Najlepszy ligowiec? Cetnarski


29 listopada 2015 Najlepszy ligowiec? Cetnarski

Derby Krakowa – elektryzujące nie tylko gród Kraka, ale także całą piłkarską Polskę – tuż-tuż. Nastroje, zarówno przy Reymonta, jak i przy Kałuży, niezwykle bojowe. Napięcie sięga zenitu, a typowanie faworyta to niejako wróżenie z fusów. W meczach o takim ciężarze gatunkowym szalę zwycięstwa może przechylić jeden błąd lub jedno genialne zagranie, a o szczyptę geniuszu na boisku będzie miał kto zadbać. Kapustka, Brożek, Rakels, Guerrier i najpoważniejszy z kandydatów Mateusz Cetnarski – w tej chwili, nie bójmy się tych słów, najlepszy piłkarz biegający po ligowych boiskach.


Udostępnij na Udostępnij na

Garść statystyk na początek. Siedem goli, cztery asysty, pięć kluczowych podań. Udział przy golu co 72 minuty. „Ale Nikolić ma więcej!” – odezwą się wszechobecni krytycy. Owszem, ma. Węgier więcej strzela, ale jest to uwarunkowane przez jego boiskową pozycję. Jako typowy lis pola karnego ma wpływ na grę swojej drużyny, ale tylko w najbliższych okolicach bramki przeciwnika. Z kolei Cetnarski to dziś, jakby to zwięźle ujął Franciszek Smuda, „alfa romeo” Cracovii. Człowiek orkiestra i jest to przydomek idealnie skrojony dla byłego piłkarze Śląska, bo jak sam przyznaje, jest wielkim pasjonatem muzyki każdej maści, z wyłączeniem disco polo, a także amatorem perkusji.

Parafrazując biblijny klasyk, „oddajmy Cetnarskiemu, co Cetnarskiego”. Bezapelacyjnie piłkarz Cracovii to jedna z najbardziej barwnych postaci ekstraklasy. Jego koloryt, radość, jaką czerpie z życia osobistego i  zawodowego, wyraźnie przebija się na tle ligowej szarzyzny. Człowiek wielu pasji, szerokich horyzontów. Nie powiela schematów, zawsze potrafi zaskoczyć inteligentną odpowiedzią czy puentą. Nie boi się skrytykować siebie czy kolegów, ale jest daleki od samobiczowania, które z takim uwielbieniem praktykuje chociażby jego kolega z szatni Marcin Budziński. Jeden z niewielu, który ma coś do powiedzenia nie tylko o piłce, choć u naszych ligowców i z tym czasem trudno, ale także o wielu aspektach codziennego życia.  Rozmówca idealny. Trudno się jednak dziwić, Cetnarski miał wątpliwą przyjemność, aby przekonać się, jak kruchy i niepewny może być żywot nie tyle piłkarza, co człowieka.

Sepsa, która zaatakowała jego organizm, mogła nie tylko w brutalny sposób przerwać jego karierę, ale nawet zagrozić życiu. Hart ducha, siła, którą musiał się odznaczyć, aby najpierw pokonać chorobę, a później w ekspresowym tempie wrócić na boisko, wymagają podkreślenia. Życie dało mu popalić, ale on się nie zraził. Wstał, otrzepał się i poszedł dalej. Już choćby z tego powodu Cetnarski jest, dla mnie, postacią wybitną, zasługującą na najwyższe słowa uznania. A powodów, dla których warto byłoby rozważyć zbudowanie Cetnarskiemu niewielkiego pomniczka przy Kałuży, jest więcej.

Cracovia sprzed roku i Cracovia dziś to dwie zupełnie inne drużyny. „Pasy”, które w ubiegłym sezonie niemal do samego końca drżały o utrzymanie, teraz są jednym z kandydatów jeśli nie do mistrzostwa, to z pewnością do podium. Niewątpliwie wielka w tym zasługa trenera Jacka Zielińskiego, który po powrocie z trenerskiej banicji nie dość, że na nowo zdefiniował pojęcie nowej miotły, to jeszcze sukcesywnie wzmacnia pozycję Cracovii w ligowej układance. Wymowna jest chociażby ta grafika, która prezentuje imponujący dorobek „Pasów” w okresie pracy trenera Zielińskiego.

