Diego Costa 2.0. Wrócił snajper, pozostał awanturnik


Brazylijski napastnik jest najjaśniejszą postacią wracającej do życia Chelsea

17 września 2016 Diego Costa 2.0. Wrócił snajper, pozostał awanturnik
Inquisitr.com

Poprzedni sezon Chelsea spisała na straty. Zawiodła znakomita większość zawodników, łącznie z podstawowym napastnikiem drużyny, który mimo wszystko pozostał jej najlepszym strzelcem. Dziś Diego Costa nie przypomina piłkarza z minionej kampanii, lecz tego, który w znakomitym stylu "wprowadzał się" do Premier League, strzelając bramki z częstotliwością karabinu maszynowego. Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem w formie jest jednym z najlepszych graczy ligi... no chyba że właśnie wchodzi wyprostowaną nogą w łydkę rywala.


Udostępnij na Udostępnij na

Poniedziałkowe starcie z Liverpoolem nie będzie dobrze wspominane przez sympatyków drużyny z niebieskiej części Londynu. Podopieczni Antonio Conte przegrali na Stamford Bridge z Liverpoolem 1:2 i jest to wynik zasłużony, jednak progres w grze, w porównaniu do poprzedniego sezonu, widać w każdym spotkaniu. Z całosezonowego snu budzą się liderzy, na czele z Edenem Hazardem. Belg nie jest jednak postacią numer jeden. Prym w zespole wiedzie Diego Costa, który w pięciu pierwszych meczach sezonu strzelił pięć bramek.

Co szalenie istotne – wyłącznie gol z Liverpoolem nie dał „The Blues” punktów, choć było całkiem blisko. Costa pakował piłkę do siatki również w spotkaniach z West Hamem, Watfordem i Swansea. WHU – gol w 89. minucie, przesądzający o wyniku 2:1. WAT – 87′, 2:1 utrzymało się do końca meczu. W końcu czwarta kolejka i SWA – dwa gole, ostatni w 81. minucie, dzięki niemu Chelsea udało się zremisować (choć powinna była wygrać, gdyby nie sędzia – o wszystkim pisaliśmy w podsumowaniu weekendu w Premier League).

Reasumując, trafienia byłego snajpera Atletico dały londyńczykom siedem punktów na dziesięć zdobytych. Diego Costa pod okiem Conte odnalazł zapomniany w pewnym momencie instynkt snajpera. Dostawienie nogi, wyczucie czasu i miejsca – w tej materii Brazylijczyk w obecnej dyspozycji deklasuje wszystkich napastników angielskiej ekstraklasy. Do tego wyraźnie widać, że schudł, a wraz z tym wymiernie zyskał na motoryce. Conte effect.

Diego Costa w pierwszych pięciu spotkaniach sezonu 2016/2017 strzelił pięć bramek. Te dały Chelsea siedem punktów na dziesięć zdobytych.

Powrót do przeszłości

W poprzednim sezonie Costa czekał na strzelenie pięciu bramek w lidze do… Boxing Day. Różnica w kontekście do trwającej kampanii – ponad trzy miesiące, 13 kolejek. Snajper był jednym z głównych winowajców katastrofalnej formy „The Blues” sprzed roku, jednak wraz z początkiem pracy z włoskim szkoleniowcem dawne demony opuściły nie tylko głowę Brazylijczyka. Ostatnio w takiej formie widziany był dokładnie dwa lata temu. Początek sezonu 2014/2015 miał wprost genialny: siedem goli w pierwszych czterech meczach mówi samo za siebie.

Bardzo przyzwoitą regularność zachował aż do kwietniowej kontuzji, która wyłączyła go z gry na miesiąc. Gdyby nie to, na pewno liczyłby się w walce o koronę króla strzelców, którą ostatecznie wywalczył Sergio Aguero. Argentyńczyk świętował 26 trafień, Diego Costa – 20. Niezależnie od tego Chelsea została mistrzem Anglii, a najlepszy strzelec zespołu był jednym z głównych autorów tego sukcesu.

Dziś potrzebny jest Chelsea jeszcze bardziej niż wtedy. Ma bezwzględnie najzimniejszą krew w drużynie – aby skompletować pięć goli, wystarczyło mu oddanie dziesięciu strzałów na bramkę. Co drugie uderzenie zamienia na punkty. W poprzedniej kampanii w 28 meczach oddał tylko 28 celnych strzałów, z czego 12 wpadło do siatki. W sezonie mistrzowskim Costa w 27 występach trudził golkiperów 37 razy i ustrzelił okrągłe 20 goli. Liczby nie kłamią – forma wraca do tej sprzed dwóch lat.

Nie zmienia się tylko jedno – agresja. Tą 27-latek mógłby obdarzyć cały zespół. Wiąże się to z kartkami (trzy żółte w pięciu meczach) i tutaj pojawia się kolejna prawidłowość – jak co roku sędziowie w tylko sobie znany sposób oszczędzają Brazylijczykowi zetknięć z czerwonym kolorem. Próbkę swoich antyumiejętności Costa dał już w spotkaniu inaugurującym rozgrywki. Za brutalne wejście w nogi Adriana sędzia Anthony Taylor powinien był odesłać napastnika do szatni. Zamiast tego skończyło się zwycięską bramką.

https://twitter.com/killeroc/status/765295363058196480

***

Ten facet nie wywołuje neutralnych odczuć. Fani Chelsea go kochają, reszta nienawidzi. To prawda, często zachowuje się jak nieokrzesany prostak, jednak o ile mniej budziłoby to kontrowersji, gdyby nie strzelał bramek? Tutaj właśnie pojawia się paradoks. Piękny i bestia zarazem. Diego Costa w formie jest w stanie przywrócić Chelsea do walki o tytuł. Jak na razie nic nie wskazuje na to, by sam piłkarz chciał włączyć hamulec – również z Liverpoolem był bliski strzelenia drugiego gola. Tym razem, a nie zdarza się to nader często, Mignolet był na posterunku.

W następnej kolejce „The Blues” pojadą na Emirates. Bilans Costy z Arsenalem w Premier League: trzy mecze, dwie bramki oraz, naturalnie, żółta kartka. Wszystkie spotkania, w których grał – wygrał. „Starcie” z „Kanonierami” będzie doskonałą okazją, aby powiększyć dorobek bramkowy. Ewentualnie można jednego z chłopców Wengera chlasnąć po twarzy, a drugiego skrobnąć po Achillesie i wrobić w czerwoną kartkę, przy okazji hodując sobie pół miliona nowych wrogów. Chodząca bomba zegarowa.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze