Arsene Wenger i jego pięć grzechów głównych


20 kwietnia 2016 Arsene Wenger i jego pięć grzechów głównych

Na świecie są pewne nienaruszalne zjawiska. Słońce zawsze wstaje na wschodzie i znika na zachodzie, po nocy nastaje dzień. W Polsce Platforma kłóci się PiS-em, telewizja jak zwykle kłamie, TVN podczas wakacji nadaje same powtórki i od kilku lat wraz z Polsatem karmią nas niskobudżetowymi produkcjami. A w Arsenalu, jak zwykle, sezon kończy się na 4. miejscu.


Udostępnij na Udostępnij na

To ostatnie zjawisko stało się już coroczną tradycją. Nie jest ona jednak celebrowana z przyjemnością. Raczej należy do tych, które traktujemy z niechęcią. Lata lecą, a zespół z Londynu dalej nie potrafi osiągnąć wielkiego sukcesu. Może więc warto zastanowić się w końcu nad pozycją szkoleniowca? Tym bardziej że, nie ukrywajmy, jest ona coraz słabsza…

1. Syndrom 4. miejsca

Rozpoczynamy od standardowego zarzutu, który dość często staje się obiektem ogromnych żartów ze strony innych kibiców. Niestety od długiego czasu można mówić o pewnej symbiozie pomiędzy „Kanonierami” a lokatą tuż za podium. Słyszysz słowo „Arsenal”? Myślisz o 4. lokacie.

Oczywiście, nie jest to zła pozycja, w końcu daje możliwość walki o Ligę Mistrzów. Co roku zresztą o to miejsce walczy wiele ekip w angielskiej Premier League, żądnych ogromnych pieniędzy i prestiżu, jaki się wiążę z ewentualnym uczestnictwem w tych elitarnych rozgrywkach.

Tylko że na taki klub, jak Arsenal, to po prostu za mało. Na początku obecnego stulecia 4. miejsce było raczej dla zespołu wówczas grającego na Highbury niemiłą niespodzianką. Dziś natomiast stało się rutyną. Przyzwyczajeniem, które najzwyczajniej w świecie nudzi i frustruje.

Najgorsze dla zespołu z północnego Londynu jest to, że nawet w obecnym sezonie, w którym najgroźniejsze zespoły dołują, nie jest on w stanie wykorzystać sytuacji i osiągnąć coś więcej, konkretniej powalczyć o mistrzostwo Anglii. Zamiast tego znowu daje się wyprzedzić kilku ekipom. Tylko że teraz sytuacja jest dużo większym „plaskaczem” w twarz kibiców, gdy uświadomimy sobie, że wyżej nad Arsenalem w tabeli jest nie tylko Leicester, ale przede wszystkim największy rywal, Tottenham, wciąż z szansami na mistrzostwo.

Arsene Wenger
Miejsca Arsenalu w Premier League od 2006 roku

2. Brak równej formy

Adam Małysz zawsze powtarzał, że dla niego najważniejsze jest, aby oddać dwa równe skoki. Tymczasem Arsenal miałby problemy z rozegraniem w miarę równego sezonu. W Londynie zawsze prezentują dwa rożne scenariusze:

– Słaby start, radykalne zmiany, coraz lepiej, świetna końcówka, 4. miejsce uratowane.

– Świetny start, lider tabeli, czy to jest ten sezon? Wtopa w lutym, spadek formy, 4. miejsce.

W tym sezonie byliśmy świadkami drugiego wariantu. Arsenal znowu grał naprawdę niezłą piłkę i można było przypuszczać, że tym razem się uda, zwłaszcza w obliczu kryzysów największych rywali. Umówmy się, przecież wystarczyło dotrzymywać kroku Leicester.

Tylko że nawet i to zadanie przerosło „Kanonierów”, którzy znowu od lutego zaczęli systematycznie trafiać punkty. Wystarczy zerknąć na statystyki, które odsłaniają problem zespołu z Emirates.

Arsene Wenger
Punkty zdobyte przez Arsenal od stycznia

3. Brak wykreowanych liderów

Ileż to razy słyszeliśmy tę samą śpiewkę?

„Arsenal to przede wszystkim młodzież, która się rozwija. Za kilka lat będą klasowymi piłkarzami, dzięki którym zespół zacznie osiągać sukcesy”.

Fakt, Arsenal ma smykałkę do młodych zawodników. Jeszcze 10 lat temu z powyższą tezą każdy z nas z pewnością by się zgodził. Tylko co z tego, gdyż minęła już dekada, a oczekiwanie na nowych liderów pokroju takich gwiazd, jak: Vieira, Henry czy Pires przypomina wyczekiwanie przez miłośników polskiego boksu na pierwszego mistrza świata w wadze ciężkiej. Wieczne nadzieje i długo nic.

Nie jest tak, że Arsenal nie miał takich piłkarzy jak Robin van Persie czy Fabregas. Na dłuższą metę widać było, że w pojedynkę ci zawodnicy nie są w stanie pociągnąć drużyny. A wraz z wielkimi ambicjami malała ich chęć do gry w barwach zespołu z Londynu, gdzie jedyne czego mogli oczekiwać, to… walka o 4. miejsce. Niektórzy powiedzą: brak lojalności. Inni: zwykłe zawodowe aspiracje.

Symbolem tej zmarnowanej dekady powinien być Theo Walcott. Dziesięć lat temu wielka nadzieja nie tylko Arsenalu, ale i całego angielskiego futbolu. Gość, który otrzymał złoty bilet na Mundial w Niemczech, dziś jest obiektem krytyki i frustracji, a jego ciągnięcie za uszy przez Roya Hodgsona przypomina słabość Pawła Janasa do Grzegorza Rasiaka. I właśnie za brak wychowania i wykreowania liderów drużyny z prawdziwego zdarzenia odpowiada wyłącznie trener.

4. Problem mentalności

Problem wspomnianych liderów to zresztą szerszy kontekst, to jest głębszy proces o podłożu psychologicznym. Dotyka on przecież również materii  jak np. zachowanie na boisku. Po pierwsze, dyscyplina, z którą Arsenal ma problem. Piłkarze z Emirates należą do czołowego grona zawodników wyrzucanych z boiska.

Po drugie, skuteczność napastników, która jest prawdziwą bolączką. Z jednej strony trudno bowiem nie doceniać Arsenalu za styl gry, atrakcyjny i ofensywny. Tylko co z tego, jeśli nie gwarantuje on skuteczności w obliczu ogromu zmarnowanych sytuacji. Gdyby tak prześledzić dokładniej mecze „Kanonierów” w ciągu 10 lat, to uzbieralibyśmy materiał do stworzenia przynajmniej TOP 20 – najbardziej frajerskich wyników Arsenalu.

Arsene Wenger
Trofea Arsenalu od 2006 roku

I tutaj poniekąd wina znowu leży po stronie trenera. To w końcu on odpowiada za dobór napastników, a także odpowiednie przygotowanie mentalne. Tymczasem, z całym szacunkiem, ale Giroud nijak nie ma się do zawodnika, który rozwiązałby wszystkie problemy z napadem drużyny Francuza. A skoro już jesteśmy przy Francuzie, to pozostaje  jeszcze wskazać jeden problem Wengera, a mianowicie…

5. …transfery

Z jednej strony chwała Wengerowi za przyznanie się do błędów. Wróćmy do punktu  3. i jeszcze przypomnijmy sobie powszechnie panującą opinię.

„Arsenal to przede wszystkim młodzież, która się rozwija. Za kilka lat będą klasowymi piłkarzami, dzięki którym zespół zacznie osiągać sukcesy”.

Mniej lub bardziej trafna teza skutecznie warunkowała politykę transferową, którą prowadził szkoleniowiec Arsenalu. Politykę, która opierała się… na oszczędnościach. Oczywiście nie zapominamy, że również wpływ na nią miała budowa nowego stadionu i pilnowanie porządku w kasie. Tylko że nawet już po otrzymaniu większej swobody od władz klubu, Wenger często uciekał od wydawania ogromnych sum na transfery. Unikał przy tym zakupów wielkich gwiazd, które zrobiły różnicę. A nawet gdy już sięgał głębiej do sakwy, robił to często chaotycznie i na ostatnią chwilę. Przypomnijmy sobie kilka transferów Francuza. Mesut Oezil trafił do Arsenalu… na przełomie sierpnia i września, dużo tańszy Mikel Arteta również przybył w ostatnim dniu okna transferu, gdy na początku sezonu 2011/2012 Arsenal zaliczył fatalny start. A to tylko dwa przykłady.

I gdyby jeszcze te pieniądze wydawano mądrze… Tymczasem wiele zakupów Francuza od dłuższego czasu to strzały kulą w płot. Arszawin? Rozczarowanie. Podolski? Rozczarowanie? Gervinho? Niezły, ale chimeryczny. Chamakh? Klęska. Squillaci? Bez żartów.

Andrey Arshavin
Andrey Arshavin, Arsenal (fot. Canailleblog.com)
Chamakh
Chamakh (fot. Footanglais365.com)

To może jakieś młode wilki? Też pudło. Denilson? Wtopa. Amaury Bischoff? Litości. A pamiętamy niejakiego Koreańczyka z północy, Park Chu- Younga? To dopiero była egzotyka.

I tak to się kręci. Lata lecą, a Arsene nie wydaje, albo robi to głupio, albo pod wpływem emocji i biegu.

In Arsene we Trust? Today less. Taka jest smutna prawda dla szkoleniowca. Coraz więcej kibiców odwraca się od szkoleniowca, który zresztą z każdym rokiem dostarcza kolejnych argumentów. W Polsce już dawno wyleciałby kilkanaście razy. Ale na szczęście dla niego i kibiców wierzących w umiejętności Francuza, pracuje w normalnych, stabilnych warunkach, gdzie z pewnością szefostwo znajdzie czas na dłuższą analizę pracy. To prawda, po tylu latach pracy trudno czasem się rozstać, Wenger to w końcu żywa legenda klubu, historia. Ale może czasem warto powiedzieć: pas, zamiast czekać na bardziej przykre rozstanie z klubem?

Z drugiej strony trudno się dziwić. Obawy o rozwiązanie kontraktu z Wengerem mogą również wynikać z innych powodów. Szukać daleko nie trzeba. Taki Manchester United. Wszyscy dziś widzimy, jak zespół z Old Trafford posypał się po odejściu legendarnego bossa. Sytuacji nie poprawia również obecna sytuacja na giełdzie trenerskiej. Głośne nazwiska są już raczej zajęte. Może rodak Wengera, Laurent Blanc? Może Manuel Pellegrini? Może ktoś zupełnie nowy? To tylko spekulacje, ale i tak dalekie od rzeczywistości. Decyzja taka musiałaby zostać podjęta po bardzo dogłębnych przemyśleniach. Szkoda przy takim projekcie – jak Arsenal – eksperymentować z nowymi nazwiskami.

O tym, że nie warto zwalniać Wengera przeczytacie tutaj.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze