Jeszcze rok temu mało kto go znał. Gdy dostał powołanie do reprezentacji, kibice kręcili nosem, pytając: "Czemu nie Jarka, który w lidze strzela dużo bramek"? Występy w drużynie narodowej szybko ten stan zweryfikowały. Tomasz Zahorski jest obecnie uznawany jako jeden z największych talentów w Polsce. W rozmowie z iGolem opowiada o początkach kariery, sławie i reprezentacji.
Pamięta pan jeszcze Pisę Barczewo?
Oczywiście! To jest klub z mojej miejscowości i w nim rozpocząłem przygodę z piłką. Zawsze go będę bardzo miło wspominał.
Marzył pan wtedy o grze w reprezentacji czy temat sławy był raczej nie do pomyślenia?
Zawsze miałem w głowie to, żeby grać na najwyższym poziomie. Na pewno nie myślałem, że to się tak szybko potoczy, ale jakieś myśli świtały.
A obecnie sława daje się we znaki czy nie ma problemów z popularnością?
Wydaje mi się, że nie mam z tym problemów. Nie uważam też, żeby tej sławy było za dużo, czy za mało. Na pewno mi nie przeszkadza, ani nie pomaga. Dalej robię to, co mam robić i wszystko zmierza w dobrym kierunku.
A jak się zaczęła pańska przygoda z piłką? Było to odwieczne marzenie czy wola rodziców?
Mój ojciec był, a właściwie do tej pory jest trenerem. Od małego zabierał mnie na boisko. Grałem w piłkę poprzez wszystkie grupy młodzieżowe, aż do seniorów. Przechodziłem z klasy do klasy, aż w końcu znalazłem się na boiskach pierwszoligowych.
Grając jeszcze jako młodzieżowiec napotykał pan na problemy, czy od początku był to właściwy Tomasz Zahorski?
Oczywiście były różne momenty i jakieś perypetie związane z piłką nożną. Byłem chłopakiem dosyć późno dojrzewającym, koledzy szybciej dorastali, a ja miałem problemy z graniem; trenerzy szukali mi różnych pozycji. Ale później, z wiekiem, było mi coraz łatwiej i na tyle dobrze, że udało się przejść z czwartoligowego OKS-u Olsztyn do pierwszoligowego Groclinu.
Zmiana dała w kość czy przeskok o trzy ligi nie stanowił problemu?
Problemów raczej nie było i szybko się zaaklimatyzowałem w drużynie. Było parę osób, które mi pomogło, w szczególności starsi piłkarze z Groclinu – Piotrek Piechniak i Piotrek Rocki. Dzięki nim szybko się zaadoptowałem, a problemów z wydolnością i siłą nigdy nie miałem, także w sprawach czysto piłkarskich też było dobrze.
Jakie są ambicje Tomasza Zahorskiego w chwili obecnej? Czy marzy pan marzy pan o grze w jakimś klubie?
Na razie jest mi dobrze tutaj, w Zabrzu. Z Górnika dostałem pierwsze powołanie do seniorskiej reprezentacji Polski, kontrakt z klubem obowiązuje mnie jeszcze przez 3,5 roku i nie zamierzam się stąd ruszać. Moim celem w tym roku jest, przede wszystkim, wyjazd na Mistrzostwa Europy.
Artur Boruc przechodząc do Celtiku zażartował, że wolałby Barcelonę. Ma pan też taki klub – marzenie?
Wydaje mi się, że jeszcze nie pora mówić o tak wielkich firmach. Na pewno stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej, na pewno z Górnikiem chciałbym grać o coraz wyższe cele. Kluby się zgłaszają, jest jakieś zainteresowanie moją osobą, ale przed mistrzostwami nie chcę zmieniać otoczenia i grać tutaj regularnie, żeby pojechać na Euro.
Jeszcze przed wyjazdem na Cypr (28.01), gdzie reprezentacja zagra z Finlandią i Czechami, był pan z Górnikiem na obozie w Wiśle. Dwa zgrupowania w tak krótkim czasie – czy to niezbyt duże obciążenie?
Organizm jest przemęczony, dlatego klub dał nam jeden dzień wolnego, a później treningi będą troszeczkę luźniejsze. W poniedziałek wylatuję z dwoma kolegami z Górnika [Mariuszem Pawelecem i Michałem Pazdanem – przyp. red.] na Cypr. Co prawda oni będą grali tylko jeden mecz, a ja zostaję na całe zgrupowanie, ale organizm jest już do tego przyzwyczajony. Trenerzy pracują z zawodnikami bardzo dobrze i nie ma mowy o ‘zajechaniu’.
Z kim pan się przyjaźni w kadrze?
Jeżeli powołanie otrzymują również koledzy z klubu, to trzymam się głównie z nimi. Ale poznaję różnych zawodników i próbuję się zaprzyjaźnić z różnymi ludźmi.
Leo Beenhakker pozwala wam ustalać kto z kim mieszka w pokoju?
Tak. Dobieramy się dwójkami, według uznania, i nie ma z tym żadnego problemu.
Przypomina pan stylem gry Macieja Żurawskiego, a więc nieco cofniętego napastnika. To wynik wskazówek trenera, czy własne upodobanie?
Jest to mój styl gry, ja go preferuję, i na razie dobrze mi to wychodzi. A jeśli coś dobrze wychodzi, to trzeba to kontynuować. Widocznie potrzeba takiego drugiego Macieja Żurawskiego, choć nie chcę być do niego porównywany, z całym szacunkiem do jego osoby. Myślę, że każdy pracuje na swoje nazwisko. Gram to co potrafię i to, czego trenerzy ode mnie oczekują.
Maciej Żurawski również jedzie na Cypr. Będzie ostra rywalizacja o miejsce w składzie?
W każdej drużynie jest i musi być rywalizacja. W kadrze narodowej tym bardziej – dla dobra zespołu.
W reprezentacji znalazło się tylko dwóch typowych 'kilerów’. Na mecz z Finlandią powołany został Paweł Brożek, a z Czechami zagrać ma Artur Wichniarek. To wystarczająca ilość snajperów, aby wygrać potyczki z tak mocnymi przeciwnikami?
Nie wiem. Paweł Brożek strzela dużo goli w lidze, Wichniarek długo powołania nie dostawał, ale w końcu się doczekał. Na pewno będą mieli szansę, żeby pokazać się z dobrej strony. Teraz już tylko od nich zależy, czy ją wykorzystają.
A może Tomasz Zahorski przejmie rolę super strzelca? W meczu z Serbią udowodnił pan swoją uniwersalność.
Staram się grać dobrze tam, gdzie mnie trener wystawia. Akurat była potrzeba, żebym zagrał na lewej pomocy. Wyszło to dobrze, choć czuję się lepiej grając na typowej dla mnie pozycji, w ataku. Ale jeśli zaistnieje sytuacja, w której będę musiał grać gdzie indziej, to trzeba będzie sobie radzić.
Przed panem dwa spotkania na Cyprze. Tomasz Zahorski typuje…
To będą zwycięskie pojedynki. Z Finlandią wygramy 2-0, a z Czechami 2-1 (śmiech).