poziom rośnie czy maleje?


Półmetek sezonu zasadniczego i dwunastu teoretycznych kandydatów do spadku

26 października 2016 Spłaszczona tabela ekstraklasy. Poziom rośnie czy maleje?
Grzegorz Rutkowski

Powoli kończy się październik. W teorii powinniśmy móc już określić, które zespoły na poważnie włączą się do walki o mistrzostwo Polski oraz wskazać, kto od samego początku sezonu musi starać się oszukać przeznaczenie w postaci spadku z ekstraklasy. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna, wygląda na to, że praktycznie każda ekipa przystąpi do ligowej wiosny z jednym celem – awansem do grupy mistrzowskiej po trzydziestu kolejkach.


Udostępnij na Udostępnij na

W Europie nie ma już słabych drużyn – ten wyświechtany frazes, który jest używany przez naszych krajowych trenerów po zawstydzających porażkach w pierwszych rundach eliminacji do Ligi Mistrzów i Ligi Europy, z łatwością można przenieść na polskie poletko ligowe. Przed sezonem zapowiadano przecież, że niezagrożona w walce o mistrzostwo będzie Legia, zdecydowanie za słabe na najwyższy krajowy poziom są Górnik Łęczna i Korona Kielce, a całej reszcie sezon ułoży się w zależności od różnych losowych wypadków. Jak na razie nie sprawdziło się z przewidywań nic. Nie ma nikogo, kto jednoznacznie zasługiwałby na spadek, obrońcy tytułu brak w nawet szerokiej czołówce, a na podium jest tylko jeden zespół, którego można się było tam spodziewać – mowa o liderującej Lechii.

Słabość siłą „dołów tabeli”

Wisła Kraków i Korona Kielce to zgodnie z układem tabeli dwa najsłabsze obecnie kluby w naszej lidze. O dynamice zmian niech świadczy fakt, że jeszcze pięć kolejek temu obie ekipy dzieliło 11 punktów i 12 pozycji w tabeli. Teraz przy korzystnym układzie innych spotkań jedno zwycięstwo może spowodować awans dokładnie w środek stawki. Wymowne. „Białą Gwiazdę”, która od ponad miesiąca nie znalazła rywala zdolnego do jej pokonania, słabość innych ekip niesamowicie podbudowała pod względem moralnym. Trochę mniej szczęścia i woli walki przyczyniłoby się do oglądania reszty stawki z dystansu, który mógłby być nie do nadrobienia.

Kielczanie z kolei, mimo zawstydzającej serii porażek, mogą mieć w pamięci, jak solidnie punktowali na początku sezonu, przez co w każdej chwili mogą przełamać potężny kryzys. Obecnie zespół w niczym nie przypomina tej bandy sprzed kilku kolejek, teraz to raczej grupa facetów, która z każdym kolejnym meczem utwierdza się w przekonaniu, że nie jest zdolna do walki z kimkolwiek na tym poziomie. O skreślaniu „Złocisto-krwistych” nie może być jednak mowy.

Tak małych różnic po 13 kolejkach nie było dawno, w ostatnich latach „czerwoną latarnię” od okolic podium zawsze dzieliła dwucyfrowa strata.

Dwa kolejne przypadki to Ruch Chorzów i Górnik Łęczna. Ci pierwsi po niezłym początku szybko wylądowali na dnie, ale po ostatnim przekonującym zwycięstwie z Koroną mocno poprawili sobie humory i uwierzyli w swoje możliwości. Początkowy kac po utracie Mariusza Stępińskiego minął, świetnie radzi sobie Jarosław Niezgoda, który nareszcie zaczyna pokazywać swój olbrzymi potencjał, dzięki któremu za kilka lat może podążyć drogą niewiele starszego kolegi. Górnicy grający obecnie na stadionie w Lublinie od samego początku kręcili się w dolnych stanach ekstraklasy, nie dając jednak powodów do większej krytyki. Jak na swoje skromne możliwości prezentują się nieźle i w tym momencie wyglądają najsolidniej z grona „czternastopunktowców”.

