Warta Poznań to ekipa, która w tym sezonie była w stanie postraszyć Legię Warszawa, Lecha w meczu derbowym, czy pokonać rozpędzony Piast Gliwice trenera Fornalika. Górnicy z pewnością nie mogli być stawiani na pozycji faworyta tego spotkania. Zabrzanie musieli jednak zrobić wszystko, aby zwyciężyć z Wartą - wszak miejsca pucharowe wciąż pozostają w zasięgu ręki.
5 punktów wynosiła strata Górnika do Rakowa Częstochowa przed 23. kolejką. Częstochowianie swojego meczu nie zagrali, a zatem dzięki zwycięstwu ekipa Marcina Brosza mogła zbliżyć się do rywala na dwa „oczka”. Do końca jeszcze kilka spotkań, ligowe podium nadal pozostawało w zasięgu drużyny „Trójkolorowych”. Jednakże aby bić się o możliwość udziału w europejskich pucharach, Górnik nie mógł pozwolić sobie na stratę punktów. Nie z niżej notowanymi rywalami pokroju Warty.
Frustracje Marcina Brosza
I faktycznie wcale nie było tak kolorowo, jak można było sobie wyobrażać przed meczem. Górnik, który w tym roku raczej przeszkadza w grze rywalom, niż sam pięknie rozgrywa piłkę, oddał inicjatywę swoim rywalom. A Warta skrupulatnie to wykorzystała, nieustannie atakując swoich rywali. Do 20. minuty zabrzanie nie stworzyli tak właściwie żadnej klarownej sytuacji, poznaniacy natomiast postraszyli. Również mnóstwo rzutów rożnych dla Warty było dla gospodarzy poważnym zagrożeniem, bo w tym sezonie Górnicy pokazali, że z obroną przy stałych fragmentach mają problemy.
Marcin Brosz nie bez przyczyny dostawał furii przy linii bocznej, jednakże słaba gra zespołu to również jedna z jego „zasług”. Od spotkania z Piastem Gliwice, kiedy to ekipa trenera Fornalika rozpoczęła marsz w górę tabeli, zabrzanie podupadli na formie. Świetny start przykryty został przez kolejne mecze, które były zwyczajnie fatalne. Szkoleniowiec nie potrafił odmienić swojej ekipy, Górnik przeszedł ogromną przemianę. Ofensywny potencjał schowany został pod płachtą marazmu i braku kreatywnych rozwiązań.
Warto zastanowić się, czy to aby nie najlepszy moment, aby pożegnać się z trenerem Broszem. Takie głosy coraz częściej pojawiają się wśród fanów i trzeba podejść do nich zupełnie poważnie. Szkoleniowiec naprawdę długo pracuje już z zespołem, jednak zabrzanie co mecz powtarzają podobne błędy, a wiosną nawet przygotowanie motoryczne odbiega od standardu, do którego przyzwyczaił nas Górnik w poprzednich latach. Nieco świeżej krwi oraz inne podejście do drużyny mogłyby Górnikowi wyjść na dobre.
Warta podąży ścieżką Rakowa?
Ofensywne podejście Warty połączone z wieloma błędami indywidualnymi popełnianymi przez zabrzan musiało w końcu dać gościom to, na co zasłużyli – a zatem prowadzenie. Strata piłki, szybko wyprowadzona kontra, dogranie Mateusza Kuzimskiego na szesnasty metr do Jana Grzesika, który w sytuacji sam na sam nie pomylił się i wyprowadził Wartę na prowadzenie.
Zespół Piotra Tworka w tym sezonie gra naprawdę dobry futbol. Po awansie Warty do ekstraklasy można było mieć pewne wątpliwości, czy poznaniacy to na pewno ekipa, która nie obniży poziomu najlepszej ligi w Polsce. Drużyna szybko je rozwiała, do przerwy prowadząc z Górnikiem. A jeśli taki stan rzeczy miał się utrzymać do przerwy, oznaczałoby to, że beniaminek zrównałby się punktami z czternastokrotnym mistrzem naszego kraju. W tyle zostawiając takie kluby, jak Cracovia, Wisła, czy rywala zza miedzy, Lecha Poznań.
