Swego czasu stwierdził, że w przypływie wielkich pieniędzy piłkarze tracą naturalne instynkty, gubiąc własną tożsamość. Zapewniał, że dla Arsenalu Londyn mógłby zrobić wszystko – nawet grać za darmo! Dziś jest piłkarzem Manchester City, ale nim trafił na City of Manchester Stadium, zdążył setki razy pokłócić się z Arsenem Wengerem o podwyżkę i obdzwonić menedżerów pozostałych klubów „wielkiej czwórki”, czy nie widzieliby go w swoim zespole. I chociaż fani Citizens, póki co, nie darzą wielką sympatią Emmanuela Adebayora, to właśnie od jego postawy w głównej mierze zależeć będzie, czy Błękitno-biali zdobędą pierwsze od 1968 r. mistrzostwo Anglii.
– Nie jestem tu dla pieniędzy – zakomunikował popularny Ade na pierwszej konferencji prasowej w barwach MC. Mało kto mu jednak uwierzył, zwłaszcza po tym, co mówił tuż przed końcem sezonu, a także zaraz po otwarciu letniego okienka transferowego. – Na sto procent zostaję w Londynie. Sezon 2008/2009 nie był w moim wykonaniu udany, ale w kolejnym sprawię, że zdobędziemy wszystkie możliwe trofea. Nie odejdę z The Emirates Stadium, póki nie zrealizuję założonych sobie celów. To Arsenal uczynił ze mnie napastnika klasy światowej i chcę się teraz Kanonierom za to odwdzięczyć – powiedział w wywiadzie dla „BBC”. Parę dni później jednak jakby zapomniał o tym, co zrobił dla niego Arsene Wenger, bo bez cienia zażenowania wyznał: – Od dziecka kocham AC Milan. Rossonerich wygrali Ligę Mistrzów aż siedem razy, a Arsenal ani razu. I chociaż sam Silvio Berlusconi na łamach włoskiej prasy ogłosił, że ACM jest na najlepszej drodze aby pozyskać reprezentanta Togo, a Adriano Galliani kontaktował się w tej sprawie z Wengerem, to jednak rozmowy w pewnym momencie utknęły w martwym punkcie. Zdesperowany Ade zaczął więc wydzwaniać do menedżerów Chelsea Londyn, FC Liverpool i Manchester United z pytaniem, czy nie poszukują czasem napastnika o podobnych walorach i warunkach fizycznych co on, ale wszędzie słyszał w odpowiedzi stanowcze „Nie”. Sprawa może i by nie wyszła na jaw, gdyby nie sir Alex Ferguson, który ujawnił, że Adebayor męczył go zapytaniami, czy aby na pewno nie chce go mieć u siebie w drużynie. Dodatkowym policzkiem dla byłego już napastnika Arsenalu był fakt, że kilkanaście dni później Czerwone Diabły sprowadziły do siebie Michaela Owena, który w ciągu ostatnich czterech lat częściej niż na boisku, widywany był w lekarskich gabinetach…
Gdy już stało się jasnym, że Ade zmuszony grać będzie jedynie w Manchester City, reprezentant Togo szybko rozpoczął próbę przekonania kibiców do swojej. – Kibice MC są inni od fanów Arsenalu. Charakteryzują się niesamowitą żywiołowością, gorącym dopingiem przez całe 90 minut. Sympatycy Kanonierów byli pod tym względem zupełnie inni. Inni znaczy gorsi. Odwrócili się ode mnie, gdy tylko zaczęły interesować się moją osobą takie kluby jak Milan czy Real Madryt. Dziwne jednak, że nie zrobili tego samego Cescowi Fabregasowi, gdy pytała o niego FC Barcelona. Nigdy nie chciałem odchodzić z The Emirates Stadium. Dowiedziałem się jednak, że Arsenal potrzebuje szybko pieniędzy, co było główną przyczyną transferu — stwierdził na łamach „Daily Mail”. Nie dziwne więc, że po takim labiryncie niejasnych wypowiedzi, w którym nawet sam zainteresowany nie bardzo mógł się odnaleźć, fani na City of Manchester Stadium nie czekali w napięciu na jego przybycie, jak socios Realu na przyjście Kaki i Cristiano Ronaldo. Cios w plecy Emmanuelowi wbił jeszcze na odchodne Gael Clichy, który oskarżył go o przenosiny do MC wyłącznie ze względu na pieniądze. I choć potem Francuz, w wywiadzie dla oficjalnej strony internetowej Kanonierów, zaprzeczył jakoby miał wypowiedzieć takie słowa, w Londynie każdy wiedział co się święci. Wypowiedzi m.in. Fabregasa, Andrieja Arszawina czy Robina van Persiego podkreślające, jak wielką stratę poniósł Arsenal, to tylko zasłona dymna. W rzeczywistości wszyscy przy Avenell Road odetchnęli z ulgą, gdy Adebayor wyjechał do Manchesteru. Bo też mimo niesamowitych umiejętności i wielkiego talentu jakim dysponował Ade, nie był on nigdy w stolicy Anglii specjalnie lubiany przez kolegów z zespołu.