Trenerski warsztat godny pochwały. „Kapitan Zieliński” uratował tonący statek, jakim była Cracovia. Trzeba jednak przyznać, że wybrał sobie do tego bardzo solidnych i rzetelnych współpracowników. Odważnie postawił na młodego Kapustkę, który mimo iż już wcześniej był jednym z podstawowych graczy zespołu prowadzonego przez Podolińskiego, miał wyraźne problemy, gdy przychodziło do gry o sześć punktów. I Kapustka odpłacił się w sposób, jakiego trener Zieliński oczekiwał – stał się wiodącą postacią ofensywy „Pasów”, a swoją dobrą grą zapracował na powołanie do kadry narodowej, w której zanotował prawdziwe „wejście smoka”. Rakels, Jendrisek, Dąbrowski – wszyscy ci piłkarze dostali olbrzymiego kopa wraz z przyjściem nowego trenera, a gdy patrzy się na ich grę, ręce same składają się do oklasków. Jednak gdzieś tam, może nieco poza światłem reflektorów, może odrobinkę w cieniu, jest ktoś, bez kogo cały ten projekt mógłby obrócić się w perzynę. Przedłużenie ręki trenera, piłkarz na tyle inteligentny, aby trzymać pieczę nad całym, tak misternie budowanym planem. Mateusz Cetnarski.

Trio Rakels – Jendrisek – Kapustka imponuje, ale bez swoistego supervisora, w którego rolę wciela się Cetnarski, mogłoby nie być tak skuteczne. To Cetnarski kontroluje tempo gry, decyduje, kiedy przyspieszyć, a kiedy zwolnić. To właśnie on jest mózgiem Cracovii, elementem spajającym układankę w jedną, kompletną całość. Zachowując odpowiednie proporcje, myślę, że Cetnarski to dziś polski Andrea Pirlo. Potrafi wziąć sprawy w swoje ręce i zdobyć decydującą bramkę, ale gdy trzeba nie ma problemu z operowaniem piłką w środku pola, w napędzaniu krakowskiej maszyny z ukrycia. Prawdziwy czarodziej piłki, który wie, jak jej dotknąć, aby ta powędrowała w odpowiednie miejsce. Z futbolówką przy nodze czuje się jak ryba w wodzie. „10”, „6”, „8” – to dla Cetnarskiego tylko cyferki, a nie pozycje na boisku. Jego doskonała technika, opanowanie, boiskowa inteligencja i czucie gry pozwalają mu na grę w każdej strefie boiska. Tym bardziej dziwi fakt, że swoją postawą nie zdobył uznania w oczach Adama Nawałki.

Tak na chłopski rozum, skoro powołania do kadry regularnie otrzymuje Sebastian Mila, to dlaczego nie Cetnarski? Oczywiście, piłkarz Lechii to pomnik w oczach „niedzielnych kibiców”, którzy pamiętają jego gole z Niemcami, Gruzją czy efektowne wejście w meczu ze Szkocją. Ale to było w październiku 2014 roku! Dziś Mila nie jest nawet cieniem samego siebie i trudno oprzeć się wrażeniu, że jest powoływany tylko ze względu na swoją przeszłość, ewentualnie na dobry wpływ, jaki wywiera na reprezentacyjną szatnię. Ale czy Mila to faktycznie człowiek „od atmosfery”? Szczerze, po krążących w sieci filmikach ze stajni „Łączy nas piłka”, jakoś nie bardzo odnoszę takie wrażenie.

Jeśli jednak Adam Nawałka, w kontekście przyszłorocznego Euro, szuka zmiennika, który w kryzysowej sytuacji nada nieco, wybaczcie kolejny cytat wyciągnięty prosto z klasyki polskiej kinematografii, „polotu i finezji”, to Cetnarski wydaje się kandydatem idealnym. Dziś piłkarz Cracovii ma wszystko to, co rok temu miał Mila. Świetny drybling, doskonałe prostopadłe podanie, którym jest w stanie rozedrzeć niemalże każdą defensywę, strzał zza pola karnego, a także dynamikę i mobilność  – to piłkarz, pod względem technicznym, kompletny. Na pewno nie stałby się z marszu kluczową postacią kadry, od której selekcjoner rozpocząłby ustalanie składu na pierwszy mecz europejskiego czempionatu, z prostego powodu – polska liga nie jest w stanie przygotować na 90 minut intensywnej walki na poziomie międzynarodowym. Jednak jako zmiennik, „as w rękawie”, mógłby sprawdzić się doskonale.

Cetnarski to dziś, bezsprzecznie, najlepszy piłkarz, którego dane jest nam oglądać na ekstraklasowych boiskach. Przyjemność, jaką czerpie z gry, jest niemalże zaraźliwa. Jego młodsi koledzy z ofensywnej formacji wyraźnie urośli przy „Panu Piłkarzu” , w którego w ostatnich miesiącach przeistoczył się Cetnarski. Na boisku jest jak wytrawny szachisty myślący dwa, trzy, cztery ruchy do przodu. Świetnie antycypuje to, co może się za chwilę wydarzyć, widzi konsekwencje zagrań nie tylko swoich, ale i kolegów. Piłkarz inteligentny – typowy przedstawiciel wymierającego gatunku, który niedługo będziemy oglądać w stosownych rezerwatach lub muzeach.  Choćby dla niego (ale nie tylko!) warto w niedzielę włączyć telewizyjny odbiornik i wbić wzrok w 191. derby Krakowa.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze