Dwubramkowa zaliczka wyjazdowa kluczem do awansu?


Czy da się roztrwonić dwubramkową przewagę bramkową przywiezioną z delegacji?

23 sierpnia 2016 Dwubramkowa zaliczka wyjazdowa kluczem do awansu?
Grzegorz Rutkowski

Statystyki są dla Legii bardzo, bardzo optymistyczne. Sugerując się nimi, trzeba powiedzieć, że po zwycięstwie 2:0 w Irlandii mistrzowie Polski są już na 99,9% w fazie grupowej Ligi Mistrzów, bo dwubramkowa zaliczka w europejskich pucharach jest zaliczką bardzo dobrą i jej roztrwonienie jest wyczynem porównywalnym do trafienia szóstki w Lotto.


Udostępnij na Udostępnij na

Dużo bardziej ciekawie i obszernie można pisać o zespołach, które po pierwszych meczach u siebie miały dwubramkową stratę, walczyły dzielnie do końca w rewanżach, ale i tak ostatecznie minimalnie ulegały swoim rywalom.

Pechowy Arsenal

W ostatnich latach w tę rolę wcielił się dwukrotnie Arsenal. W obu przypadkach scenariusze wyglądały niemal identycznie. W 2013 roku londyńczycy przegrali na Emirates 1:3 z Bayernem, by w rewanżu wygrać 2:0. Do awansu zabrakło wówczas gola. Podobnie było dwa lata później, kiedy o mały włos, a podopieczni Wengera wyeliminowaliby Monaco, mimo że pierwsze spotkanie, delikatnie mówiąc, im nie wyszło.

Również w 2015 roku Schalke 04 przegrało pierwszy mecz w Niemczech z Realem 2:0 i mało kto stawiał, że w Madrycie gra o awans rozgorzeje na nowo. A jednak. Dobry futbol ze strony Niemców na Santiago Bernabeu spowodował, że do końca „Królewscy” musieli drżeć o byt w Lidze Mistrzów. Zespół z Veltins Arena wygrał koniec końców 4:3 i, podobnie jak w przypadku Arsenalu, do pełni szczęścia zabrakło tylko jednego trafienia. Dodajmy jeszcze w uzupełnieniu, że wtedy debiutancką bramkę w pucharach zdobył Leroy Sane, który latem tego roku za 50 milionów euro trafił do Manchesteru City.

Dundalk jak Ajax?

Weźmy pod lupę tylko samą Ligę Mistrzów. Biorąc pod uwagę okres od jej powstania (oczywiście wtedy startowała pod inną nazwą – Puchar Europy), zobaczymy, że tylko sześciu klubom udało się awansować dalej po porażce w pierwszym meczu u siebie (to ostatnie słowo trzeba zaakcentować, ponieważ zanotowano dużo więcej przypadków odrabiania strat na własnym obiekcie). Co ciekawe, tylko raz stało się to po porażce różnicą dwóch goli.

Biorąc pod uwagę okres od jej powstania, zobaczymy, że tylko sześciu klubom udało się awansować dalej po porażce w pierwszym meczu u siebie. Co ciekawe, tylko raz stało się to po porażce różnicą dwóch goli.

Sztuki tej dokonał Ajax w 1969 roku w rywalizacji z Benficą. To było wówczas spotkanie dwóch szacownych ekip, które miały w swoich składach graczy klasy światowej. W zespole z Lizbony Eusebio, z kolei w Ajaxie nieodżałowany Johan Cruyff.

Pierwsza konfrontacja zakończyła się zwycięstwem Portugalczyków 3:1. W rewanżu taki sam wynik osiągnęli Holendrzy. O tym, kto zagra w półfinale tamtych rozgrywek, zdecydował dodatkowy mecz, który amsterdamczycy wygrali 3:0. Zwycięstwo pozwoliło im zagrać w półfinale z czechosłowackim Spartakiem Trnava, a w finale trafili na AC Milan, z którym przegrali 1:4.

Rumuński comeback

W tym miejscu warto przypomnieć (choć różnica wynosiła trzy gole, a nie dwa) rywalizację Dinama Bukareszt ze Slovanem Liberec sprzed siedmiu lat. Rumuni dokonali wówczas rzeczy niespotykanej. Mimo że po pierwszym meczu przegrywali 0:3 (walkower z powodu nagannego zachowania kibiców, w normalnym czasie było 2:0 dla Czechów), w rewanżu niedaleko polskiej granicy z nawiązką odrobili straty, a losy dwumeczu i awansu do fazy grupowej Ligi Europy rozstrzygnęli na swoją korzyść w karnych. Tamten rumuński comeback mogą pamiętać m.in. dobrze znany kibicom w Polsce Emilian Dolha (wówczas bramkarz Dinama) czy Theodor Gebre Selassie (dziś Werder Brema, wtedy gracz Slovana Liberec).

W tym miejscu warto przypomnieć rywalizację Dinama Bukareszt ze Slovanem Liberec sprzed siedmiu lat. Rumuni dokonali wówczas rzeczy niespotykanej. Mimo że po pierwszym meczu przegrywali 0:3, w rewanżu niedaleko polskiej granicy z nawiązką odrobili straty, a losy dwumeczu i awansu do fazy grupowej Ligi Europy rozstrzygnęli na swoją korzyść w karnych.

Liczby są dla Irlandczyków z Dundalk bezlitosne. Cóż można z nich wywnioskować? Legioniści są już o bardzo malutki kroczek od Ligi Mistrzów, ale myli się ten, kto sądzi, że wszystko na 100% jest zamknięte. Już dziś, w 21. rocznicę awansu warszawian do tych rozgrywek po raz pierwszy, podopiecznych Besnika Hasiego czeka kolejne trudne starcie.


W tym miejscu pisaliśmy, jak polskie kluby radziły sobie, kiedy miały przed rewanżem przewagę gola.

Zapisz

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze