W ostatni piątek piłkarze Zagłębia Sosnowiec zdali kolejny egzamin dojrzałości, remisując z faworyzowaną Arką Gdynia na wyjeździe. W tabeli I ligi sosnowiczanie są na trzecim miejscu i wciąż liczą się w grze o promocję do ekstraklasy. Czy czarny koń rozgrywek wytrzyma presję i do końca będzie walczyć o awans?
Równo rok temu śląska drużyna zajmowała 8. miejsce na trzecim szczeblu rozgrywkowym, wegetując bez większego celu. Po 12 miesiącach sytuacja Zagłębia zmieniła się o 180 stopni. Podopieczni Artura Derbina rozegrali fenomenalną rundę jesienną i niespodziewanie włączyli się w walkę o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, czym zaszokowali opinię publiczną.
Skrót meczu z Arką Gdynia
Ich piękny sen miał zostać przerwany 11 marca w Gdyni, kiedy to sosnowiczanie rozgrywali spotkanie z piekielnie silną jak na pierwszoligowe warunki Arką. Przy obecności ośmiu tysięcy kibiców (rekord frekwencji I ligi w tym sezonie) goście mieli dostać bolesną lekcję, która na dobre wybiłaby im z głowy marzenia o powrocie do ekstraklasy. Koniec końców to arkowcy byli bardziej zadowoleni z remisu, gdyż Dawid Formella zdobył wyrównującą bramkę dopiero w 90. minucie meczu. Gdyby nie to, Zagłębie Sosnowiec zbliżyłoby się do Arki na zaledwie punkt. Ten wynik, a zwłaszcza dobra postawa drużyny sprawiły, że w Sosnowcu wszyscy są przekonani o tym, że zespół Derbina wytrzyma presję i do końca będzie się liczyć w walce o awans. Sprawdziliśmy, czy mają jakiekolwiek podstawy, by tak sądzić.
Siła doświadczenia
Patrząc na kadrę Zagłębia, widzimy mieszankę rutyny z młodością. W drużynie grają młodzi, zdolni piłkarze (Jakub Arak, Robert Bartczak), ale też zawodnicy, którzy z niejednego pieca jedli chleb (Grzegorz Fonfara, Sebastian Dudek, Jakub Wilk). To nie zawsze dobrze, ale w tym przypadku ich doświadczenie może się okazać niezbędne. Poza tym możemy być pewni, że nie pękną psychicznie w kluczowym momencie sezonu. Zresztą czym dla Dudka i Wilka jest walka o awans do ekstraklasy w, umówmy się, peryferyjnym Zagłębiu Sosnowiec, jeśli mają na swoim koncie mistrzostwa Polski i grę w europejskich pucharach.
Z presją powinien sobie również poradzić zaciąg piłkarzy wypożyczonych z Legii Warszawa. Bądź co bądź chłopcy rodem z Łazienkowskiej są wychowani w klubie, w którym dążenie zarówno do indywidualnych, jak i drużynowych sukcesów jest niemal obsesją. Jeśli chcą zaistnieć w piłce na najwyższym poziomie, rozegranie dobrej rundy wiosennej w Zagłębiu powinno być dla nich obowiązkiem. Patrząc na to, jak wyglądali w meczach z Wigrami Suwałki i Arką Gdynia, możemy się spodziewać, że tak właśnie będzie.
Awans nie jest koniecznością
Wbrew pozorom nikt w Sosnowcu nie głosi haseł typu: „ekstraklasa albo śmierć”. A mogliby, w końcu Zagłębie to klub z wielkimi tradycjami, były wicemistrz Polski, niewidziany w najwyższej klasie rozgrywkowej od 2008 roku. Głód wielkiej piłki wśród kibiców drużyny jest ogromny. Jednak ci, którzy powinni chłodzić nastroje, czyli prezesi klubu i trenerzy, zachowują zdrowy rozsądek. Od kilku lat skład sosnowiczan wzmacniany jest w okienku maksymalnie o trzech, czterech zawodników. Na szczęście wciąż dość rozmyta wizja awansu nie sprawiła, że ta taktyka transferowa się zmieniła. Tej zimy na Stadion Ludowy przy ul. Kresowej przybyło czterech piłkarzy: Michał Bajdur i Robert Bartczak wypożyczeni z Legii Warszawa, a także Bułgar Dimityr Wezałow mający na swoim koncie ponad 100 występów w najwyższej lidze swojego kraju. Czwartym do brydża jest pozyskany tuż przed rozpoczęciem rundy wiosennej Carles Martinez.
Wiele również mówi się o atmosferze panującej w Sosnowcu. Szatnia jest jedną wielką rodziną, piłkarze spędzają ze sobą czas poza treningami, a szkoleniowiec Artur Derbin znany jest z tego, że ma doskonały kontakt z zawodnikami, co bardzo często przyznawali jego podopieczni w wywiadach. W drużynie, w której wszyscy się dobrze czują, a trenerzy chłodzą nastroje, trudno uwierzyć w nagłą zapaść najważniejszych graczy.
Drugoligowa zaprawka
Na korzyść sosnowiczan przemawia również fakt, że zespół w końcówce poprzedniego sezonu przeszedł prawdziwą szkołę życia. Po rundzie wiosennej Zagłębie traciło aż osiem punktów do czołówki i zajmowało miejsce w środku stawki. Jednak w kluczowym momencie rozgrywek podopieczni Derbina pokazali klasę, nie przegrali żadnego z ostatnich 14 spotkań, byli najlepszą drużyną wiosny i odrobili straty. Wtedy autentycznie ciążyła na nich duża presja, wówczas też wiele mówiono o tym, że kolejny nieudany sezon może doprowadzić do sporego wstrząsu w Sosnowcu. Większość obecnie grających piłkarzy pamięta tamte rozgrywki, więc czemu nie mieliby tego powtórzyć na przestrzeni marca i czerwca 2016 roku?
http://i65.tinypic.com/15rbfdd.jpg
Tak wyglądała pogoń Zagłębia Sosnowiec za czołówką II ligi w poprzednim sezonie. Chyba poradziło sobie z presją? (fot. Transfermarkt.pl)
Jednak najwięcej optymizmu kibice Zagłębia powinni szukać nie w skomplikowanych analizach czy historii, ale na boisku. Kto oglądał wczorajszy mecz sosnowiczan z Lechem Poznań, ten wie, o czym mowa. Patrząc na to, jak Fidziukiewicz i spółka wyglądali na tle mistrza Polski, jasne jest to, że ta ekipa nie spali się psychicznie w kluczowych momentach I ligi. Dlatego też jesteśmy dziwnie pewni, że Zagłębie Sosnowiec do końca będzie się biło o awans do ekstraklasy. Czy z powodzeniem? Tego w tym momencie przewidzieć się nie da.