Emma zawsze miał bowiem wysokie mniemanie o sobie. Zaraz po przejściu do Arsenalu, jeszcze wówczas na Highbury, panoszył się jak paw, a przecież w poprzednim klubie – AS Monaco, w przeciągu trzech lat rozegrał 78 meczów i strzelił 18 goli. Ów bilans na pewno nie rzucał nikogo na kolana. Nie przeszkadzało to jednak Adebayorowi w tym, by uważać się za najlepszego gracza Kanonierów. Na boisku nie miał zwyczaju rozstawać się z piłką, odgrywając ją do partnerów tylko w ostateczności. Czasem miało się wrażenie, że celem urodzonego w Lome atakującego jest przedryblowanie nie tylko wszystkich zawodników drużyny rywala, ale również i obu słupków bramki, a także chorągiewek w narożnikach boiska. Nie trudno się dziwić więc, że zachowując się tak, a nie inaczej, Ade raczej w Londynie więcej miał przeciwników aniżeli zwolenników. No i do tego jeszcze dochodzi nieustanna pogoń za pieniądzem. W Afryce jest takie powiedzenie: „Jeśli wjechałeś już na szczyt, nie zapomnij wysłać windy na dół, by i inni mogli się tam dostać”. Adebayor wyznaje chyba jednak zasadę, że windę trzeba wysłać tylko po to, by ktoś zapakował do niej jeszcze większą kwotę, niż zawiózł ostatnio. To właśnie Emmanuel był pomysłodawcą buntu piłkarzy reprezentacji Togo tuż przed ostatnim meczem fazy grupowej MŚ 2006 z Francją. Piłkarze Les Epervies, mimo obietnic związku, wciąż nie mogli doczekać się premii za historyczny awans na mundial i postanowili za namową właśnie Ade, zbojkotować mecz z Trójkolorowymi. Na szczęście dramatyczny apel ich selekcjonera, Otto Pfistera, sprawił, że Togijczycy postanowili łaskawie zagrać z Francuzami, ale był to nienamacalny dowód na to, w jak wielkim poważaniu futbol miał (a może dalej ma?) Emmanuel Adebayor. Nikogo więc nie powinno dziwić, jak gęsta atmosfera towarzyszyła przybyciu Ade na City of Manchester Stadium. Togijczyk już na wstępie narobił sobie wielu wrogów, ale teraz ma przed sobą cały, długi sezon na przekonanie fanów do swojej osoby. Zaczął od naprawdę mocnego uderzenia – dwa gole w dwóch pierwszych meczach z Blackburn Rovers i Wolverhampton Wanderers robią wrażenie. Co Adebayor może dać Manchester City?
Przede wszystkim niesamowitą siłę, bo też jest zawodnikiem potężnie zbudowanym (190 cm wzrostu i 75 kg wagi). Niezwykle trudno jest go przepchać i wygrać z nim pojedynek główkowy. Miejsce w pierwszym składzie, przynajmniej na razie, powinien mieć zagwarantowane, gdyż pozostali napastnicy, których ma do dyspozycji Mark Hughes to piłkarze raczej filigranowi, nie imponujący raczej muskulaturą. Minusy? Na pewno boiskowy egoizm, który sprawia, że Ade raczej nie wygra klasyfikacji najlepszych asystentów Premiership.
Zalety i wady innych napastników MC:
Robinho
Zalety: Fenomenalna technika, której po odejściu do Realu Madryt Cristiano Ronaldo, w Premiership nie ma nikt. Do tego niesamowita szybkość i umiejętność wypracowywania sobie sytuacji, co sprawia, że postawa Brazylijczyka nie jest uzależniona od gry pomocników.
Wady: Podobnie jak w przypadku Adebayora, przesadna skłonność do dryblingów, która sprawia, że były piłkarz Realu Madryt również niechętnie pozbywa się piłki.
Carlos Tevez
Zalety: Zadziorność, ambicja i żelazna kondycja, która sprawia, że Carlitos przez cały mecz może biegać od pola karnego do pola karnego, dosłownie zamęczając rywali.
Wady: Słaba jak na napastnika skuteczność – w zeszłym sezonie strzelił przecież dla Manchester United zaledwie cztery gole, co w głównej mierze sprawiło, że sir Alex Ferguson bez żalu się go pozbył.
Roque Santa Cruz
Zalety: Typowy lis pola karnego, grający na granicy spalonego, który jednak do perfekcji opanował „usypanie obrońców”, wykorzystując potem ich nieuwagę.
Wady: To nie jest „zadziora” jak Tevez, gra raczej elegancko i wystarczy, że rywale w starciu z nim nie przebierają w środkach, co wystarcza, by Paragwajczyk przestał być aktywny.
Craig Bellamy
Zalety: Podobnie jak w przypadku Carlitosa, ambicja aż go zżera, nawet w 90. minucie potrafi grać wysokim pressingiem, próbując odebrać piłkę bramkarzowi przeciwników. Do tego świetnie uderza z dystansu.
Wady: Niezwykle łatwo go wyprowadzić z równowagi. Santa Cruz po ostrych wejściach rywali, może co najwyżej stracić ochotę do gry, Bellamy od razu straciłby panowanie nad sobą, co mogłoby się skończyć wyrzuceniem z boiska.
Benjamin Mwaruwari
Zalety: Niezła szybkość, choć nie tak wspaniała jak u Robinho.
Wady: Ogromna chimeryczność, która sprawia, że w prywatnym rankingu napastników Marka Hughes`a zajmuje ostatnie miejsce.