65. derby Łodzi za nami! Widzew – ŁKS 0:2


Podopieczni Stawowego nie zawiedli i zapewnili sobie tymczasowe panowanie w mieście. Ale dokąd zmierza Widzew?

16 września 2020 65. derby Łodzi za nami! Widzew – ŁKS 0:2
Artur Kraszewski/ŁKS Łódź

Koniec czekania. Dziś po trzech latach przerwy znowu mogliśmy emocjonować się derbami Łodzi, tym razem na zapleczu ekstraklasy. I choć oba zespoły sezon ten rozpoczęły różnie, to cel miały jeden – triumf nad rywalem zza miedzy. Sztuka ta udała się drużynie ŁKS-u, która była stawiana w roli faworyta. Gole dla „Rycerzy Wiosny” strzelali Maksymilian Rozwandowicz oraz Adrian Klimczak. A Widzew? Można się zastanawiać, dokąd to wszystko zmierza.


Udostępnij na Udostępnij na

Włodzimierz Smolarek, Dariusz Podolski, Marek Saganowski czy Longin Janeczek. Te nazwiska niewątpliwie kojarzą się z derbami Łodzi. Historia rywalizacji Widzewa z ŁKS-em sięga jeszcze okresu przedwojennego. Dziś oba te zespoły stanęły ze sobą w szranki po raz 65. w oficjalnych rozgrywkach. Dotychczasowy bilans przemawiał na korzyść Widzewa. Faworytem tego meczu zdawał się jednak Łódzki Klub Sportowy.

Z tego, jak wielką wagę mają derby Łodzi, sprawę zdawali sobie wszyscy. – Wiemy, że ten mecz jest bardzo ważny dla kibiców. Nie budujemy jednak sztucznej presji. Mamy świadomość swojego potencjału – zapewniał na przedmeczowej konferencji szkoleniowiec ŁKS-u, Wojciech Stawowy.

Widzew i ŁKS, czyli początki zgoła odmienne

Drużyny z Łodzi dość odmiennie rozpoczęły ligowe zmagania w tym sezonie. Powody do radości zdecydowanie przed dzisiejszym meczem mogli mieć kibice przy al. Unii. Można śmiało bowiem rzec, że podopieczni Stawowego poczuli wreszcie piłkarskiego bluesa, co z automatu przełożyło się na dobre wyniki.

Pierwsze dwie kolejki? Dwa pewne zwycięstwa – z Odrą Opole i Stomilem Olsztyn. Do tego dołożyć można jeszcze wygraną w Pucharze Polski. Tam ŁKS mierzył się z ekstraklasowym Śląskiem Wrocław.

O wiele gorsze nastroje panują w Widzewie, który przed derbami okupował ostatnie miejsce w tabeli. I nie było to dziełem przypadku. – Wiadomo, że będę życzył mojemu klubowi jak najlepszych wyników. To są jednak tylko życzenia, bo pamiętajmy, że to zawodnicy muszą dać z siebie wszystko. ŁKS jest faworytem, ale gramy u siebie.

Za zawodnikami 5600 kibiców, którzy na pewno stworzą atmosferę porównywalną do tej, kiedy na trybunach jest 16 tysięcy. Są mecze, które wybitnie pasują do przełamania się, derby są doskonałym takim przykładem – podkreślał Krzysztof Kamiński, legenda Widzewa, w jednej z audycji w klubowym radiu.

Wędka dla Pawłowskiego

Sporym, ale niejedynym, winowajcą tych dwóch porażek Widzewa na starcie rozgrywek był bramkarz, Wojciech Pawłowski. W pierwszej kolejce wychowanek Bałtyku Koszalin zawinił przy trzech golach, czego pokłosiem była wysoka porażka „Czerwonej Armii” z Radomiakiem Radom.

Poprawa nie nastąpiła również blisko dwa tygodnie później, gdy łodzianie pojechali do Głogowa na mecz z Chrobrym. Pawłowski znowu nie ustrzegł się błędów, które były dla jego zespołu bardzo kosztowne. Trzeba jednak oddać 27-latkowi, że zaliczył też kilka przyzwoitych interwencji. To jednak nie wystarczyło, bo Widzew znowu przegrał.

Wojciech Pawłowski – umiejętności mu nie brakuje. Gdzie zatem leży problem?

Trenerowi Dobiemu cierpliwość skończyła się właśnie przed dzisiejszymi derbami. Zdecydował się on posadzić Pawłowskiego na ławce rezerwowych. Decyzja bardzo odważna, gdyż oznaczało to, że w meczu z ŁKS-em zadebiutuje świeżo sprowadzony Miłosz Mleczko.

Wypożyczony z Lecha Poznań piłkarz jest jeszcze młody, a w ostatnim czasie mogło mu dodatkowo brakować rytmu meczowego. Innego wyjścia jednak nie było. Teraz można się zastanawiać tylko, czy przypadkiem 21-latek nie mógł się zachować lepiej przy pierwszym golu dla gości.

ŁKS nie zawiódł. Dokąd zmierza Widzew?

Pierwszy gwizdek sędziego rozbrzmiał o 19:10 (rok założenia Widzewa). W oczy mogła bez wątpienia rzucić się atmosfera na trybunach. Było gorąco. Na pierwsze boiskowe emocje także nie musieliśmy długo czekać. W 16. minucie po dośrodkowaniu na pole karne piłkę głową do bramki skierował 26-letni Maksymilian Rozwandowicz.

Z obrońcą Łódzkiego Klubu Sportowego wiąże się dość ciekawa historia. Zawodnik ten urodził się i wychował w województwie łódzkim. W przeszłości występował w Widzewie, teraz reprezentuje barwy ŁKS-u. Ale przede wszystkim jest to jeden z nielicznych graczy, którzy wybiegli dzisiaj na boisko, pamiętających poprzednie derby. A zostały one rozegrane ponad trzy lata temu. Rozwandowicz wszedł wówczas na boisko z ławki. Wracając do dzisiejszej rywalizacji, to gospodarze nie byli w stanie odpowiedzieć do końca pierwszej połowy.

W drugiej podopieczni Enkeleida Dobiego natomiast starali się pokazać pazur, ale bezskutecznie. To wykorzystał ŁKS, który po godzinie gry podwyższył wynik. Na listę strzelców tym razem wpisał się Adrian Klimczak.

Do końca nie zobaczyliśmy już więcej goli, ale nie oznaczało to braku emocji. Z boiska zdążył na przykład wylecieć Bartłomiej Poczobut. Ostatecznie to ŁKS wygrał derby, rozsiadł się na fotelu lidera pierwszoligowych rozgrywek i zapewnił sobie panowanie w mieście, przynajmniej do rundy wiosennej.

A jeśli chodzi o drużynę Widzewa, to pojawia się coraz więcej pytań. W którą stronę to wszystko zmierza? Czy na pewno zatrudnienie Enkeleida Dobiego było dobrą decyzją? O co tak naprawdę będzie grał zespół w tym sezonie?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze