Ciekawy przypadek Kamila Wilczka


28 czerwca 2015 Ciekawy przypadek Kamila Wilczka

Jeśli ktoś powiedziałby mi równo rok temu, że niejaki Kamil Wilczek sięgnie po koronę króla strzelców, zacząłbym wydzwaniać po najlepszych psychiatrów w kraju. Niby jakim cudem „snajper”, który tylko raz w życiu przekroczył próg pięciu goli na sezon, mógłby przodować w tabeli najskuteczniejszych? Konia z rzędem temu, kto przewidział taki scenariusz. Szczególnie w przeciętnym klubie, jakim bez wątpienia jest Piast Gliwice.


Udostępnij na Udostępnij na

Skończył się sezon, a telefon rozgrzał się do czerwoności jak obrońcy, których Kamil Wilczek niejednokrotnie ośmieszał. Wydawało się, że 27-letni napastnik(?) tylko czeka na ofertę życia, spakuje walizki i ruszy podbijać Europę. A tu psikus. Możliwy jest nawet scenariusz… powrotu do Gliwic. Na początku miała być Lechia Gdańsk, później  Hull City, Bolton Wanderers, Queens Park Rangers i inne wyspiarskie klimaty. Czuć było w powietrzu małą transferową bombę. Nie jest wykluczone, że Wilczek trafi jeszcze do solidnego klubu, jednak ta wizja oddala się w tempie uciekających gepardów.  Jeśli marzy o brytyjskich murawach, to jest to dla niego ostatni dzwonek, taki jaki kiedyś słyszał Maciej Żurawski przed emigracją do Szkocji. Jeśli zostanie w Polsce, będzie odcinał kupony i raczej nie może liczyć na ogromne pieniądze, które czekają w angielskich klubach.

Mając na uwadze fakt, że jego menadżerem jest Jarosław Kołakowski, można spodziewać się interesujących kierunków. W końcu kiedyś z Piasta Gliwice wytransferował Kamila Glika, który robi furorę w Serie A, dzierżąc na bicepsie kapitańską opaskę. Jednak reprezentacyjny obrońca był wtedy dużo młodszy (22 lata), więc stał się łakomym kąskiem na włoskim rynku. Wilczkowi zegar tyka, magiczna bariera trzydziestu lat zbliża się nieubłaganie, zwłaszcza na jego pozycji.

Właśnie, pozycja. To kolejny ciekawy aspekt. Wilczek był niemiłosiernie rzucany po boisku, stając się swego czasu niezłej klasy zapchajdziurą porównywaną z Dariuszem Dudką. Król strzelców ekstraklasy w jednym sezonie występował jako defensywny pomocnik, skrzydłowy i napastnik. Działo się to w Zagłębiu Lubin, które słynęło niegdyś z przekwalifikowywania (trudne słowo!) zawodowego. Daleko nie trzeba szukać. Łukasz Piszczek u „Miedziowych” grywał jako boczny pomocnik lub napastnik.

Trzy sezony w Lubinie to był ciężki okres dla bohatera niniejszego artykułu. Grywał niewiele, nie mógł ustabilizować formy, a w 42 meczach zdobył… 2 (słownie: dwie) bramki. Przełamanie nastąpiło dopiero w Piaście Gliwice, dokąd powędrował razem z Łukaszem Hanzelem i Csabą Horvathem. Już w pierwszym sezonie zaczął grywać coraz bliżej napastników, co skutkowało dziewięcioma trafieniami. Na tyle spodobała mu się nowa pozycja, że w ostatnim sezonie zaaplikował 20 bramek, pukając odważnie do bram reprezentacji Polski. Adam Nawałka pozostaje jednak głuchy na te wołania i wolał powołać na zgrupowanie np. Patryka Tuszyńskiego czy Dawida Kownackiego.

https://www.youtube.com/watch?v=FIn50JGPTLc

Jeśli Kamil Wilczek zmieni klub na lepszy i utrzyma wysoką dyspozycję, selekcjoner nie będzie miał wyjścia i powołanie zostanie wysłane. Teraz pozostaje tylko pytanie. Jaki adres wpisać na kopercie?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze