Derby Madrytu w finale CdR!


27 lutego 2013 Derby Madrytu w finale CdR!

Atletico Madryt zostało drugim finalistą Pucharu Króla. Drużyna Diego Simeone zremisowała na Ramon Sanchez Pizjuan z Sevillą 2:2 i przypieczętowała awans do finału krajowego pucharu, w którym 18 maja zmierzy się z Realem Madryt.


Udostępnij na Udostępnij na

Diego Costa, Atletico Madryt
Diego Costa, Atletico Madryt (fot. Skysports.com)

Elektryczna – tym słowem można określić pierwszą połowę w wykonaniu Sevilli i Atletico Madryt. Od pierwszego gwizdka andaluzyjska ekipa, zmuszona do gonienia wyniku, ruszyła do ataków. Defensywa „Los Colchoneros” co chwila była nękana przez Negredo i spółkę. Jak jednak wiadomo, futbol nie jest sportem sprawiedliwym, o czym przekonaliśmy się już w 6. minucie. Diego Costa zabawił się z obrońcami gospodarzy, w końcu przełożył sobie piłkę na prawą nogę i strzałem w długi róg dał madrytczykom prowadzenie. Miejscowi absolutnie nie przejęli się straconym golem i grali z jeszcze większym zaangażowaniem. Problem tkwił w konstruowaniu akcji. Za każdym razem piłkarze Sevilli próbowali dorzucać futbolówkę z bocznych sektorów boiska. Wrzutki te sprawiały co prawda sporo zamieszania w polu karnym gości, jednak ani razu nie udało się oddać groźnego strzału na bramkę Courtois. Nie zmienia to faktu, że takich zawodników Sevilli chcielibyśmy oglądać jak najczęściej. Szybkich, zawziętych i niezatrzymujących się praktycznie ani na moment. Atletico kompletnie nie radziło sobie z wysokim pressingiem i było zamykane już pod własną „szesnastką”. W 20. minucie spotkania gospodarze stanęli przed pierwszą bardzo dobrą okazją do wyrównania, jednak Alvaro Negredo nie zdołał na tyle dobrze przedrzeć się przez pilnujących go dwóch obrońców, aby wypracować sobie dobrą pozycję do tego, by skierować piłkę do siatki po dośrodkowaniu Jesusa Navasa.

Z każdą kolejną upływającą minutą na stadionie Ramon Sanchez Pizjuan ciśnienie wzrastało. Gospodarze byli ewidentnie rozczarowani, że cały czas atakują, a mimo to przegrywają i są w trudnej sytuacji w kontekście awansu. Akcje Andaluzyjczyków nie były już przeprowadzane z takim rozmachem, a do głosu zaczęli dochodzić również madrytczycy. W 29. minucie praktycznie rozstrzygnęli sprawę awansu. Diego Costa pobiegł za – wydawałoby się – przegraną piłką, dopadł ją tuż przed linią boczną boiska, podbiegł z nią w okolice pola karnego, dograł do wbiegającego Falcao, a ten uprzedził biernie interweniującego obrońcę i podwyższył na 2:0. Również to trafienie nie sprawiło jednak, że Sevilla się podłamała. Podopieczni Unaia Emery’ego znowu zaczęli grać szybciej i stosować intensywniejszy pressing. Atletico dobrze ustawiało się jednak w obronie, ale nawet najlepsza defensywa nie jest w stanie nic zrobić, jeśli Jesus Navas uderza w taki sposób, jak to zrobił na sześć minut przed końcem pierwszej połowy. Hiszpan odkleił się na chwilę od prawego skrzydła, pojawił się po drugiej stronie boiska i oddał niezwykle precyzyjny strzał po długim rogu, wobec którego Courtois był bezradny. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od słupka. Nadzieje na wywalczenie awansu odżyły! Chwilę później znowu było gorąco, bo w doskonałej sytuacji znalazł się Ivan Rakitić, jednak Chorwatowi nie udało się doprowadzić do wyrównania.

Jesus Navas, Sevilla
Jesus Navas, Sevilla (fot. as.com)

Drugą odsłonę lepiej rozpoczęli goście, którzy nie pozwolili rozpędzić się swojemu rywalowi. Tym razem to piłkarze Diego Simeone atakowali i spychali przeciwnika do obrony. Andaluzyjczycy szybko jednak z taką sytuacją sobie poradzili i wprowadzali w życie plan gry z pierwszej połowy. Po zmianie stron ograniczyli częstotliwość dośrodkowań z boku boiska, ale w dalszym ciągu swoje akcji przeprowadzali głównie skrzydłami. W 52. minucie zmienili nieco schemat – Negredo otrzymał piłkę na środku boiska, inteligentnie odegrał ją do wprowadzonego w przerwie del Morala, lecz ten – wychodząc praktycznie sam na sam z bramkarzem – nie zdołał wpakować piłki do siatki. Chwilę później niewykorzystana sytuacja mogła się zemścić. Atletico ruszyło z szybką kontrą, Arda podał do Falcao, niefortunnie interweniował z kolei Fazio, który posłał futbolówkę wprost pod nogi Costy, ale i napastnik „Los Rojiblancos” nie wykorzystał stuprocentowej okazji. Gospodarze nadal sami kopali pod sobą dołki. Gdyby nie popełniali prostych błędów i pozostawiali skupieni, wynik spotkania na pewno wyglądałby inaczej. Wymiana ciosów trwała jednak w najlepsze. Kolejne szanse marnowali niestety Moreno, Falcao czy Negredo.

Sevilla robiła, co mogła, ale na niewiele pozwalali jej goście ze stolicy. Diego Simeone – jak to już ma zwyczaju – nie usiadł ani na chwilę i przekazywał swoim podopiecznym coraz to nowsze wytyczne. Przynosiły one efekt, bo nawet jeśli Navas czy Negredo dochodzili do sytuacji, w której mogli dorzucić piłkę w pole karne, dobrze ustawieni stoperzy Atletico bez problemów wybijali futbolówkę, neutralizując zagrożenie. Czarów próbował także Unai Emery, ale poczynione przez jego roszady niczego nowego nie wniosły. Sevilla z uporem maniaka rozgrywała piłkę w bocznych sektorach boiskach, ale wraz z kolejnymi akcjami coraz bardziej widoczny był stopniowy brak sił. Piłką grali niby gospodarze, ale często wyglądało to tak, jakby to oni biegali i męczyli się zdecydowanie więcej i bardziej. Fani na Ramon Sanchez Pizjuan nieustannie dopingowali swoich pupili, jednak w 76. minucie stracili już chyba jakąkolwiek wiarę w uzyskanie korzystnego rezultatu. Wtedy bowiem z boiska wyleciał Gary Medel, który po drodze do szatni zdążył jeszcze dać wyraz swojemu niezadowoleniu z decyzji arbitra, roztrzaskując plastikowe krzesło. Atmosfera stała się wręcz nie do zniesienia. Dla Diego Costy takie sytuacje to raj. Napastnik Atletico uwielbia prowokacje i często się do nich ucieka. Podenerwowani piłkarze Sevilli nie wytrzymywali napięcia, przez co byliśmy świadkami coraz to brzydszej gry. Z utęsknieniem czekaliśmy więc na końcowy gwizdek arbitra. W końcu spotkanie się skończyło, choć jeszcze w doliczonym czasie gry byliśmy świadkami gola na 2:2 i czerwonej kartki dla Kondogbii. Do wyrównania doprowadził Rakitić, ale na nic się to już zdało. Atletico zagrało po swojemu. Bez fajerwerków, ale z bardzo skutecznie. Chłopcy Diego Simeone w pełni zasłużenie awansowali do finału Pucharu Króla, na który czekamy z olbrzymią niecierpliwością. Tak pasjonująco zapowiadających się derbów Madrytu nie było już od bardzo dawna.

Komentarze
~przemo (gość) - 11 lat temu

Lubie oba zespoły . Nie wiem komu kibicować . Ale
wydaje mi się że wygra Real Madryt

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze