Wraca dojrzały Real Madryt. O samowolnej drużynie, która podbiła stolicę


Główne role w derbach Madrytu należały do trenerów. Spektakl Zidane'a. Koszmar Simeone

13 grudnia 2020 Wraca dojrzały Real Madryt. O samowolnej drużynie, która podbiła stolicę

Obecny sezon w Hiszpanii trwa zaledwie trzy miesiące, a już z ust wielu sympatyków tamtejszej piłki słychać jednogłośne stwierdzenia: mistrzem będzie Atletico Madryt. Dziewięć punktów przewagi nad Realem Madryt, 12 nad Barceloną, do tego zaległe spotkanie. Odmienieni "Los Colchoneros" pędzili bez porażki. Na drodze podopiecznych Diego Simeone stanął szlaban z napisem "Real Madryt". Po raz drugi w roku kalendarzowym piłkarze "Królewskich" pokonali rywali zza miedzy. Tym lepiej to smakuje, że nikomu innemu na boiskach ligowych ta sztuka w 2020 roku się nie udała.


Udostępnij na Udostępnij na

Wszystkie znaki na niebie wskazywały, że to może być ten sezon, że wyczyn z roku 2014 zostanie powtórzony. Ponownie sięgnięto po niechcianą legendę FC Barcelona, a więc ponownie liczono na ten sam scenariusz. Nadal liczy się, bo przecież jeszcze nic straconego. Choć przegrane derby Madrytu przez Atletico Madryt to nie tylko pierwsza porażka ligowa w sezonie. To przede wszystkim dowód bezradności Simeone.

Wrócił on, wrócił Real Madryt

Real Madryt stłamsił rywali. Od pierwszej minuty spotkania dominował nad nimi, przejął kontrolę i decydował o kolejnych ruchach. Doświadczeniem i jakością z przodu dysponował Karim Benzema, który w obecnej kampanii staje się bezsprzecznym liderem całej drużyny. Z tyłu jest nim Sergio Ramos, w środku ten obowiązek najczęściej rozkłada się na kilku zawodników. Z przodu natomiast króluje jeden piłkarz. Odblokowany po odejściu Ronaldo, tak późno pokazujący pełnię swoich umiejętności.

Na listę strzelców wpisał się jednak Casemiro. Wiemy, kto strzelił bramkę, więc domyślać się możemy, że została ona zdobyta po dośrodkowaniu. I chyba w tym cały sukces Realu Madryt Zinedine’a Zidane’a. Wróciły wrzutki, wróciły zwycięstwa. Błąd w defensywie i szybko strzelona bramka ustawiła derby stolicy Hiszpanii. I tak do końca pierwszej połowy, w której goście nie oddali żadnego strzału.

Totalna bezradność. Zabrano im piłkę (przy której w tym sezonie utrzymują się częściej niż zwykle), zabrano im wiarę. Nie wychodziły kontry, brakowało małej gry. Nijakie Atletico z frustrującym się z przodu Suarezem musiało coś zmienić po przerwie. Simeone zdecydował się na odważne ruchy, które okazały się strzałem w stopę. Wprowadzeni Lemar i Correa niemal z miejsca otrzymali żółte kartki. Trzecim zmiennikiem był Lodi, który po wejściu przypominał zmiennika Jordiego Alby.

I tu już wiedzieliśmy, że za mecz największą cenę zapłacić będzie musiał Diego Simeone. Nietrafione zmiany, tragiczna pierwsza połowa spotkania. Stonowany Francuz na ławce trenerskiej Realu Madryt wprowadził argentyńskiego szkoleniowca gości w zamęt. Mecz w wykonaniu gospodarzy układał się całkowicie po ich myśli. Nie wydarzyło się nic, przez co Real zmuszony był do jakichkolwiek korekt. W żadnym momencie meczu kibic nie pomyślał, że Atletico Madryt jest w stanie odmienić losy gry. Przeszkadzali sami sobie, popełniali mnóstwo przewinień. Byli agresywni, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Zasługiwali na co najwyżej wyższy wymiar kary.

Zagramy, jak chcemy i kiedy chcemy

Znowu to robią! Wychodzą zmotywowani i przejeżdżają się po rywalu. Wychodzą na główną scenę i dostarczają widowiska. Robią to jednak wtedy, kiedy mają na to ochotę. Lub kiedy się pali. A jeszcze tydzień temu pożar zdawał się być nie do ugaszenia. Wysoka, kompromitująca porażka na początku listopada z Valencią. Niecały miesiąc później porażki z Deportivo Alaves i Szachtarem. Zwłaszcza ta druga mogła dawać wiele do myślenia. Sytuacja w grupie Ligi Mistrzów na moment wyślizgnęła się spod kontroli. Było się można jednak spodziewać, że to właściwy moment, aby Real Madryt się przebudził. I tak się stało.

„Królewscy” w tydzień zdobyli porządnego hattricka. Wyjazdowa i jakże cenna wygrana z Sevillą. Świetne środowe zawody w Lidze Mistrzów, dające awans do fazy pucharowej z pierwszego miejsca. Trzy dni później pewne zwycięstwo w derbach Madrytu. W ciągu kilkudziesięciu godzin Real rozegrał dwa najważniejsze i zdecydowanie najlepsze spotkania w obecnym sezonie.

Klub i ich kibice byli w piekle. Tymczasem są na drodze do raju. Oczywiście Real jeszcze niczego nie zdobył. Ba, nadal nie jest faworytem do wygrania czegokolwiek. Ale pasek ładowania ich formy wszyscy widzą. Ten zdaje się coraz szybciej napełniać. Piłkarze poczuli krew, a tę zapewnia im Zinedine Zidane. Wszyscy za wodzem. „One more time”.

Ten jeszcze jeden raz powiedzieć trzeba, że Real Madryt może wszystko. Dzieje się tak, kiedy chce lub musi. Niekiedy łatwiej jest przejechać się po Atletico, aniżeli zmotywować się na sobotni pojedynek z Alaves. „Królewscy” spinają się na największe spektakle przyciągające tłumy. Omijają te, które rozgrywane są na tle innych wydarzeń. Po raz kolejny zobaczyliśmy, jak wielką rolę odgrywa szatnia pod wodzą Zinedine’a Zidane’a. Pełna koncentracja i motywacja, a drużyna staje się jedną z najlepszych na świecie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze