Dlaczego 18-zespołowa ekstraklasa to idiotyczny pomysł, który obniży poziom polskiej ligi i zabije emocje?


Powiększona ekstraklasa? Wprost nie możemy doczekać się tego tworu

5 października 2016 Dlaczego 18-zespołowa ekstraklasa to idiotyczny pomysł, który obniży poziom polskiej ligi i zabije emocje?

W rozmowie dla Radia Merkury prezes Lecha Poznań, Karol Klimczak, zdradził, że to prawdopodobnie ostatni sezon formuły ESA 37. Ma ją zastąpić 18-zespołowa liga. To rozwiązanie, które forsowane jest przez wiele osób od kilku lat, ale czy w polskich warunkach ma rację bytu? Zdecydowanie nie.


Udostępnij na Udostępnij na

Większość prezesów ekstraklasowych drużyn sugeruje, że zwiększenie ligi do 18 zespołów jest rozwiązaniem idealnym. Głównym argumentem jest prostota systemu i rozgrywanie 34 meczów w sezonie, co w naszej szerokości geograficznej jest liczbą optymalną. Choć nikt nie mówi o tym głośno, to większa liga, zwłaszcza dla biednych i słabych klubów, zwiększyłaby ich szanse na utrzymanie i rokroczny kilkumilionowy zastrzyk finansowy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych. Z kolei trenerzy i piłkarze optują za tym rozwiązaniem, ponieważ będą mieli więcej miejsc pracy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ale, czy taka formuła nie zabije emocji w ekstraklasie i znacząco wpłynie na jej poziom?

W imieniu Lecha mogę powiedzieć, że ten sezon powinien być ostatni w formule ESA 37. Zdecydowana większość albo nawet wszyscy chcą zakończyć ESA 37. Co dalej? To, czy od nowego sezonu liga będzie liczyła osiemnaście drużyn, będzie wymagało dyskusji. Lech Poznań będzie w niej zwolennikiem ligi 18-zespołowej.  Karol Klimczak

Za biedni na 18 zespołów w ekstraklasie

Michał Probierz wielokrotnie optował za 18-zespołową ligą i retorycznie pytał się, czy 40-milionowego kraju nie stać na 18 drużyn w ekstraklasie. Odpowiedź brzmi nie, a liczba ludności nic do tego nie ma. Gdyby tak było, rosyjska premier liga musiałaby liczyć 50 drużyn. Patrzymy na tabelę ekstraklasy i widzimy co najmniej kilka drużyn, które z różnych powodów nie przystają do poziomu najwyższej klasy rozgrywkowej.

– Korona Kielce (wieloletnie problemy finansowe, brak jakiejkolwiek wizji budowy drużyny od co najmniej trzech lat, dramatycznie niska frekwencja)
– Śląsk Wrocław (na utrzymaniu władz miast, brak planu na funkcjonowanie klubu, brak zainteresowanie ze strony kibiców)
– Ruch Chorzów (problemy finansowe, na utrzymaniu władz miast)
– Wisła Kraków (brak płynności finansowej)
– Górnik Łęczna (niska wartość marketingowo-kibicowska, brak pozytywnego wkładu w produkt, jakim jest ekstraklasa, brak wizji budowy drużyny)

Czyli nawet na poziomie „elity”, gdzie jest spore zainteresowanie mediów, niemałe pieniądze od NC+ itd. można znaleźć cztery, pięć klubów, które w tej lidze nie powinny grać i negatywnie wpływają na jej wizerunek. A na zapleczu ekstraklasy jest jeszcze gorzej. Obecnie jedynie Zagłębie Sosnowiec, Podbeskidzie Bielsko-Biała, GKS Katowice, a w dalszym rzędzie Górnik Zabrze i Miedź Legnica są gotowe na występy w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Wyobraźmy sobie sytuację, że z obecnej ligi nikt nie spada, a dorzucone są kolejne dwie drużyny. Sprawiłoby to, że wyżej opisana piątka nie musiałaby myśleć o wyeliminowaniu swoich problemów, by się utrzymać. Ciekawe, czy wpłynęłoby to na poziom ekstraklasy znacznie czy drastycznie?

Zresztą nie bez powodu żaden kraj poniżej 13. miejsca w rankingu UEFA nie ma obecnie większej niż 16-zespołowej najwyższej klasy rozgrywkowej. Przez kilka lat system podobny do proponowanego w Polsce działał w Rumunii. Kończyło się to tym, że w każdym sezonie jakaś drużyna albo wycofywała się z rozgrywek w czasie sezonu, albo dogrywała je juniorami. Minusowe punkty za brak płynności finansowej były na porządku dziennym.

Rozgrywki bez emocji

Wiele osób twierdzi, żebyśmy wzorowali się na Bundeslidze, bo to liga najprężniej rozwijająca się. Skoro ich system się sprawdza, to i u nas tak się stanie. Nieprawda. 18-zespołowa liga do minimum zmniejszy emocje pod koniec sezonu. W Bundeslidze siedem miejsc gwarantuje występy w pucharach, a trzy spadek/baraż. W ostatnich kolejkach w grze o cokolwiek jest około 14 drużyn, czyli szeroko rozumiany środek ligi, gdzie piłkarze właściwie dogrywają rozgrywki, liczy zaledwie cztery drużyny. U nas trzy, cztery miejsca gwarantują grę w pucharach i dwa spadek, czyli przy powiększonej liczbie drużyn na oko około 10 już w połowie kwietnia grałoby o nic!  Wyobraźcie sobie, że ósmy w tabeli Górnik Łęczna spotyka się z siódmą Wisłą Płock w 27. kolejce. Strata do miejsc gwarantujących wynosi 12 oczek, do strefy spadkowej 9. Grają rezerwowi, wprowadzona jest młodzież, a mecz kończy się uczciwym podziałem punktów po 0-0 na żenującym poziomie. To bardzo realny scenariusz, o którym marzą zresztą prezesi 14 z 16 drużyn w ekstraklasie. Ciekawe tylko, kto by tę ligę oglądał.

Na załączonym obrazku widzimy tabelę polskiej ekstraklasy w sezonie 2012/2013. Przy powiększeniu liczby drużyn pozostałyby do końca ośmiu kolejek, a szeroko rozumiany środek, martwa strefa powiększyłaby się o kolejne dwie drużyny. 

Co więc w zamian?

Wiemy, że to utopijna wizja, bo o liczbie drużyn w lidze decydują prezesi klubów (nigdy nie zagłosują za zmniejszeniem ligi, wg. zasady o nieodcinaniu gałęzi, na której się siedzi), ale 12-zespołowa ekstraklasa byłaby najlepszym z możliwych rozwiązań. Można byłoby grać trzy serie po 11 meczów, co łącznie daje 33 kolejki albo dwie serie, a potem podział na grupę mistrzowską i spadkową (przy 22 kolejkach różnice między drużynami byłyby tak niewielkie, że nie trzeba by dzielić punków). Łącznie 32 kolejki.

Plusów pomniejszenia liczby drużyn byłoby sporo. Przede wszystkim mniej chętnych do podziału tortu, czyli większe wpływy z tytułu praw telewizyjnych (ponad 10 mln złotych na klub), pozbylibyśmy się ekip, które obniżają poziom ligi albo finansowo sobie nie radzą. Miałoby to pozytywny wpływ na frekwencję, a także udałoby się stworzyć interesujące zaplecze dla ekstraklasy. Spadek do I ligi przestałby być dramatem. A o tym, że przy 12 drużynach zwiększyłby się poziom rozgrywek, chyba wspominać nie trzeba.

Polska nie ma zaplecza, które by pozwalało, żeby do ESA bez straty dla poziomu i atrakcyjności rozgrywek przyjąć 18 drużyn. Wtedy nasza liga byłaby najmniej konkurencyjną ligą. Mamy mało miejsc w pucharach i połowa klubów nie miałaby o co walczyć. Jednocześnie obniżamy poziom sportowy, bo dobrych piłkarzy brakuje. Marcin Stefański, Dyrektor Logistyki Rozgrywek dla Polsat Sport.pl (2015-03-06)

Jest to jednak utopia. Na którymś z walnych zgromadzeń kluby ekstraklasy pewnie zgodnie zagłosują za 18-zespołową ligą, i idiotyczny pomysł zostanie wdrożony w życie. A w następnych latach kibice będą oglądać mecze o nic na dramatycznie niskim poziomie, prześmiewczo nazywając nowy twór polską „Bundesligą”. Ale cóż z tego, poziom ligi, rozwój… pff, przecież to nieważne. O wiele istotniejsze, by pieniądze na klubowych kontach się zgadzały, a przeciętni piłkarze i trenerzy mieli gdzie pracować.

Komentarze
adek504 (gość) - 8 lat temu

No to teraz pomyślcie o klubach takich jak Ruch, Korona, Łeczna, które przy 12 zespołowej lidze spadają i bez pieniędzy z Ekstraklasy upadają. Stracą na tym te miasta, ich okolice i kibice tych klubów. Przerodzi się to w pozostanie może 10 poważnych klubów, a reszta to będą ogony. Lepiej już żeby więcej zespołów "dopchało" się do tortu od NC+, może poziom sie troche obniży, ale ludzie z większości zakątków Polski będą się mogli identyfikować z jakimś klubem i "wypad" na niedzielny mecz na jakimś odpowiednim poziomie nie będzie daleką wycirczką.

Odpowiedz
Jakub Mieżejewski (gość) - 8 lat temu

Okej, zrozumiałbym ten argument, gdyby rzeczywiście kibice w tych miastach pchali się na mecze drzwiami i oknami. W Lublinie, gdzie gra Łęczna ekstraklasy nie było od lat 90, a średnia frekwencja poniżej ... 5 tys. Na Koronie regularnie pustki. A autentycznie to są jedyne kluby w regionie. Czyli wynika z tego, że ludzie piłkę w tych miastach mają gdzieś.

Co do klubów z problemami finansowymi, nikt nie jest za degradacją Wisły tu i teraz, bo wpadli kryzys, ale jeśli swego czasu w Polonii Bytom mówiło się, że "u nas nie ma pieniędzy, ciepłej wody, każdy pierze swoje stroje na własną rękę, ale jest dobra atmosfera!" to to głęboko patologia. Podobnie jak to, że Ruch, czy Korona od wielu lat jest na garnuszku miasta. Przecież te przy sensownym zarządzaniu mają szansę wyjść na finansową prostą, ale tego nie robią. No to skoro nie potrafią się dostosować do absolutnego minimum, to sory, ale za wszelką cenę bronić ich nie będziemy

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze