W niedzielę, 9 maja, rozegrana zostanie ostatnia kolejka Premiership 2009/2010. Jeśli chodzi o kwestię tytułu mistrzowskiego, wszystko jest tutaj jeszcze do przegrania.

Liderująca Chelsea przywita na Stamford Bridge Wigan Athletic, piętnasty klub ligi. Jeszcze do ubiegłego tygodnia zagrożeni spadkiem podopieczni Roberto Martineza są ostatnią przeszkodą na drodze „The Blues” po mistrzowski tytuł.
– To wspaniałe uczucie pojechać tam i wiedzieć, że patrzy na nas cały piłkarski świat. Spróbujemy wygrać, nie mamy nic do stracenia – twierdzi Martinez. Carlo Ancelotti zachowuje spokój i przypomina rozgorączkowanym fanom, że najpierw trzeba wygrać to spotkanie, a później myśleć o świętowaniu.
Nic dziwnego, że Włoch jest powściągliwy. Podczas swojego 8-letniego pobytu w AC Milan Ancelotti zdobył tylko jeden tytuł Serie A. Dwa razy częściej wygrywał nawet Ligę Mistrzów. Teraz ma szansę dać Chelsea jej czwarte w historii mistrzostwo Anglii i, jak aż zbyt często się powtarza, pierwsze od czasu wyrzucenia z klubu Jose Mourinho.
Wystarczy pokonać znacznie niżej klasyfikowanego rywala, który w poprzedniej kolejce zremisował w ostatniej chwili ze spadkowiczem z Hull City. „The Blues” ogrywali w tym czasie Liverpool, ale pewne obawy mieć muszą. Choćby dlatego, że w pierwszym spotkaniu to Wigan było górą. Zwycięstwo gospodarzy 3:1 (m.in. dzięki czerwonej kartce dla Petra Cecha) zdziwiło obserwatorów i wybiło z rytmu świetnie wtedy radzącą sobie Chelsea. Jak będzie tym razem? Zdania są podzielone pomiędzy tych, którzy uważają, że spotkanie rozstrzygnie się na korzyść Drogby i spółki już do przerwy i tych, którzy spodziewają się niespodzianki.
Do tej drugiej grupy należą zapewne piłkarze i kibice Manchesteru United. Ich klub, po trzech mistrzostwach Anglii z rzędu, znalazł się w nieprzyjemnej sytuacji: może wygrać swój mecz i tylko spoglądać na wyniki pojedynku w Londynie (wszystkie mecze zaczynają się o tej samej porze). O spełnienie tego pierwszego warunku trudno nie będzie, bo „Czerwone Diabły” zagrają u siebie ze Stoke City, które Chelsea niedawno rozgromiła 7:0. Gracze Tony’ego Pullisa będą też dodatkowo zmęczeni swoim środowym, wygranym 1:0 meczem na wyjeździe z Fulham.
A skoro o Fulham mowa, finalista Ligi Europejskiej zakończy sezon w Londynie, ale meczem wyjazdowym. Gracze Roya Hodgsona spotkają się na Emirates Stadium z Arsenalem w ostatnich w tym sezonie derbach stolicy. Trzech punktów zdecydowanie bardziej potrzebują gospodarze, którzy mogą jeszcze stracić swoje trzecie miejsce w tabeli. Fulham grał niemal pierwszym składem ze Stoke, więc teraz kilku piłkarzy może dostać wolne przed finałem Ligi Europejskiej z Atletico Madryt. Wygrana klubu z Craven Cottage będzie niespodzianką, ale niespodziewane porażki to ostatnio w Arsenalu coraz częstszy widok. Czy na koniec sezonu Arsene Wenger znów nie poda ręki trenerowi rywali? Niedługo bukmacherzy zaczną na to przyjmować zakłady.
Na innych angielskich stadionach powinno być mniej konfliktowo, bo i nie bardzo jest o co grać. West Ham, już pewny utrzymania, podejmie u siebie niemogący już awansować do Ligi Mistrzów Manchester City, świętujący od środy gracze Tottenhamu zagrają na wyjeździe z Burnley, które po wakacjach wraca do Championship, a zdegradowani do roli siódmego zespołu ligi „The Reds” Rafaela Beniteza kończą sezon u kolejnego spadkowicza, Hull City. Poza pożegnalnymi oprawami na trybunach i ewentualnymi kłótniami sfrustrowanych gwiazd „The Citizens”, trudno znaleźć inne powody, by przekonać widzów do oglądania tych spotkań.
W Anglii nie zniechęci to jednak nikogo. Ostatnia kolejka sezonu ligowego to tam ważne wydarzenie: rodzaj podniosłego, a zarazem smutnego święta. Ukochane drużyny przestaną przecież grać aż do sierpnia. W połączeniu z brakiem drużyny z Premiership w finale Ligi Mistrzów, to prawdziwa tragedia. Na Wyspach wszyscy będą „opłakiwać” ją z szalikami w rękach.