Liga hiszpańska nie zwalnia tempa, my zaś postanowiliśmy zajrzeć na jej zaplecze, by sprawdzić, kto na jej finiszu będzie miał największe szanse na awans do elity. Czołowa piątka tabeli wygląda niesamowicie interesująco i... sentymentalnie. O kim mowa?
Deportivo Alaves
Dorośli czytelnicy zapewne pamiętają ten przeuroczy „meteoryt” w Pucharze UEFA, który spalił się już na samym końcu drogi przez atmosferę i zrobił to w sposób szalenie efektowny. Debiut w Europie zakończony dopiero po jednym z najlepszych finałów w dziejach piłki. Mecz z Liverpoolem, wcześniej pogrom Kaiserslautern w półfinale (9:2 w dwumeczu!). „The Reds” prowadzili już 2:0 i 3:1. Na początku drugiej połowy rewelacyjny Javi Moreno dwiema bramkami wyrównał wynik meczu. Później znów Anglicy cieszyli się z prowadzenia, Alaves potrafiło jednak w końcówce znów dopaść swoich rywali (zrobił to Jordi Cruyff). Ostatecznie samobój w końcówce dogrywki pozbawił waleczną ekipę „El Glorioso” upragnionego triumfu.
https://youtu.be/WIEXGJE13hc
Jedenaście sezonów spędzonych w La Liga przez klub z Vitoria-Gasteiz, stolicy Kraju Basków, nie plasuje go w czołówce tabeli wszech czasów, niemniej niezwykle miło byłoby znów zobaczyć go w elicie. Poprzedni sezon nie był w jego wykonaniu wybitny – zakończył zmagania ligowe na 13. miejscu. Bardzo pomogła mu jednak zmiana szkoleniowca. Jorge Bordalas znakomicie poukładał zespół, co doskonale oddaje sytuacja w tabeli. 43 punkty w 23 meczach i pozycja lidera. Do końca rozgrywek oczywiście wciąż daleko, niemniej Deportivo Alaves wydaje się faworytem Segunda Division i ma wielkie szanse na powrót do elity po jedenastu latach oczekiwania. Przywitamy je z otwartymi ramionami.
Club Deportivo Leganes
Wicelider tabeli zaplecza La Liga jest niemałą sensacją. Co prawda klub z przedmieść Madrytu spędził w swojej historii jedenaście sezonów w Segunda Division, niemniej nigdy nie zajął w niej miejsca wyższego niż ósme. Gdyby tak mały zespół awansował do Primery, byłaby to sensacja porównywalna z promocją Eibaru. Stadion na osiem tysięcy miejsc, budżet plasujący „Lega” w dolnej części tabeli, kadra, której największą gwiazdą jest Alexander Szymanowski, i trener bez, właściwie, żadnych osiągnięć (Asier Garitano). Uwielbiamy takie historie, niemniej wydaje się, że na dłuższym dystansie Leganes osunie się nieco w tabeli, pod nim jest bowiem niemały ścisk. Jeśli jednak temu małemu klubowi uda się awansować, wszyscy powinniśmy wstać i bić brawo. Jak na razie 40 punktów i minimalna przewaga nad gęstym peletonem musi zadowalać kibiców, którzy w najśmielszych snach nie myśleli o swojej drużynie w kontekście La Liga. Ci, którzy gonią, mają jednak znacznie większe doświadczenie, rywalizacja zapowiada się więc pasjonująco.
Cordoba CF
Wiele wskazuje na to, że zespół, który był o wiele za słaby na Primera Division i z hukiem z niej zleciał w pierwszym sezonie po awansie, bardzo szybko może do niej powrócić. Cordoba preferuje bardzo widowiskowy futbol – jest w czołówce zarówno pod względem bramek zdobytych, jak i straconych. Jest też bardzo bezkompromisowa – zremisowała jak dotąd zaledwie trzy mecze (tylko przedostatnia Llagostera może się „pochwalić” podobnym wynikiem). Wśród podopiecznych Jose Luisa Oltry na gwiazdę pierwszej wielkości (na skalę ligi rzecz jasna) wyrósł młody Rumun, Florin Andone. Już w zeszłym sezonie był to jeden z nielicznych piłkarzy, którzy byli w stanie strzelić bramkę w La Liga (w sumie pięć w 20 meczach), pół sezonu w Segunda Division wystarczyło, by dorobek z zeszłego roku podwoić. Wiele wskazuje na to, że Cordoba do samego końca będzie się liczyć w walce o awans – w klubie zapomniano już o tym, że strata do przedostatniej drużyny poprzedniego sezonu w Primerze wynosiła aż dwanaście punktów i bez wątpienia chce spróbować podbić ją na nowo.
CA Osasuna
Klub, bez którego Primera nie jest tą Primerą, jaką była zawsze. 36 sezonów spędzonych na najwyższym poziomie, dwukrotne otarcie się o podium, finał Pucharu Króla. Tak, bez wątpienia Osasuna zasługuje na powrót do La Liga. Najbardziej utytułowany zespół z Nawarry wciąż boryka się z problemami finansowymi, najważniejsze jednak, że powoli pokonuje te sportowe. Prowadzona w zeszłym sezonie między innymi przez Jana Urbana ekipa „Los Rojillos” skończyła rozgrywki ligowe nad samą strefą spadkową. Szok jednak już minął, w Pampelunie zakasano rękawy i dziś jest to zupełnie inny zespół. Jego grą kieruje zaledwie 19-letni Mikel Merino, który już w tej chwili znajduję się na celowniku wielkich klubów, z Borussią Dortmund na czele. Prowadzący zespół Enrique Martin wkupił się w łaski kibiców, którzy wierzą, że powrót do elity nastąpi już w tym sezonie. Szanse na to są całkiem niemałe.
Real Oviedo
Czołową piątkę zamyka klub, którego historia jest najbardziej ujmującą ze wszystkich tu opisanych. 38 sezonów w La Liga, trzykrotnie – trzecia drużyna całych rozgrywek. Po ostatnim spadku (2001 rok) ciągłe problemy, trzecioligowa tułaczka i niemal pewne widmo bankructwa i rozwiązania zespołu, potem słynna na całym świecie akcja, w której kibice mogli nabyć symboliczną współwłasność w zamian za drobne wsparcie finansowe. Efekt tejże był iście piorunujący – niemal dwa miliony euro, które wpłynęły na konto klubu, ocaliły „Los Azules”, później nastąpił kolejny przełom. Cała akcja zainteresowała Carlosa Slima, jednego z najbogatszych ludzi na świecie, który nabył 32% pakietu (kibice posiadają nieco ponad 40%) za ponad dwa miliony. Od tego momentu w Realu wszystko jest jak w bajce. Tegoroczny awans do Segunda Division i od samego początku miejsce w czołówce ligi. Wiele wskazuje na to, że asturyjski klub znów zaczyna dopisywać złoty rozdział na karcie swojej pięknej historii. Promocja do La Liga byłaby zwieńczeniem trudnego, ale i wzruszającego okresu, który udowodnił, że nie ma przeszkody nie do przeskoczenia w miejscu, w którym działa ludzka solidarność.