Bądźmy szczerzy, Warcie, jako beniaminkowi, nieco brakuje do Rakowa Częstochowa, który rok po swoim awansie walczy o europejskie puchary. Szukając podobieństw między obiema drużynami, z pewnością możemy powiedzieć o tym, że obie grają naprawdę efektownie w ofensywie. Poznaniakom brakuje jednak trochę boiskowego pragmatyzmu. Historia jednak lubi się powtarzać, zatem kto wie, czy poznaniacy w nowym sezonie nie ruszą na podbój naszej ligi. Dobrze będzie to świadczyć o naszym zapleczu oraz pomyśle na budowę niektórych polskich zespołów. Choć póki co nie powinniśmy wybiegać aż tak daleko w przyszłość – w piłce przecież wszystko szybko się zmienia.
Zmiany na minus
Trener Brosz musiał reagować na to, co działo się na boisku – zobaczyliśmy zatem zmienników. Kibice przywykli już jednak do tego, że szkoleniowiec w życie wprowadza takie zmiany, których nie spodziewaliby się najlepsi eksperci. I tak z boiska ściągnięci zostali środkowy obrońca oraz wahadłowy, a w ich miejsce pojawili się… Napastnik i środkowy obrońca. Wyglądało na to, że Daniel Ściślak miał pełnić rolę obrońcy, na bok pomocy przesunięty został Jimenez, a Krawczyk zastąpił go w ataku… A przynajmniej tak się wydawało.
Raz na wahadle widzieliśmy Romana Prochazkę, za chwilę przyjmował on pozycję obrońcy. Za moment z tyłu pojawiał się Krzysztof Kubica. Górnik grał to trójką w obronie, to czwórką… Trudno było szukać ładu i składu w taktyce drużyny z Zabrza, a sami zawodnicy poruszali się tak, jakby grali na orliku, a nie w ekstraklasie.
Na efekty długo nie trzeba było czekać – najpierw Mateusz Kupczak podwyższył prowadzenie na 2:0, później poznaniacy obijali słupek bramki Marcina Chudego. Warcie nie zależało na tym, aby marnować siły i narażać się na kontratak, więc po drugim golu goście oddali inicjatywę Górnikowi. I zobaczyliśmy to, czego się spodziewaliśmy – niemoc w ofensywie, brak kreatywności i uderzanie głową w mur…
Dyszka
Pozytywny impuls drużynie z Zabrza dał Jesus Jimenez. Hiszpan zdobył kontaktową bramkę – uderzenie z dystansu i piękny gol. To jednak za mało, zabrzanie potrzebowali stworzenia sobie klarownych sytuacji z gry. Choć ruszyli do przodu, nadal gospodarze byli niezwykle narażeni na kontrataki. Wiadome było, że jeśli Górnik szybko nie strzeli drugiego gola, o następne trafienie pokusi się Warta.
Co do samego Jimeneza, dzięki tej bramce przekroczył on barierę dziesięciu goli w tym sezonie ekstraklasy. Tym samym zrównał się z wiceliderem klasyfikacji strzelców, Jesusem Imazem. Za plecami czyha jednak kilku innych zawodników. 9 trafień na swoich kontach ma jeszcze 5. innych zawodników. Oczywiście o walce o koronę króla strzelców nie może być mowy, bo Pekharta od reszty stawki dzieli prawdziwa przepaść. Hiszpan musiałby zacząć zdobywać po 2 gole w każdym meczu, dokładając po drodze kilka hat-tricków.
***
Gdyby poznaniacy byli nieco skuteczniejsi, mogli dziś zdobyć kilka goli więcej. Małe problemy przy wyprowadzaniu kontr, uderzenia prosto w bramkarza, niedokładność – tylko to uratowało Górnika Zabrze przed stratą większej ilości bramek. Zabrzanie nie stworzyli w tym meczu żadnego zagrożenia, poza uderzeniami z dystansu.
Warta wskoczyła na siódme miejsce w lidze, zabrzanie pozostają na szóstej pozycji. Z okazji do wyprzedzenia rywali może jednak skorzystać Śląsk Wrocław, o ile wygra swoje spotkanie przeciwko Jagiellonii w Białymstoku. Drużyna z Poznania pokazała swój potencjał, natomiast trener Brosz musi zakasać rękawy i zastanowić się, jak odmienić formę swojej ekipy.