Niespokojnie na górze

Teoretycznie nieco lepsze nastroje powinny panować choćby w ekipach beniaminków. Zarówno Arka Gdynia, jak i Wisła Płock od dłuższego czasu plasują się na dobrych pozycjach w ligowej tabeli. Nie można jednak powiedzieć, że obie ekipy prezentują stabilną formę. Ostatnie porażki sprawiły, że „Nafciarze” są już tylko o punkt przed najsłabszą piątką, a będąca na wysokim, gdyż piątym miejscu Arka ma zaledwie… cztery punkty przewagi nad strefą spadkową. Tak małych różnic po 13 kolejkach nie było dawno, w ostatnich latach „czerwoną latarnię” od okolic podium zawsze dzieliła dwucyfrowa strata.

Vizzlo.com

Jeśli mamy snuć wnioski z samego kształtu tabeli, to szykuje się niezwykle interesujące zimowe okienko transferowe. Żeby nie spaść, trzeba będzie zainwestować. Z takiego założenia wyjdzie zapewne co najmniej kilka klubów. Oczywiście, do końca 2016 roku rozegramy jeszcze siedem kolejek, nic jednak nie zapowiada, żeby płaska tabela nagle się rozwarstwiła. Patrząc pod tym kątem, podział ligi po 30 kolejkach rzeczywiście może gwarantować duże emocje (inna sprawa, czy będą to zdrowe odczucia).

Spokojna wieś i bezsztormowa pogoda

Obecnie najspokojniejsze nastroje panują rzecz jasna w Gdańsku. Lechia jest liderem ze sporą przewagą nad najgroźniejszymi rywalami (cztery punkty nad Jagiellonią i Bruk-Betem, pięć nad Zagłębiem, dwanaście nad Legią i Lechem). Kryzysów nie przewidujemy, dotychczas największą słabością „Biało-zielonych” była zła reakcja na nerwowe momenty w trakcie poprzednich sezonów. Problem ominięto w najrozsądniejszy możliwy sposób, mianowicie nie dopuszczono, by takie sytuacje w ogóle miały miejsce. Zespół punktuje regularnie, stopniowo powiększając przewagę nad peletonem.

Z uśmiechem na ustach spacerują wszyscy członkowie sztabu szkoleniowego Bruk-Betu Nieciecza. Dla nich grupa mistrzowska, do której już w tej chwili mają bardzo blisko, jest absolutnym szczytem marzeń. W Białymstoku nerwowo zrobiło się po ostatnich stratach punktów, w Lubinie powoli wszystko się normuje, ciągle jednak „Miedziowi”nie prezentują tego poziomu z początku sezonu. Z drugiej strony, między czwartym Zagłębiem a piątą Arką jest większa różnica punktowa niż między Arką a ostatnią w tabeli Koroną. Czy trzeba dodawać coś więcej?

Jak to jest z tym poziomem?

Historycznie zwykło się przyjmować, że rosnąca zaciętość rywalizacji na najwyższym szczeblu ligowym idzie w parze z podnoszącym się poziomem rozgrywek. Tezę tę łatwo jednak podważyć, choćby i z powodu gwałtowności „procesu” wyrównania stawki. W dodatku, skoro przed sezonem kluby z Kielc i Łęcznej (rzadziej też z Chorzowa) awizowano jako pewnych dostarczycieli punktów dla całej reszty, wygląda na to, że ich nie najtragiczniejsza postawa prędzej dowodzi o słabości ligowego ogółu. Możemy mieć piękne stadiony, wysokie budżety klubowe, kapitalne opakowanie pod kątem telewizyjnym i środowisko gotowe za ekstraklasę dać się pokroić. Wszystko to jednak bez wyraźnej poprawy poziomu sportowego prędzej zaprowadzi nas na dno, aniżeli w okolicę szczytu europejskiej piłki. Powinni mieć to na uwadze wszyscy możni naszego futbolu, łącznie z nowym (i zapewne nienowym zarazem) prezesem PZPN.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze