Poprzedni sezon Chelsea spisała na straty. Zawiodła znakomita większość zawodników, łącznie z podstawowym napastnikiem drużyny, który mimo wszystko pozostał jej najlepszym strzelcem. Dziś Diego Costa nie przypomina piłkarza z minionej kampanii, lecz tego, który w znakomitym stylu "wprowadzał się" do Premier League, strzelając bramki z częstotliwością karabinu maszynowego. Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem w formie jest jednym z najlepszych graczy ligi... no chyba że właśnie wchodzi wyprostowaną nogą w łydkę rywala.
Poniedziałkowe starcie z Liverpoolem nie będzie dobrze wspominane przez sympatyków drużyny z niebieskiej części Londynu. Podopieczni Antonio Conte przegrali na Stamford Bridge z Liverpoolem 1:2 i jest to wynik zasłużony, jednak progres w grze, w porównaniu do poprzedniego sezonu, widać w każdym spotkaniu. Z całosezonowego snu budzą się liderzy, na czele z Edenem Hazardem. Belg nie jest jednak postacią numer jeden. Prym w zespole wiedzie Diego Costa, który w pięciu pierwszych meczach sezonu strzelił pięć bramek.
Co szalenie istotne – wyłącznie gol z Liverpoolem nie dał „The Blues” punktów, choć było całkiem blisko. Costa pakował piłkę do siatki również w spotkaniach z West Hamem, Watfordem i Swansea. WHU – gol w 89. minucie, przesądzający o wyniku 2:1. WAT – 87′, 2:1 utrzymało się do końca meczu. W końcu czwarta kolejka i SWA – dwa gole, ostatni w 81. minucie, dzięki niemu Chelsea udało się zremisować (choć powinna była wygrać, gdyby nie sędzia – o wszystkim pisaliśmy w podsumowaniu weekendu w Premier League).
Reasumując, trafienia byłego snajpera Atletico dały londyńczykom siedem punktów na dziesięć zdobytych. Diego Costa pod okiem Conte odnalazł zapomniany w pewnym momencie instynkt snajpera. Dostawienie nogi, wyczucie czasu i miejsca – w tej materii Brazylijczyk w obecnej dyspozycji deklasuje wszystkich napastników angielskiej ekstraklasy. Do tego wyraźnie widać, że schudł, a wraz z tym wymiernie zyskał na motoryce. Conte effect.
Diego Costa w pierwszych pięciu spotkaniach sezonu 2016/2017 strzelił pięć bramek. Te dały Chelsea siedem punktów na dziesięć zdobytych.
Powrót do przeszłości
W poprzednim sezonie Costa czekał na strzelenie pięciu bramek w lidze do… Boxing Day. Różnica w kontekście do trwającej kampanii – ponad trzy miesiące, 13 kolejek. Snajper był jednym z głównych winowajców katastrofalnej formy „The Blues” sprzed roku, jednak wraz z początkiem pracy z włoskim szkoleniowcem dawne demony opuściły nie tylko głowę Brazylijczyka. Ostatnio w takiej formie widziany był dokładnie dwa lata temu. Początek sezonu 2014/2015 miał wprost genialny: siedem goli w pierwszych czterech meczach mówi samo za siebie.
Bardzo przyzwoitą regularność zachował aż do kwietniowej kontuzji, która wyłączyła go z gry na miesiąc. Gdyby nie to, na pewno liczyłby się w walce o koronę króla strzelców, którą ostatecznie wywalczył Sergio Aguero. Argentyńczyk świętował 26 trafień, Diego Costa – 20. Niezależnie od tego Chelsea została mistrzem Anglii, a najlepszy strzelec zespołu był jednym z głównych autorów tego sukcesu.
Dziś potrzebny jest Chelsea jeszcze bardziej niż wtedy. Ma bezwzględnie najzimniejszą krew w drużynie – aby skompletować pięć goli, wystarczyło mu oddanie dziesięciu strzałów na bramkę. Co drugie uderzenie zamienia na punkty. W poprzedniej kampanii w 28 meczach oddał tylko 28 celnych strzałów, z czego 12 wpadło do siatki. W sezonie mistrzowskim Costa w 27 występach trudził golkiperów 37 razy i ustrzelił okrągłe 20 goli. Liczby nie kłamią – forma wraca do tej sprzed dwóch lat.
Nie zmienia się tylko jedno – agresja. Tą 27-latek mógłby obdarzyć cały zespół. Wiąże się to z kartkami (trzy żółte w pięciu meczach) i tutaj pojawia się kolejna prawidłowość – jak co roku sędziowie w tylko sobie znany sposób oszczędzają Brazylijczykowi zetknięć z czerwonym kolorem. Próbkę swoich antyumiejętności Costa dał już w spotkaniu inaugurującym rozgrywki. Za brutalne wejście w nogi Adriana sędzia Anthony Taylor powinien był odesłać napastnika do szatni. Zamiast tego skończyło się zwycięską bramką.
https://twitter.com/killeroc/status/765295363058196480
***
Ten facet nie wywołuje neutralnych odczuć. Fani Chelsea go kochają, reszta nienawidzi. To prawda, często zachowuje się jak nieokrzesany prostak, jednak o ile mniej budziłoby to kontrowersji, gdyby nie strzelał bramek? Tutaj właśnie pojawia się paradoks. Piękny i bestia zarazem. Diego Costa w formie jest w stanie przywrócić Chelsea do walki o tytuł. Jak na razie nic nie wskazuje na to, by sam piłkarz chciał włączyć hamulec – również z Liverpoolem był bliski strzelenia drugiego gola. Tym razem, a nie zdarza się to nader często, Mignolet był na posterunku.
W następnej kolejce „The Blues” pojadą na Emirates. Bilans Costy z Arsenalem w Premier League: trzy mecze, dwie bramki oraz, naturalnie, żółta kartka. Wszystkie spotkania, w których grał – wygrał. „Starcie” z „Kanonierami” będzie doskonałą okazją, aby powiększyć dorobek bramkowy. Ewentualnie można jednego z chłopców Wengera chlasnąć po twarzy, a drugiego skrobnąć po Achillesie i wrobić w czerwoną kartkę, przy okazji hodując sobie pół miliona nowych wrogów. Chodząca bomba zegarowa.